Pod tym względem na pewno było to ciężkie osiem lat dla Norwegów. Jak się jednak okazało, potrafili wyjść z opresji. Płyta "Junior" wydana po czterech latach od ostatniej jest odkurzeniem zarówno muzyki, jak i wizerunku duetu. Tytuł albumu oddaje charakter wydawnictwa. Większość kompozycji to typowe beztroskie, skandynawskie pioseneczki. Dominuje jednak muzyczny róż i lukier, ciężkostrawny dla bardziej wyrobionych słuchaczy.
Ciężko wyczuć, w którą stronę panowie Torbjørn Brundtland i Svein Berge chcą pójść, bo na singla wybrali najbardziej dyskotekowy (w pejoratywnym znaczeniu tego słowa) utwór. A świetny "Vision One" ma przecież ten sam potencjał taneczny, ale nie jest tak prostacki jak singlowy "Happy Up Here".
Wszystkie panie udzielające się głosowo na "Junior" brzmią szalenie podobnie - stylowo pasują świetnie, natomiast jest jeden duży problem: albo one nie potrafiły nadać własnego sznytu poszczególnym kawałkom, albo było to celowe, z mojego punktu widzenia złe, założenie Norwegów. Najbardziej martwi niewykorzystanie potencjału Lykke Li - w "Miss It So Much" brzmi jak mierna podróbka samej siebie. Na szczęście Karin Dreijer Andersson (z The Knife) wypadła świetnie. Utwory z jej udziałem to najlepsze momenty płyty przede wszystkim dlatego, że mają charakter.
Największy jednak zarzut stawiany norweskiemu duetowi powtarza się od lat. Stracili tajemniczość i klimat, za które kochani byli najbardziej. Urzekające skandynawskie krajobrazy elektroniczne, które starają się malować, teraz są nudne, a wniosek wyciągnąć można tylko jeden: "Junior" to po prostu płyta mało wyszukana.
Na ten rok Brundtland i Berge zapowiadają jeszcze premierę drugiej części projektu. Płyta "Senior" ma być wydana w drugiej połowie roku. Miejmy nadzieje, że "Senior" będzie bardziej wysublimowaną i dojrzalszą produkcją, bo młodzieńczy "Junior" nie zdejmie z duetu Röyksopp tak bolesnej łatki artystów jednej płyty.
Tymoteusz Kubik