Choć za życia Iana Curtisa ukazała się zaledwie jedna płyta jego zespołu, wraz z Joy Division zdołał doświadczyć sławy i kultowej otoczki. Wszystko za sprawą debiutanckiej, hołubionej przez krytyków i fanów postpunkowej nowej fali płyty "Unknown Pleasures", która dziś jest w kanonie arcydzieł muzyki rockowej. Początki - pierwsze nagrania Pierwsze nagrania Joy Division (których próbkę znaleźć można choćby na składance zatytułowanej "Substance") stylistycznie mieściły się na obrzeżach głównego nurtu punkowego. Żywiołowo pracującej sekcji rytmicznej (którą współtworzyli: perkusista Stephen Morris i basista Peter Hook ) towarzyszyły hałaśliwe partie mocno przesterowanej gitary Bernarda Sumnera i skandowane wokalizy Curtisa.
Obok kompozycyjnej prostoty i brzmieniowej surowości, wysuwających się na plan pierwszy w piosenkach takich jak "Warsaw" czy "Failures", we wczesnych dokonaniach ponurej czwórki z Manchesteru znajdujemy również pierwiastki mniej oczywiste, stanowiące zalążek jej oryginalnego stylu. Mamy zatem wolniejsze tempo i wysuniętą na pierwszy plan partię basu we wstępie do "No Love Lost" oraz – w "Leaders of Men" – to samo plus bardzo oszczędną i "wycofaną" partię gitary, budującą nastrój za pomocą niepokojącej oscylacji między harmoniami durowymi i molowymi. To właśnie pracująca z mechaniczną zapamiętałością perkusja, wyeksponowany i grający własną wyrazistą melodię bas, plus oszczędne partie gitary wypełniające zarysowaną przez perkusję i bas geometryczną strukturę, staną się odtąd znakiem rozpoznawczym Joy Division. "Unknown Pleasures" (1979)
Wydana w 1979 roku płyta "Unknown Pleasures" okazała się przełomem nie tylko w historii zespołu. Na przestrzeni dziesięciu utworów grupa zaprezentowała muzyczną i stylistyczną dojrzałość wysokiej próby, zachowując jednocześnie sporą dozę właściwej punkowi aranżacyjnej i wykonawczej nonszalancji. W piosenkach z debiutanckiego albumu uderza z jednej strony ich na ogół grobowy nastrój ("Day of The Lords", "Candidate", "New Dawn Fades", "I Remember Nothing"), z drugiej – niespotykane brzmienie. Jeśli nie liczyć przedostatniego na liście utworów "Interzone", nawiązującego do pierwszych dokonań zespołu, pozostałe epatują nie tyle dźwiękami samych instrumentów, ile ich echami, pogłosami, rozlegającymi się i gasnącymi w przestrzeni nakreślonej przez szczątkowe aranżacje. Jak przyznał po latach Hook, początkowo zespół nie był zadowolony z efektów pracy producenta Martina Hanneta , w znacznej mierze odpowiedzialnego za brzmienie albumu. To właśnie za sprawą pomysłów Hanneta muzyka Joy Division pozornie straciła punkową szorstkość i prostoduszną ekspresyjność, dążąc w stronę mrocznych i zimnych dźwiękowych pejzaży. Tak czy inaczej materiał ujrzał światło dzienne i podziałał piorunująco. Dość przypomnieć wydaną rok później płytę "Seventeen Seconds” grupy The Cure , by ocenić wpływ brzmienia Joy Division na współczesne (równie znakomite) kapele. Dla porządku dodajmy, że spośród zamieszczonych na "Unknown Pleasures" utworów miano kultowych zyskały jeszcze "Shadowplay" i "She’s Lost Control" (którego tekst ma zawierać wątki autobiograficzne, nawiązujące do epilepsji i depresji Curtisa).
"Closer"
Wydana "pośmiertnie" w lipcu 1980 roku płyta "Closer" zmodyfikowała stylistyczną formułę znaną z poprzedniego albumu. Brzmienie nie jest już tak nasycone niskimi częstotliwościami, pogłosy i echa dawkowane są z umiarem, pojawił się syntezator. Całość brzmi bardziej szorstko i nowocześnie, ale nie mniej ponuro. Album dość wyraźnie dzieli się na dwie części: na pierwszą składają się numery od pierwszego do piątego, epatujące przede wszystkim rytmem i eksponujące teksty. Szczególny status ma tu utwór drugi, "Isolation" – wesoła, dziecinnie beztroska melodia kontrastuje z utrwalonym w tekście wyznaniem. Całość brzmi jak piosenka dla pogodzonych z losem niedoszłych samobójców – do nucenia pod prysznicem.
Druga część "Closer" jest bardziej stonowana i liryczna, gitary brzmią czyściej bądź ustępują pola syntezatorowi. Na uwagę zasługuje genialny bas w niemal tanecznym "Heart And Soul" oraz utwór "Decades" – ponura ballada, w której tytułem gitary pojawia się... fortepian. "Love Will Tear Us Apart" Oprócz piosenek opublikowanych na płytach długogrających, zespół nagrał co najmniej drugie tyle. Część z nich ukazała się na singlach, a część na składankach. Obok wspomnianej "Substance" najważniejszą jest chyba album "Still". Z niego właśnie pochodzi genialny utwór "Something Must Break", na "Substance" natomiast można znaleźć kolejne cztery klasyki: wczesne "Digital" i "Transmission" oraz "Atmosphere" i – chyba najsłynniejszy z całego dorobku Joy Division – "Love Will Tear Us Apart". Teledysk do tego ostatniego nakręcono w kwietniu 1980.
"New Order" Po śmierci Iana Curtisa Hook, Sumner i Morris zakładają grupę New Order , która w drugiej połowie lat 80. osiągnie szczyty popularności wśród bywalców dyskotek. Muzyka z jej pierwszych albumów dziedziczy jednak podstawowe walory muzyki Joy Division. Ścisła współpraca perkusji i basu owocować będzie stopniowo formami coraz bardziej uproszczonymi i "sekwencyjnymi", aż po słynny utwór "Blue Monday" (1983), będący jednym z najpopularniejszych i najczęściej remiksowanych w historii muzyki tanecznej.
Łukasz Szumielewicz