Tytuł ten przyznali im wszyscy od amerykańskiego "Rolling Stone'a" przez brytyjski "The Guardian", schlebiającą gustom telewizję MTV czy wreszcie bohemiarskich czytelników "Pitchfork Media". Na wyróżnienie to zasłużyli przede wszystkim skondensowaniem w trwającej niespełna godzinę płycie tak wielu pozornie wykluczających się elementów.
Ekipa prowadzona przez Tunde Adebimpe i producenta Andrew Sitka to wciąż rockowi eksperymentatorzy. Na "Dear Science" udało im się pogodzić post-rockowe brzmienie z popowymi melodiami. Dodali radosną funkową gitarkę, momentami nawet hiphopową pulsację i handclapy, taneczną elektronikę, smyki i nadające kolorytu całemu krążkowi dęciaki. Wszystko uzupełnia największe kuriozum tej skomplikowanej układanki Tunde Adebimpe – wielki, w znaczeniu duży, czarnoskóry facet z brodą jest wokalistą rockowego bandu (i aktorem), a potrafi podawać tekst z prędkością niejednego rapera, po czym przejść do refrenu śpiewanego falsetem.
Owszem, inspiracje widoczne są na każdym kroku. Co więcej, jest ich tak wiele, że chwilami ciężko się zorientować, kogo cytują, z kogo czerpią. Zrobili to jednak na tyle genialnie, że nie można im zarzucać zrzynania z LCD Soundsystem, Radiohead The Cure, bo z tych wszystkich puzzli złożyli swój wyjątkowy obrazek. Stanowi on zarówno kondensację tego, co ostatnio najbardziej modne w muzyce, co jednocześnie nie przeszkadza pozostać TV On The Radio zespołem oryginalnym i przebojowym, któremu nie można zarzucić kopiowania czyjegoś stylu.
Należy jednak uściślić, że nie jest to płyta od pierwszego przesłuchania chwytająca za gardło i namawiająca do rytmicznego podrygiwania. Potrzeba chwili, by wgryźć się w gęsto utkany nutami styl TVotR, jednak po kilku przesłuchaniach wkręca się w głowę i stanowi spójny, uzależniający zbiór eklektycznych utworów, z których nie sposób wybrać faworytów. Miejmy nadzieję, że "Dear Science" TV On The Radio pozwoli tym ulubieńcom krytyków znaleźć uznanie wśród równie ważnej licznej publiczności. Z pewnością na to zasłużyli.
Tymoteusz Kubik