Kiedy Czesław Śpiewał i "Maszynką do ćwierkania" powtórzył to, co poprzednio udało się Ich Troje (czterdzieści milionów Polaków śpiewających jedną piosenkę), akompaniowała mu na instrumentach dętych, a czasami podśpiewywała uśmiechnięta blondynka. Mademoiselle Karen, a właściwie Karen Duelund Mortensen wydała właśnie solową płytę obok której nie da się przejść obojętnie.
Muzyka francuska nigdy nie była nad Wisłą zbyt popularna, a płyta Karen jest bardzo głęboko zakorzeniona w tej tradycji. Są jednak powody, aby sądzić, że Polacy mogą pokochać Mademoiselle Karen tak, jak pokochali jej kolegę Czesława. Są też powody, aby sądzić, że nie pokochają.
Muzyka na "Attention" łączy wodę i ogień. Z jednej strony jest wierna tradycji paryskiego kabaretu, współczesnego chanson, z drugiej przepełniona energią i eksperymentami. I tak, po otwierającym "Attention", wziętym jakby wprost z Moulin Rouge, jest awangardowy połamany hip hop "Ouaf Ouaf" przypominający M.I.A. Tuż obok zaśpiewanej po francusku, lecz zatytułowanej swojsko "Autobus", emocjonalnej, rozrywającej serce balladzie o oczekiwaniu na…. autobus znajduje się brawurowo zagrane namiętne tango "Dance Avec Moi". W bawiącej się konwencją, operetkowej "Kochany, kochany" pojawia się głos Czesława Mozila, a po chwili słyszymy już przejmująco smutną, brzmiącą jak standard fortepianową balladę "Parce Que". Zwrotka następnej ("Lonely Lea") pobrzmiewa jak nowoorleański blues. Ostatnie utwory na płycie wracają do nastrojów francuskich, choć nastrój ten łamie zaśpiewana przez Karen po polsku "To ja kobieta".
Pomimo swojego eklektyzmu, najmocniejszymi momentami na płycie są te, w których artystka poddaje się klasycznej konwencji. Ballady "Rend-Moi Mon Ceur", "Parce Que" i "Autobus" brzmią naprawdę monumentalnie i wywołują autentyczne dreszcze. Pewnie dlatego, że choć jest to płyta przepełniona wolnością i potrzebą eksperymentowania, to ta improwizacja oraz to szaleństwo są przez muzyków przećwiczone i okiełznane.
Na płycie "Attention" zabrakło chyba przebojów na miarę "Maszynki do ćwierkania", ale Mademoiselle Karen chyba na tym nie zależało. Jeśli sympatycznej Karen chodziło o muzykę oryginalną, intrygującą, powodującą i dreszcze i uśmiechy, nie pozostawiającą słuchacza obojętnym, to cel został osiągnięty. To bardzo mądra, zaskakująca, zapadająca w pamięć muzyka z Francją w tle, lecz nie na sztandarach.
Radek Oryszczyszyn