Jan Kania z Lipnik chciał być kimś. Nic nie wyszło z planów zostania księdzem, więc w zamian postanowił nauczyć się gry na harmonii. Było to trudne z trzech powodów: po pierwsze, instrument był drogi - kosztował półtorej krowy. Po drugie, repertuar był zazdrośnie strzeżony przez starszych muzykantów, więc nie było od kogo się uczyć. Po trzecie wreszcie - harmonia to instrument bardzo trudny.
- Na harmonii najtrudniej pogodzić prawą rękę z lewą. Wiadomo! samą prawą ręką każdy potrafi zagrać, ale utrzymać rytm basów stosownie do prawej ręki to już nie. Ja trzy razy rzucałem grę w ciągu pierwszych dwóch miesięcy, tak i byłem zniechęcony. Aż pewnej nocy przyśniło mi się, jak to ma być zrobione. Wstałem i do szóstej grałem, żeby z ręki mi nie wyszło to przełamanie.
"Przełamaniem" pan Jan nazywa właśnie odpowiednie rytmicznie akompaniowanie basami melodii w prawej ręce.
Ciekawe, że w przeciwieństwie do wielu harmonistów, Jan Kania nie znał do niedawna nut. Nuty są jednak dla harmonisty koniecznością, a zatem chętnie skorzystał z pomocy znajomego skrzypka, który wprowadził go w tajniki zapisu.
Bohater audycji Anny Szewczuk prowadzi w swojej okolicy wiele zespołów młodzieżowych, co pozwala mieć nadzieję, że tradycja gry na harmonii nie zaginie. Tylko że na Kurpiach trudno o dobry instrument, trzeba pojeździć i poszukać. Instrument pana Jana pochodzi ze wsi pod Białymstokiem.
Aby posłuchać rozmowy, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w ramce "Posłuchaj" po prawej stronie.