Jak powiedział ojciec José da Silva Vieira, ze zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów, który pracuje w Dżubie, potencjalnej stolicy Sudanu Południowego, to referendum jest zwieńczeniem procesu, który trwał od 1956 roku, kiedy to Sudan uzyskał niepodległość po okresie brytyjskiej kolonizacji. – Południe przez cały ten czas walczyło o niepodległość, ponad 5 milionów ludzi oddało życie za prawo do bycia traktowanym jak ludzka istota, a nie jak niewolnik – wyjaśnił.
Richard Mbewe, główny ekonomista Domu Kredytowego Notus, z pochodzenia Zambijczyk, potwierdził, że mieszkańcy Południa cierpieli prześladowania ze strony Arabów zajmujących północną część Sudanu. – Na południu mieszkają Niloci, którzy historycznie byli traktowani jako niewolnicy dla Arabów, nazwijmy rzecz po imieniu, zawsze tak było. I w 1956 roku ci ludzie zostali wcieleni do państwa, które jest muzułmańskie – powiedział.
Na południu Sudanu panuje przekonanie, że nawet 90 procent uprawnionych do głosowania może opowiedzieć się za separacją. Możliwość podjęcia takiej decyzji napawa ludzi radością i dumą. Szczególnie, że kilka ostatnich pokoleń wychowywało się w stanie wojny. – W Dżubie panuje teraz atmosfera oczekiwania, ale również pięknego spokoju, na ulicach nie ma wielkich manifestacji– donosił ojciec Jose.
Do udziału w referendum zarejestrowało się 3,9 miliona osób. Aby jego wynik był ważny zagłosować musi co najmniej 2,3 miliona. Po ogłoszeniu ostatecznego wyniku nastąpi półroczny okres przejściowy, w którym będą musiały zostać rozwiązane wszelkie kwestie sporne między północą a południem.
– Najtrudniejsza jest z pewnością kwestia ropy naftowej, a szczególnie regionu Abyei. Północ nie chce go oddać i mimo, że przed dwoma laty sam Chartum zwrócił się do Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze o określenie granic tego regionu, dziś nie chce tych granic uznać – podkreślił Kombonianin.
Richard Mbewe zwrócił uwagę na fakt, że wprawdzie złoża znajdują się na południu Sudanu, ale cała infrastruktura potrzebna do jej transportu i przerobu – na północy. – I znowu jest tak, że Południe jest tylko po to, by dostarczyć surowca – powiedział i dodał, że w najnowszym wywiadzie dla telewizji Al Jazeera prezydent al-Bashir zapowiedział, że Abyei będzie źródłem wojny, jeżeli on nie dostanie tego regionu.
Paradoksalnie, zdaniem ekonomisty, ropa naftowa może stać się jedynym elementem łączącym tak różne narody. – Południe zrozumie, że nie może jej nikomu sprzedać ani transportować, jedynie na północ, a Północ zrozumie, że nie może żyć bez pieniędzy z tego biznesu – podsumował.
Komentując przewidywane scenariusze na czas po ogłoszeniu wyników referendum ojciec Jose, który jest odpowiedzialny za serwis wiadomości w Sudańskiej Katolickiej Sieci Radiowej powiedział, że wznowienie otwartej wojny między regionami jest mało prawdopodobne.
– Tuż przed referendum samoloty armii północnej bombardowały tereny na południu i ludzie zaczęli się bać, ale Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu (SPLA) zdecydowała się nie odpowiadać na te prowokacje i sytuacja się uspokoiła. Moim zdaniem Północny Sudan nie może sobie w tej chwili pozwolić na wojnę; ma ogromne problemy w Darfurze, rząd w Chartumie jest pod stałą presją wspólnoty międzynarodowej, Al-Bashir jest ścigany przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze, ale otwarta wojna nie leży w interesie żadnej ze stron – wyjaśnił.
Jak będzie przebiegać głosowanie w Sudanie i czy podział kraju może stać się rozwiązaniem problemów także innych afrykańskich państw?
Aby wysłuchać całej rozmowy "Nasza przyszłość w naszych rękach" wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
W dalszej części audycji rozmawialiśmy o:
- 50. rocznicy powstania Amnesty International
- pogłębiającym się kryzysie w Pakistanie po zamordowaniu Salmana Taseera, gubernator Pendżabu
- przejęciu prezydencji w Unii Europejskiej przez Węgry
- roli Michaiła Chodorkowskiego dla opozycji w Rosji
Audycji "Raport o stanie świata" można słuchać w każdą sobotę o godz. 15.05. Zapraszamy.
(asz)