Jakże wspaniałą niespodzianką było dla mnie wydanie dwóch płyt z muzyką symfoniczną Mieczysława Karłowicza przez Naxos pod batutą niezrównanego promotora polskiej muzyki Antoniego Wita. Warszawska Orkiestra Symfoniczna pod jego przewodnictwem uraczyła nas Symfonią „Odrodzenie” in E Op. 7, muzyką do spektaklu Bianca da Molena (Biała Mewa) Op. 6, Serenadą, Op. 2 i najbardziej rozpoznawalnym utworem kompozytora, koncertem skrzypcowym op.8, który z wirtuozerią i pasją gra Ilya Kaler. W ten sposób Wit dołączył kolejne utwory wielkiego miłośnika Tatr, które ostatecznie odebrały mu życie, do swojej dyskografii. Znajdziemy w niej także dwa krążki z wszystkimi sześcioma poematami symfonicznymi Karłowicza, z których jeden album nagrany został z Orkiestrą Symfoniczną Nowej Zelandii. Muzyka oryginalna, w której odnajdziemy zarówno wagnerowską pompatyczność, pogoń za potęgą, fascynację mocą, a także mahlerowską zwiewność, subtelność. Koncert skrzypcowy stoi na równie wysokim poziomie co jego odpowiedniki Szymanowskiego i Wieniawskiego (tym bardziej, że wykonywany jest przez świetnego amerykańskiego skrzypka rosyjskiego pochodzenia, zdobywcę Złotych Medali w konkursach Czajkowskiego, Sibeliusa i Paganiniego), a ukończona w 1903 roku symfonia, choć będąca wyrazem młodzieńczych pasji Karłowicza przypomina V symfonię Czajkowskiego.
Antoni Wit
Ludomir Różycki nie miał tyle szczęścia co jego rówieśnicy – Szymanowski i Karłowicz, aby jego utwory odnajdywały drogę do współczesnych melomanów. Dziś jest on uważany za drugiego po Moniuszce twórcę polskiej opery, ojca-założyciela polskiego baletu. Warto dodać, że był on także pierwszym prezesem Stowarzyszenia Kompozytorów Polskich. Prezentowany przez wydawnictwo Acte Prealabe koncert skrzypcowy op.70, który powstał pod koniec II wojny światowej, miał o tyle utrudnione zadanie by dotrzeć do odbiorców, gdyż kompozytor partię orkiestrową dzieła odłożył „na później”, tak że śmierć uniemożliwiła mu dokończenie dzieła. Pozostał jedynie wyciąg fortepianowy, który Zygmunt Rychert, szef Filharmonii Bałtyckiej, opracował na bliską stylowi kompozytora partyturę. Co ciekawe, nie jest to pierwsza jego udana próba rekonstrukcyjna, wcześniej przywrócił w ten sposób do życia m. in koncert skrzypcowy Paderewskiego i dwa polonezy Kościuszki. Dzięki jego pracy, a także znakomitej grze młodej skrzypaczki Eweliny Nowickiej możemy wysłuchać dwuczęściowego dzieła, które nie ma prawa ulec zapomnieniu. Energiczna, pełna życia i witalności pierwsza część, przechodzi w drugiej w popis wirtuozerii. Obok koncertu na krążku znajdziemy też duety Nowickiej z pianistami: Polą Lazar i Michałem Krężlewskim, z którym to skrzypaczka zagrała atrakcyjną transkrypcję baletu Różyckiego „Pan Twardowski” op. 45.
Henryk Wieniawski, karykatura rosyjska z 1877 roku
Przywołane przez Polskie Nagrania utwory Wieniawskiego, grane przez Bronisława Gimpla w towarzystwie Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej tętnią życiem i nieujarzmioną energią. Czy można go określić mianem giganta? Chyba tak, kariera Bronisława Gimpla do dziś może oszałamiać zarówno rozmachem, jak i wielkim zaangażowaniem, czasem, wydawałoby się, wykraczającym ponad ludzkie siły. Oczywiście, w polskiej pamięci zachował się przede wszystkim jako jeden z współtwórców, obok Władysława Szpilmana, Kwintetu Warszawskiego. Ale przecież jego kariera międzynarodowa była na tyle bogata, że mógłby obdarzyć nią kilku artystów. Weteran II wojny światowej nie mógł zagrzać miejsca po latach wyczerpujących tournee na posadzie profesorskiej na Uniwersytecie w Connecticut, musiał być w ciągłym ruchu, występować, zmieniać otoczenie. Związany duchowo i sentymentem z Los Angeles musiał wracać do tego miasta, by... zaraz znów ruszać w świat.
Trzeba naprawdę nieźle się postarać, by znaleźć dziś nagrania Tadeusza Bairda, pomimo tego, że jest on jednym z najciekawszych naszych XX wiecznych kompozytorów. Trzy razy uzyskał najwyższe miejsce na Międzynarodowej Trybunie Kompozytorów UNESCO w Paryżu, wielokrotnie odznaczany był różnymi wyróżnieniami w kraju i za granicą. Część nagrodzonych utworów wydanych zostało niedawno na dwóch albumach (wyd. Polskie Nagrania), których zawartość prezentuje Bairda jako człowieka czerpiącego z wielu nurtów, choć wyróżniał go w środowisku kolegów zapatrzonych w awangardowe pomysły wielki szacunek do tradycji. W jego twórczości odnajdujemy zarówno fascynację romantyzmem, co nie jest jakimś szczególnie oryginalnym wyznacznikiem, ale także barokiem i renesansem. Wykorzystując nowoczesny język muzyczny opuszcza on most ku minionym wiekom, czerpie z nich pełnymi garściami. Obok różnorodnej muzyki, począwszy od pieśni z orkiestracją, pięknie łączących poezję i muzykę (Andrzej Hioski, Krystyna Szostek-Radkowa, Stefania Wojtowicz) odnajdziemy także wymagającą wiele cierpliwości, ciężką III symfonię, wirtuozerski koncert na altówkę, zagrany przez wielkiego Stefana Kamasę i ciekawe utwory na orkiestrę: „Elegię” i suitę w dawnym stylu „Colas Breugnon”. Na krążkach dzieła Bairda interpretują tuzy pokroju Witolda Rowickiego, Jana Krenza, Wojciecha Michniewicza i Andrzeja Markowskiego.
Rocznica 80 urodzin wielkiego Wojciecha Kilara zachęciła wydawców do wypuszczenia na rynek kilka krążków z jego muzyką. Stąd pojawienie się albumów w stylu the bestów na których zainteresowani mogą poznać zarówno jego „poważne” jak i „filmowe” oblicze. To dobra metoda na zrobienie pierwszego kroku, by zobaczyć jak różnym wpływom poddawał się ten wybitny artysta. Jedną z ciekawszych płyt, prezentujących wycinek jego twórczości, jest krążek nagrany przez AUKSO Chamber Orchestra i Camerata Silesia dla DUX, które pod batutą Anny Szostak wykonują kilka uduchowionych, przesiąkniętych miłością do kultury chrześcijańskiej utworów m.in Hymn Paschalny, Lament i Veni Creator. Krążek ten szczególnie warto polecić tym, którzy do tej pory znali Kilara przede wszystkim jako twórcę muzyki filmowej. Nie za nią jednak moi drodzy dostaje dziś wyróżnienia... Bez „Borugodzicy”, „Exodusu” czy koncertu fortepianowego ciężko wyobrazić sobię polską muzykę XX wieczną.
Henryk Mikołaj Górecki
Bronisław Kazimierz Przybylski nie zdążył wziąć do ręki tej płyty, choć sam był autorem wyborów swoich kompozycji. „My Home”, (wyd. DUX) pozostaje więc zarówno pamiątką, jak i hołdem złożonym twórczości tego kompozytora. Twórca Missa Papae Joannis Pauli Secundi, utworu dedykowanemu naszemu wielkiemu rodakowi, nie był awangardzistą, choć jego In honorem Nicolai Copernici, skomponowany na 500. lecie rocznicy urodzin wielkiego astrologa, na pewno powinien być rozpatrywany w tych kategoriach. Pomimo tego, że muzyka Przybylskiego jest bogata w różne idiomy, a podczas komponowania wykorzystywał doświadczenia z poprzednich epok, to jest jedna myśl, która przenika wszystkie bez mała jego kompozycje znajdujące się na tym krążku. Miłość do Ojczyzny, polskości, tradycji i rodzimego folkloru. Stąd też motywy związane z historycznymi doświadczeniami narodu w okrutnym XX wieku: Sinfonia da Requiem (czyli trzy części z jego Requiem „Pamięci dzieci – ofiar wojny”), A Varsovie, Lacrimosa 2000. Szczególnie mocne wrażenie robi też Sinfonia polacca, będąca hołdem złożonym „Poległym za Ojczyznę Polakom”. Ciche, rozkochane w polskim folklorze Cztery nokturny kurpiowskie na gitarę i orkiestrę i Folklore na orkiestrę smyczkową, pokazują kompozytora jako wrażliwego człowieka, umiejętnie balansującego pomiędzy tradycją a współczesnymi trendami.
Premierowe nagranie „Requiem” dla DUX Andrzeja Sieniewskiego to próba odtworzenia i przybliżenia współczesnemu odbiorcy staropolskiej mszy żałobnej. Nazwisko samego autora nie za wiele nam powie, wiemy o nim tylko tyle, że zmarł przez 1726 rokiem. Pierwsze przesłuchanie pozostawionego przez niego dzieła, w interpretacji Anny Szostak, Zespołu Śpiewaków Miasta Katowice „Camerata Silesia” i Zespołu Instrument ów Historycznych „Parnassos”, urzeka urodą i świadczy o jego wielkim talencie. Requiem zostało rozpisane na czterogłos wokalny, dwoje skrzypiec, basso continuo i dwa oboje. Autorzy płyty, aby oddać szczególny charakter tego utworu i jeszcze mocniej nawiązać do kontekstu historycznego przytoczyli fragment kazania żałobnego, wygłoszonego na pogrzebie Piotra Wołowiczasa, czasznika Wielkiego Księstwa Litewskiego 24 marca 1624 roku. Co ciekawe, podczas ceremonii pogrzebowych często potrafiło ono trwać po kilka godzin i stanowiło małe arcydzieło literackie, pełne figur retorycznych, nawołań do nawrócenia, pamiętania o marności świata doczesnego i nieuniknionej śmierci. Nie mogło też oczywiście zabraknąć pochwał pod adresem zmarłego i jego rodu. A wszystko po to, żeby oswoić się ze śmiercią, prosić Boga o przebaczenie dla zmarłego, ale też, nieraz, by zaprezentować swój status społeczny. Szlachta i magnateria przywiązywała ogromną uwagę do pogrzebów, stąd ich wystawność i przepych, które biły na głowę tylko egzekwie królewskie. Teatralność, pompatyczność i emocjonalność towarzyszyła kolejnym etapom ceremonii, jak choćby łamanie miecza i insygniów władzy. Muzyka stanowiła jej główny element oddziaływujący na emocje i dodający powagi miejsca i sytuacji. Warto dodać, że wydawnictwo to powstało jako hołd złożony osobom represjonowanym w okresie stanu wojennego, a w książeczce znajdziemy esej Adama Dziuroka z IPN, opisującego jego wprowadzenie w województwie katowickim.
Eugeniusz Knapik
Do naszych rąk trafia drugi album z orkiestrowymi dziełami Bolesława Szabelskiego, Henryka Góreckiego i Eugeniusza Knapika, wydany przez DUX trzech ważnych postaci polskiej muzyki współczesnej, związanych z Katowicami. Ponownie jak na zeszłorocznym krążku, tak i teraz ich dzieła wykonywane są przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Śląskiej pod batutą Mirosława Jacka Błaszczaka. Najbardziej przystępnym dziełem jest tutaj zapewne „Concertini” na fortepian i orkiestrę z 1955 roku Szabelskiego, w którym popisowe partie fortepianowe przedstawia Zbigniew Raubo. Utwór zawieszony gdzieś pomiędzy neoromantyzmem, z głębokim zrozumieniem duchowości Szymanowskiego, a podziwem dla ekspresji i gwałtowności muzyki tworzonej przez Bartoka i Strawińskiego. Poprzez twórczość Steve’a Reicha i Philippa Glassa należy zaś rozpatrywać redukcjonizm materiału dźwiękowego zastosowany przez Góreckiego w powstałym dziesięć lat później Refrenie na orkiestrę. Nie jest to muzyka łatwa w odbiorze, z przykuwającymi uwagę powtórzeniami i melodiami. Górecki poszukiwał w tym czasie intensywności wyrazu , eksperymentował na fakturze dzieła, odnajdywał niuanse w jego zagęszczaniu. Jeden z jego najzdolniejszych uczniów – Knapik, nie szedł w tym kierunku, pociągała go wielka tradycja późnego romantyzmu, stąd w jego Wyspach przebrzmiewają fascynacje Mahlerem, Brahmsem i Skriabinem. „W gruncie rzeczy wszyscy znajdujemy się na wyspie dryfującej gdzieś w kosmosie. Wyspą jest także każdy z osobna człowiek...” – pisał o swoim utworze kompozytor.
Mieczysław Burski