Być może za jakiś czas lat imieniem Maryli Rodowicz będą nazywane czekoladki albo perfumy. Niedawno znalazła się na 19. miejscu wśród najsilniejszych marek w Polsce (m.in. obok Ptasiego Mleczka, Delicji czy Mieszanki Wedlowskiej). Eksperci od reklamy i PR-u z firmy BAV Consulting nagrodzili ją tytułem "Marka osobista". Rodowicz to coś więcej niż piosenkarka. To instytucja. Blisko 50 lat na scenie i 2 tysiące piosenek w repertuarze. Jej perfekcjonizm wykonawczy przekłada się na uwielbienie słuchaczy. Jest dla nich, mimo częstych zmian wizerunku, w pełni wiarygodna. – Ludzie mają do mnie zaufanie. Widzą, że ich lubię i poważnie podchodzę do grania koncertów. To procentuje – uważa piosenkarka.
W "Klubie Trójki" Rodowicz opowiadała Dariuszowi Bugalskiemu m.in. o swojej ostatniej płycie "50", na której znalazły się jej wersje polskich piosenek z lat 50. – Płytę dedykuję Marcie Mirskiej i Marii Koterbskiej - opowiada Rodowicz. Dodała, że zawdzięcza wiele Marcie Mirskiej, która tuż przed śmiercią wymieniła ją jako swoją ulubioną młodą polską wokalistkę.
Rodowicz opowiedziała też o swojej przyjaźni z Agnieszką Osiecką. Gdy Osiecka wyjechała do Stanów, Rodowicz mogła korzystać z jej piosenek. Ostatnio Rodowicz znalazła w swoich materiałach niepublikowane teksty Osieckiej. Powstanie z nich kolejna płyta, której można się spodziewać najwcześniej za rok.
Na razie artystka szuka wokalistek i wokalistów do chórku. Nowych członków wybierze na specjalnym przesłuchaniu 24 stycznia. Audycje odbędą się w Warszawie. Więcej informacji można znaleźć pod adresem mailowym: casting@marylarodowicz.pl
Rodowicz przyznaje, że nie lubi zmieniać muzyków. Z kilku powodów. Choćby dlatego, że przywiązuje się do ludzi. Jeśli gra w roku do 70 koncertów, musi lubić tych, z którymi pracuje. Poza tym jest perfekcjonistką. Chórek Maryli Rodowicz „dociera się” nawet przez półtora roku. Wszystko musi być wykonane bezbłędnie. - Uwielbiam ludzi utalentowanych. Wymagam profesjonalizmu. Moi muzycy muszą być punktualni i nauczeni, choć gaży za błędy w czasie grania nie obcinam – deklaruje.
Z audycji dowiedzieliśmy się też, jak Rodowicz, czołowa gwiazda bloku wschodniego, odnalazła się w kapitalistycznej rzeczywistości. - Teraz polskim artystom jest trudniej wojować z artystami światowymi – przyznaje. – Wtedy mieliśmy cały rynek dla siebie. Zawsze mogliśmy przynieść piosenkę do radia. Rzeczywistość była taka, jaka była. Było goło, ale wesoło. Nie mieliśmy pieniędzy, choć graliśmy dużo koncertów. Ale to mi wystarczyło, żeby wynająć mieszkanie i kupić używany zachodni samochód.
W latach 90. do Polski weszły zachodnie firmy fonograficzne. Pojawiła się nowa fala wokalistek i moda na autorskie piosenki i teksty. Tak widzi tamtą dekadę Rodowicz: – Wiele z tych piosenek to było nieporozumienie. Jeśli chodzi o stronę literacką, lata 70. wyglądały dużo mocniej. Z drugiej strony pojawiło się też kilka prawdziwych talentów takich jak Kasia Nosowska czy zaczynający trochę wcześniej Zygmunt Staszczyk. Jednak piosenka poetycko-literacka jako taka umarła.
Rodowicz lata 90. przetrwała na trzecim planie – za gwiazdami rocka (takimi jak Perfect, Maanam, Kult) i młodą falą wokalistów popowych wydawanych przez duże koncerny. Radio przestało ją grać, ale wciąż mogła liczyć na publikę koncertową. – To mnie trzymało przy życiu. Ludzie wciąż przychodzili na moje koncerty, niezależnie od tego czy byłam w radiu czy nie – opowiada Rodowicz. Wciąż jest niewątpliwie jedną z najpopularniejszych polskich wykonawczyń koncertowych. Kiedyś miała opinię szalonej, kolorowo ubranej hipiski. Co więc jest dla niej ważniejsze - charyzma czy profesjonalizm? - Zawsze był ważny dla mnie spontan. Potrafię wyjść na scenę i ryknąć coś a capella, bo mnie poniosło. Ale jak słyszę, że za mną ktoś gra nierówno - a ja słyszę każdy dźwięk - to muszę się odwrócić i zabijam wzrokiem, nie mogę się opanować.
Rodowicz jest ambitna nie tylko w kwestii warsztatu koncertowego. Po płycie z nieznanymi tekstami Osieckiej chciałaby nagrać płytę live z wersjami unplugged. Doi tej pory w dyskografii Rodowicz jest bardzo niewiele nagrań koncertowych. Z 2 tysięcy piosenek wybrałaby 10-15 i nagrała w akustycznych wersjach.
To, co pcha Rodowicz do przodu, to muzyczna ciekawość i otwartość. - W dzieciństwie pogryzł mnie wściekły pies. Miałam atak wścieklizny, zaczęłam toczyć pianę. Babcia poszła ze mną do szpitala. Dostałam 30 zastrzyków. Po wyjściu ze szpitala weszłam do budy kolejnego psa, który znów mnie pogryzł. To dowód, że się nie uczę na błędach – śmieje się. "Choć w papierach lat przybyło, wciąż jesteśmy tacy sami".
Aby wysłuchać rozmowy, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie „Posłuchaj” w ramce po prawej stronie.
Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku o 21.00.
(pk)