Aby odsłuchać całości opowieści Piotra Metza i Dave'a Stewarta o płycie "Touch" Eurythmics, wystarczy kliknąć w ikony dźwięku znajdujące się po prawej stronie w boksie Posłuchaj”.
- Cały ten czas był okresem chaosu. Byliśmy w trasie po sukcesie albumu "Sweet Dreams". Zjeździliśmy całą Europę. Mieliśmy jakieś 3 tygodnie na nowy album. To były nasze wakacje – opowiada lider projektu Dave Stewart.
Wydaną w 1983 roku płytę "Touch" Eurythmics nagrali w starym kościele. Do ich dyspozycji był tylko mały pokój na górze - reżyserka z dobudówką, w której wokale nagrywała Annie Lennox. W przeciwieństwie do krążka "Sweet Dreams", na który piosenki wybrano spośród 50 utworów, tym razem napisali ich tylko tyle, ile miało wejść na album. – Po prostu napisaliśmy numery, nagraliśmy je i wróciliśmy na trasę koncertową. Myślę, że pisanie piosenek, prezencja sceniczna, praca w studiu, to wszystko jest mocno związane z poczuciem własnej wartości. "Sweet Dreams" dało nam komfort świadomości znakomitej pozycji do dalszego tworzenia. Ustawiliśmy się w punkcie, z którego mogliśmy pójść w każdym dowolnym kierunku, i to zrobiliśmy. Ale wciąż było to Eurythmics – relacjonuje Stewart.
Wiolonczele w toalecie, skrzypce w przybudówce czyli jak nagrywano "Here Comes the Rain Again"
Proces pisania materiału na "Touch" przebiegał dużo bardziej spontanicznie niż przy poprzedniej płycie. - Annie i ja nie urządzaliśmy sobie zaplanowanych sesji. Pisaliśmy, kiedy mieliśmy na to ochotę, kiedy był ku temu dobry klimat – tłumaczy lider Eurythmics.
Jeden z ich największych przebojów, "Here Comes the Rain Again", powstał w hotelu Nowym Jorku gdy para się o coś pokłóciła. – Annie patrzyła przez okno, a ja na małych klawiszach Casio grałem jakieś melodyjki. Jak zwykle z naszej sprzeczki powstała piosenka, a my natychmiast zapomnieliśmy, o co się w ogóle kłóciliśmy. Annie zaczęła sobie coś podśpiewywać, co rozpoczęło kolejną sprzeczkę, bo chciała żebym oddał jej keyboard. To też nam się dość często zdarzało. Zarejestrowaliśmy zalążek pomysłu, a już w studiu przesłuchaliśmy kasetę i dokończyliśmy piosenkę. Nagranie jej zajęło nam może pół dnia.
Album Eurythmics nagrywał Jon Bavin, inżynier, który miksował wszystko na żywo. Stewart wtedy po raz pierwszy pomyślał, że w "Here Comes the Rain Again" świetnie zagrałaby partia orkiestry, szczególnie w połączeniu z elektronicznym tłem. - To bardzo charakterystyczna dla Eurythmics piosenka. Partie smyków miały być jak z klasycznych nagrań z lat 60. zmiksowana z domieszką amerykańskiej muzyki, jaką można było wtedy usłyszeć choćby na płytach Michaela Jacksona – zdradza Stewart.
Sam proces nagrywania orkiestry przebiegał jednak w nietypowych okolicznościach. Partię orkiestrową zaaranżował Michael Kamen, przyjaciel byłej żony Stewarta. Do samego nagrania doszło jednak w nietypowych warunkach – Kamen przyniósł wspaniałe orkiestracje. Nie pomyśleliśmy jednak o tym, że nie mamy tego gdzie nagrać. Gdy przyszło już do sesji, musieliśmy upychać muzyków po toaletach i w przybudówce, w której śpiewała Annie. Trzy wiolonczele w toalecie, cztery skrzypce w przybudówce. Miny muzyków mówiły wtedy wszystko. A jednak w tych dziwnych okolicznościach osiągnęliśmy brzmienie, które słyszycie w "Here Comes The Rain" - wspomina lider Eurythmics.
Manifest kobiecej siły
Płyta "Touch" zbiegła się z momentem, w którym karierę zrobiło wiele synth-popowych grup łączących śpiewanie o uczuciach z wykorzystaniem dużej ilości elektroniki i automatów. - Od zawsze pociąga mnie miks elektroniki i uduchowionego brzmienia – przyznaje Stewart - To jest jakby odzwierciedlenie tego, czym jest życie. Wszyscy jesteśmy ludźmi z krwi i kości. Staramy sobie jakoś radzić w życiu z emocjami. Z drugiej stronie otacza nas elektronika, telewizory, samochody. To wygląda jak film "Blade Runner". Na ulicy zobaczysz i bezdomnego i kobiety z zakupami, i wielki neon marki Sony i przechodnia z odtwarzaczem CD. Na początku lat 80. zdaliśmy sobie sprawę z tego, że taki jest współczesny świat. Nastały czasy, w których technologie mieszały się z emocjami. Kilka zespołów zdało sobie wtedy z tego sprawę. Posłuchajcie "Blue Monday" New Order albo Yazoo.
Na okładce "Touch" znalazło się zdjęcie wystylizowanej Annie Lennox. - Album ma tytuł "Touch", ale okładka mówi raczej "nie dotykaj". Możesz patrzeć, ale nie wolno ci dotknąć. Annie przybrała pozę - może nie agresywną, ale sugestywną. To był wyraźny manifest kobiecej siły. Mówimy o czasach przed Madonną, która zresztą miała na siebie bardzo podobny pomysł. Maska z kolei miała być zapowiedzią tego, co czeka słuchacza. Jakby Annie mówiła "nie dowiecie się, jaka jestem naprawdę". Wciąż ukrywała się za kolejnymi stylizacjami. Tak miało już być na zawsze. Annie stawała się coraz bardziej charakterystyczna – opowiada Stewart. On natomiast skupiał się na brzmieniu grupy i na muzyce. Był reżyserem, ona, w pewnym sensie, jego aktorką. Nasze role stawały się coraz bardziej konkretne. Ja nie musiałem się zmieniać. Od początku wiedziałem kim w tym zespole jestem. Zawsze byłem na drugim planie.
Na brytyjskich listach przebojów "Touch" radziło sobie doskonale. Dotarło do pierwszego miejsca w Wielkiej Brytanii i 7. na liście Billboardu. Album dostał status Platynowej Płyty zarówno na Wyspach jak i W USA. "Here Comes The Rain Again" dotarło do 4. miejsca listy singli w UK, Stanach i… Polsce. Płyta w 2003 roku znalazła się na 500. miejscu na liście najlepszych albumów wszechczasów magazynu "The Rolling Stone".
(kow)