Guru współczesnego włoskiego jazzu ma 49 lat, ale wygląda wygląda na co najmniej 20 lat mniej. Czy wyjątkowy optymizm i witalność Paolo Fresu to sardyńskie dziedzictwo muzyka urodzonego w kilkutysięcznej Bercchidzie?
- Na początku jazz był dla mnie muzyką graną wyłącznie przez Amerykanów. W pewnym momencie pomyślałem, że przecież jestem z Sardynii i wychowałem się na wsi, a nie w metropoli. Słuchałem beczenia owiec i świstu wiatru w gałęziach, a nie zgiełku Chicago czy Detroit - wspominał w audycji Janusza Jabłońskiego i Tomasza Jabłońskiego "Rozmowy Improwizowane" muzyk przez wielu uważany za pierwszego trębacza południa Europy.
Paolo Fresu, jako poszukujący jazzman w swojej twórczości sięgnął do muzycznej tradycji Sardynii. Tę poznawał od najmłodszych lat.
- W wiosce działała Una Banda, orkiestra marszowa. Marzyłem, żeby wejść w jej skład. Mój brat grał w niej przez rok czy dwa na trąbce. Miałem może 8 lat. Z wielkim zainteresowaniem oglądałem trąbkę i wdychałem zapach oleju do smarowania wentyli. Ten zapach jest chyba moim najsilniejszym wspomnieniem z dzieciństwa - mówił w wywiadzie.
Od kilku lat Fresu organizuje festiwal jazzowy w swojej rodzinnej wiosce, przyciągając nawet trzydzieści tysięcy fanów z całej Europy.
Paolo Fresu
W audycji włoski trębacz próbował wyjaśnić, dlaczego Włochy są tak atrakcyjne dla migrujących tam z obu półkul improwizatorów i jak pogodzić tradycję jazzową z europejską oraz włoską tożsamością. Przy okazji opowiadał o muzycznych spotkaniach z Uri Caine'em i Johnem Zornem oraz trwającej od ćwierćwiecza współpracy ze swoim autorskim kwintetem.
Aby wysłuchać rozmowy z Paolo Fresu wystarczy kliknąć w ikonkę dźwięku w boksie "Posłuchaj", w ramce po prawej stronie.