"W związku z ciężką sytuacją dystrybucyjną, postanowiliśmy bezpłatnie rozdać płyty wszystkich artystów będących pod skrzydłami FDM. Jest to symbol naszego sprzeciwu wobec polskiego oraz światowego przemysłu muzycznego, napędzanego w większości przypadków pieniędzmi, tępotą, wulgaryzmami i seksem. Rozdanie całego nakładu nagrań symbolizuje nasze wyzwolone od materializmu podejście do sztuki oraz fakt, iż stawiamy przekazywanie swojej treści fanom muzyki, na pierwszym miejscu." Trochę przesadzili, to na pewno. Abstrahując jednak od haseł wyzwoleńczych rodem z czasów powstania listopadowego, idea jest godna pochwały. Istnieje wiele teorii o tym, że w niedalekiej przyszłości nie tylko zniknie nośnik CD, ale i muzyka w dużej mierze zostanie uwolniona spod kontroli wytwórni, które szczególnie w naszym kraju mają dość wypaczone podejście do promocji muzyki, robiąc tym samym wielką krzywdę na pierwszym miejscu rodzimemu słuchaczowi. Daleka jestem od przyklaskiwania wszystkim tym, którzy pragną, aby twórczość muzyczna była dobrem dostępnym za darmo, a muzycy utrzymywali się głównie z działalności koncertowej i jakichś innych przedsięwzięć. Niemniej wypada kibicować takim inicjatywom, jak ta trzech młodych zespołów. Dzięki właśnie takim akcjom polska muzyka ma szansę rozwijać się niezależnie od finansowego wsparcia wielkich wytwórni.
"Go Upstream" jest właśnie jednym z dzieci inicjatywy FDM. O autorach tej płyty można powiedzieć na pewno jedno: to ludzie świetnie osłuchani i obeznani z tym, co się aktualnie dzieje na świecie. Od razu jednak warto zaznaczyć: debiutancki krążek Popo na pewno nie zaskakuje oryginalnością i jakąś nie-wiadomo-jaką kreatywnością, ale i tak prezentuje zespół z jak najbardziej pozytywnej strony. Choć również jako dość niekonsekwentną kapelę. "Go Upstream" zaczyna się post-rockowym intrem, kończy dziwnym, powłóczystym outrem. Popo nieraz na płycie udowadniają, że przebojowość może być ich mocną stroną. Taneczne, klubowe "We Are Rockin'" czy tytułowe „Go Upstream” brzmią naprawdę rześko, energicznie, nowocześnie. Tym bardziej zastanawia po co zespołowi takie kawałki jak "The Purpose Of The Day" (w poszukiwaniu wspólnych mianowników z "Lake & Flames"?), "Stop Talking" (zespół Travis jeszcze istnieje?) czy "Get Away" (czy nu-rave’owa maniera naprawdę tu pasuje?). Eklektyzm i spójność są na pewno ostatnimi określeniami, które pasują do debiutu Popo. Mimo wielu niedociągnięć, nieporozumień, nietrafionych pomysłów "Go Upstream" to nadspodziewanie niezły album. Kto wie, może następna płyta będzie już dużo lepsza?
Kasia Wolanin