Jak głosi legenda, podczas pracy nad "Binaural" (płytą Pearl Jam z 2001 roku) Eddie Vedder cierpiał na największą blokadę twórczą w swoim życiu. Zrozpaczony i zrezygnowany, postanowił bez jasnego celu pograć na znajdującym się akurat w pobliżu ukulele, instrumencie dotychczas niezbyt mu znanym. W ten oto sposób w zaledwie kilka minut powstał utwór "Soon Forget", a niemoc twórcza zniknęła jak ręką odjął.
Teraz Vedder wydaje swój pierwszy pełnoprawny materiał solowy (po limitowanym albumie koncertowym oraz ścieżce dźwiękowej do filmu Seana Penna "Into the Wild") i jest to projekt zrealizowany wyłącznie przy użyciu hawajskiego instrumentu.
Pomysł ten wydawać by się mógł po prostu fanaberią znudzonego gwiazdora - okazuje się jednak ciekawym sposobem zaspokojenia wewnętrznych ambicji. Odarty ze studyjnego blichtru i "dopieszczenia" oraz bez wielkiego rockowego zespołu, czyli jako ascetyczny bard, Vedder brzmi całkiem przekonująco, a nagrane przez niego utwory są ładne i zgrabne.
Głównym problemem tego albumu jest jednak spore natężenie materiału (16 utworów w zaledwie 35 minut), co nieco przerasta możliwości wybranego przez muzyka instrumentu. Eddie dwoi się i troi, by utrzymać zainteresowanie słuchacza: pojawiają się arpeggia, zmiany tempa i nastroju (od utworów śmiertelnie poważnych po żartobliwe), a nawet goście (w tym Cat Power) i odgłos dzwoniącego telefonu. Elementy niewątpliwie ciekawe, ale nie zmienia to faktu, że tembr głosu Veddera jest dosyć jednostajny, a dźwięki płynące z wysokich strun - mało wyraziste. Szczególnie, że artyście daleko mu do wirtuozerii Joni Mitchell czy nastrojowości Nicka Drake'a.
Jednakże jest w tym albumie coś niesamowicie przyjemnego. Piosenki nie zniżają się do poziomu tanich wzruszeń, a Eddie nie stara się słuchaczom niczego udowodnić. Ot, dorosły facet postanowił pograć sobie na ukulele. I ten brak napięcia stanowi chyba największy plus wydawnictwa. Eddie z niewymuszonym zapałem i pasją wygrywa małe, słodkie pioseneczki. Świata nimi nie zawojuje ani nie zbawi, ale też nie brzmi, jakby tego chciał.
Emil Macherzyński