Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, wspomina, że podczas wydarzeń Grudnia 70 na ulicach Gdyni zginął jego przyjaciel. Ale jednocześnie grudzień najbardziej zapadł mu w pamięci. Nieopodal stoczni im. Komuny Paryskiej i na pobliskiej stacji kolejowej od kul komunistycznego wojska i milicji zginęło wówczas 18 osób. Była to najbardziej krwawa akcja podczas tłumienia robotniczych protestów na Wybrzeżu, które trwały od 14 do 22 grudnia.
Gość "Sygnałów Dnia" przyznaje, że podawane dane, co do liczby ofiar są wiarygodne. - Ogółem w Gdyni, Gdańsku, Szczecinie i Elblągu zginęło 42 demonstrantów i dwóch żołnierzy - mówi Krzysztofowi Grzesiowskiemu. Wspomina, że Trójmiasto w grudniu 1970 roku sprawiało wrażenie upiornego i wymarłego miejsca.
Marszałek ubolewa, że tak długo nie potrafiono osądzić ludzi, odpowiedzialnych za wydanie rozkazu strzelania do robotników. Główni sprawcy i ci, którzy wydali rozkaz strzelania do robotników nie żyją.
Bogdan Borusewicz uważa, że Grudzień 70 był przygrywką do Sierpnia 80. Choć wtedy nie zdawano sobie jeszcze z tego sprawy, przyspieszył upadek komunizmu.
- Dokładnie 11 lat później, 16 grudnia 1981 roku doszło do wydarzeń w kopalni "Wujek" - wspomina gość Jedynki. Dowiedział się o tym działając już w konspiracji, podczas organizowania strajku na Wybrzeżu.
Marszałek przyznaje, że nie lubi również munduru. Bo w 1970 roku robotnicze wystąpienia tłumiło wojsko, a w grudniu 1981 roku milicja - dwie służby mundurowe.
(ag)
Aby posłuchać rozmowy z Bogdanem Borusewiczem, wystarczy kliknąć na dźwięk "Nie lubię grudnia" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Audycji "Sygnały Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6. Zapraszamy.
************
Krzysztof Grzesiowski: W naszym studiu Marszałek Senatu Rzeczpospolitej Bogdan Borusewicz. Dzień dobry, panie marszałku.
Bogdan Borusewicz: Dzień dobry panu i dzień dobry państwu.
K.G.: Jak sam pan o sobie powiedział we wczorajszym wywiadzie dla Gazety Wyborczej, jest pan człowiekiem, który nie lubi grudnia najbardziej ze wszystkich miesięcy w roku.
B.B.: Tak. I powiedziałem prawdę. Nie wiążą się z tym miesiącem dla mnie dobre wspomnienia.
K.G.: Przypomniał pan o tym czasie ze swojego życiorysu, kiedy miał pan lat dwadzieścia jeden, w grudniu siedemnastego przyjechał pan do Trójmiasta z Lublina (studiował pan na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim) i znalazł się pan w zupełnie innym świecie.
B.B.: Tak, w zupełnie innym, w mieście spacyfikowanym, które wtedy, kiedy wieczorem wyszedłem, sprawiało wrażenie jakiegoś upiornego, wymarłego miasta.
K.G.: Zginął pana kolega wówczas, tego dnia 17 grudnia.
B.B.: Tak, potem się dowiedziałem, kilka dni później dowiedziałem się, że zginął mój kolega w Gdyni.
K.G.: Oni pojechali do pracy, robotnicy, do Stoczni do Gdyni, szli do pracy.
B.B.: Tak, szli do pracy...
K.G.: Wysiedli na stacji kolejki. No bo tak im powiedziano dzień wcześniej: idźcie do pracy.
B.B.: ...i spotkali blokadę. Ja myślę, że kiedy wyszli z kolejki, oni jeszcze niewiele zrozumieli, co się dzieje. I padły strzały. Kiedy ten tłum wychodzący z kolejki, bo była to... tak to wyglądało – tłum wychodził z kolejki, te kolejki elektryczne opustoszały na stacji Gdynia Stocznia, tak zawsze to to wyglądało, to rozpoczęcie czy przyjście do pracy. I wiele osób w tym tłumie, kiedy usłyszało strzały, nie wiedziało w ogóle, o co chodzi. A potem na ulicach Gdyni odbyło się takie polowanie zbrodnicze, bo strzelano do demonstrantów, którzy szli spokojnie, nie było jakichś ekscesów, ataków, a także strzelano do ludzi, którzy uciekali, do przechodniów. To było... To jest niewytłumaczalne, takie użycie broni na taką skalę i takie użycie sił wojskowych i milicyjnych. Przecież działały cztery dywizje wojska, jeden milicji, kilkadziesiąt tysięcy milicjantów.
K.G.: Dziś mówi się, podaje się taką liczbę, że zginęły wówczas 44 osoby, 1160 zostało rannych...
B.B.: Czterdziestu dwóch demonstrantów.
K.G.: No właśnie, czy te liczby są wiarygodne, prawdziwe, czy kiedykolwiek dowiemy się?
B.B.: Tak, one są wiarygodne. Zginęło 42 demonstrantów i dwóch milicjantów.
K.G.: Minęło 40 lat, toczy się proces od bodaj 10 lat, oskarżeni są między innymi Wojciech Jaruzelski, ówczesny wicepremier Stanisław Kociołek, trzech dowódców wojskowych. 10 lat toczy się proces. Podobno ma zakończyć się w przyszłym roku.
B.B.: Główni sprawcy i ci, którzy wydali rozkaz strzelania, nie żyją. PRL był państwem hierarchicznym, na górnej hierarchii stał I sekretarz Władysław Gomułka. Jego najbliższy współpracownik był wtedy w Gdańsku i kierował tymi działaniami, czyli Zenon Kliszko, a bezpośrednio na miejscu działaniami wojska kierował gen. Grzegorz Korczyński. Wszyscy oni nie żyją, ale to nie oznacza, że inni, którzy są odpowiedzialni, przynajmniej formalnie, nie powinni być sądzeni. Ten proces, oczywiście, powinien zostać doprowadzony do końca. Popełniono w czasie tego procesu wiele błędów, które spowodowały, że on trwa tak długo.
K.G.: Nawet dzisiaj jedna z gazet, konkretnie dziennik Polska, pisze, że proces nie zakończy się w 40. rocznicę masakry robotników, bo w grudniu nie było żadnej rozprawy.
B.B.: No właśnie. Ja parę lat temu zwracałem się do ministra sprawiedliwości, pana Ziobry, będąc już marszałkiem senatu, i otrzymałem takie zdawkowe... taką zdawkową odpowiedź, która nic nie mówiła.
K.G.: Wracając jeszcze do wczorajszego wywiadu z panem w Gazecie Wyborczej, mówi pan o tym, że z pana punktu widzenia ważniejsze po tym, co wydarzyło się na Wybrzeżu w 70 roku, było podtrzymywanie pamięci o tej tragedii, że to mogło mieć swój skutek (...)
B.B.: I miało swój skutek.
K.G.: No właśnie, miało, jak się okazało.
B.B.: Razem z ludźmi, z którymi współdziałałem, podtrzymywałem tę pamięć. 16 grudnia składaliśmy wieńce, kwiaty, robiliśmy wiec pod Bramą nr 2 w Stoczni w tym czasie, kiedy stoczniowcy wychodzili ze Stoczni i co roku było nas coraz więcej. Oczywiście były represje, bo wiadomo, że władza ograniczała i chciała tę pamięć zniszczyć, a Grudzień jednak był taką bazą do tego, że 10 lat później był Sierpień i Sierpień zwycięski, bezkrwawy. To wszystko to jest nauka Grudnia, a ci, którzy później strajkowali, i ci, którzy pomagali w Sierpniu 80 roku, oni przeszli przyspieszony uniwersytet ludowy w Grudniu na ulicach Gdańska, Gdyni i Szczecina.
K.G.: No tak, ale potem był jeszcze grudzień 81 roku.
B.B.: No tak.
K.G.: Znów krwawy.
B.B.: Tak, ale w zupełnie już innej sytuacji, w sytuacji, kiedy druga strona, czyli myśmy byli zorganizowani i to dobrze zorganizowani, nie udało się wtedy, wprowadzając stan wojenny, zatomizować społeczeństwa, rozbić to zorganizowanie. I w rezultacie ten grudzień 81 roku i stan wojenny przyspieszył upadek komunizmu. Ale tak, 16 grudnia padły ofiary, zastrzelono górników kopalni „Wujek” i podano to natychmiast do wiadomości. Ja usłyszałem to w radio, to był początek mojej działalności podziemnej. Oczywiście, jak wszyscy inni, byłem zszokowany. To była fatalna perspektywa dla kraju, także dla mnie, świadomość, że strzela się do ludzi. Ale ja to oceniłem jako próba zastraszenia, bo zastrzelono i natychmiast podano do wiadomości, jako próba złamania oporu, zastraszenia społeczeństwa. A to się nie udało.
K.G.: Jeszcze jedno z pana doświadczeń, chyba o którym warto wspomnieć, o tym człowieku w mundurze, o którym mówi pan, że wystarczy człowieka wsadzić w mundur, a staje się trybikiem, wykona każdy rozkaz, łącznie z zabiciem innego człowieka, kompletnie sobie przecież nieznanego, być może w tym samym wieku, może pochodzącego nawet z tej samej miejscowości, kto wie.
B.B.: I jeszcze do tego strzelała nie tylko milicja, ale także strzelało w grudniu 70 roku wojsko, Ludowe Wojsko Polskie. A 11 lat później tak, miałem takie bezpośrednie doświadczenie, ponieważ zorganizowałem drugi strajk w Stoczni Gdańskiej 15 grudnia, który trwał przez noc z 15 na 16 grudnia i został rozbity o szóstej rano czołgami i oddziałami ZOMO. Wcześniej grupa czołgów, takich lekkich, pływających czołgów wdarła się od strony Stoczni Północnej, niepilnowanej zupełnie, bo było nas bardzo mało w tej Stoczni Gdańskiej, a Stocznia Północna była zupełnie pusta. I pobiegłem tam z grupą kilku, około dwudziestu strajkujących. Wtedy odbyłem krótką rozmowę, myślałem, że to będą negocjacje, ale to była krótka rozmowa, dla mnie wstrząsająca oczywiście, wstrząsająca, bo wiedziałem, że za chwilę się to może stać, a byłem odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale za tych, których ściągnąłem do Stoczni Gdańskiej, żeby strajkowali i żeby ten opór podtrzymać. Ten dialog był krótki, zza pierwszego czołgu wyszedł oficer, porucznik, może trochę młodszy ode mnie, może o jakieś pięć lat, i zapytałem się go, czy będzie strzelał. On odpowiedział, że tak. Ja więc odpowiedziałem, że przecież nie jesteśmy uzbrojeni. To wskazał na pręty, które trzymaliśmy w ręku. Ta nieadekwatność czołgów i prętów i ta jego odpowiedź, wiedziałem, że podejmie tę decyzję, bo widziałem, słyszałem w głosie olbrzymią nienawiść, spowodowała, że moja ocena ludzi w mundurach pozostaje bardzo krytyczna, i w tych mundurach Ludowego Wojska Polskiego.
K.G.: To na koniec jedyne właściwie, co mi przychodzi do głowy w tej chwili, panie marszałku, to to, że nie lubi pan grudnia, ale grudzień najbardziej wbił się panu w pamięć.
B.B.: Nie lubię grudnia i nie lubię mundurów.
K.G.: Bogdan Borusewicz, dziś Marszałek Senatu Rzeczpospolitej, nasz gość. Dziękujemy bardzo, panie marszałku.
B.B.: Dziękuję panom.
(J.M.)