Trifonidis "Downtown Project", Slowdown 2010
Jeśli ktoś spodziewał się po Macieju Bielawskim, że znowu pokaże jak się gra free jazz na duży zespół, to na pewno będzie zaskoczony jego Downtown Project. To jest zupełnie inna bajka, muzyka, o której pozyskanie już powinni zacząć starać się polscy filmowi producenci. Inspiracją dla Tryfonidisa stało się bowiem samo miasto – Warszawa, stąd partie ostrego bezkompromisowego grania to raczej przerywniki, do tzw. muzyki miasta, połączenia partii instrumentalnych z różnymi odgłosami, którymi atakuje nasze uszy, raz głośna ulica, raz zgiełk i wrzawa centrum miasta, a innym razem cichsze przedmieścia, z wybijającym się szczekaniem psa. Muzyka kameralna, miejscami ascetyczna, z bardzo interesującymi partiami smyczkowymi. Lider postawił na melodyjność, tajemniczość, powolne operowanie obrazami. Ten jego spacery po Warszawie stają się intrygującą opowieścią o mieście, które tętni życiem i jest o wiele bardziej gorące i urozmaicone niż się to nam czasem wydaje, gdy patrzymy na szare betonowe bloki. "To historia o miłości, przyjaźni, czekaniu, pragnieniach, leżeniu na trawie, upływającym czasie, zabawie i o piłce nożnej ...". Miejski folk, w jazzowych oprawach.
Mieczysław Burski
NBS Trio "Plays Komeda", BCD Records 2010
Krzysztof Komeda zaraża swoją muzyką kolejne pokolenia. Tym razem nie polskie, tylko naszych południowych sąsiadów – Słowaków. Powiem szczerze, byłem całkiem zdziwiony, gdy NBS Trio okazało się nie być nowym, krajowym zespołem, tylko reprezentować trójkę jazzmanów z Bańskiej Bystrzycy. Nothing But Swing – tak brzmi rozszerzenie enigmatycznej nazwy, po wielkim sukcesie odniesionym w kraju i udanej trasie koncertowej ze Scottem Hamiltonem, wzięli na warsztat utwory Komedy. I to w naprawdę pięknym stylu! Klasyczne kompozycje zostały potraktowane z poszanowaniem ich romantyzmu i rzewności, pianista Klaudius Kovac, basista Robert Ragan i perkusista Peter Solarik nie mają awanturniczych ambicji rozbijania dzieł na części, nadawania im nowych kształtów, które z oryginałem nie mają zbyt wiele wspólnego. Czerpią z tradycji lat 40. i 50., patrząc w kierunku, który wskazali Lester Young, Bud Powell czy Charlie Parker. "Kołysanka", "Ballad For Bernt", "Rosemary's Baby" i rozpoczynająca krążek "Kattorna" – prosto, z uczuciem, urokliwie.
Mieczysław Burski
Marilyn Crispell, David Rothenberg “One Dark Night I Left My Silent House", ECM 2010
Powiedzmy sobie szczerze, po "One Dark Night…", ciężko będzie komukolwiek mówić, że Marylin Crisspell jest "tylko" kontynuatorką muzyki Cecila Taylora. Nigdy nie słyszałam na jego płytach tyle liryzmu, poetyckości i delikatności co staje się stałą częścią repertuaru tej wybitnej pianistki. Jej umysł, oświecony przez koncepcje Anthony'ego Braxtona, świetne klasyczne wykształcenie i wielką pomysłowość, tworzy w duecie z grającym na klarnecie basowym Davidem Rottenbergiem – dziwny acz poruszający projekt. Nie jest to pierwsza jej współpraca w takim układzie, pamiętamy jej koncerty z m.in. z Josephem Jarmanem, Gerrym Hemingwayem czy Irene Schweitzer. "One Dark Night…" to całkowicie improwizowane spotkanie, otwarcie się na drugiego muzyka i jego propozycje, wsparcie się na swoim doświadczeniu i ukrytych emocjach, które uwidaczniają się za pomocą instrumentów. Elementy perkusyjne i przetwarzanie dźwięków stosowane co jakiś czas przez Marylin, wprowadzają słuchaczy w mistyczną przestrzeń. Krążek spokojny, na którym muzycy w delikatny sposób rozwijają swoje koncepcje i czasami wydaje się, że pochłania ich monotonne powtarzanie, kręcenie się wokół jednego szczegółu, który nagle porzucają i przeskakują na zupełnie inną płaszczyznę. Tylko czy my za tym nadążymy?
Olga Spasojewska
Soundcheck III "Druglum", BCD Records, 2010
Nie tak dawno prenumeratorzy Jazz Forum mieli możliwość zapoznania się z dorobkiem Soundcheck, młodego quartetu, grającego ze sobą już od pięciu lat. Na krążku "Reperkusje" mogli także zapoznać się z trzema utworami, które znalazły się na omawianym tutaj trzeci albumie zespołu. Ten marketingowy chwyt na pewno popłacił, sama byłam zachwycona muzyką zaprezentowaną przez saksofonistę Macieja "Kocina" Kocińskiego, pianistę Krzysztofa Dysa, basistę Andrzeja Święsa i perkusistę Krzysztofa Szmańda. A "Druglum" jest płytą wymagającą skupienia, ochoty by poprzebywać z muzyką wymagającą, pełną emocji, żaru i... przede wszystkim bardzo wciągającą. Lekkie, melodyjne sola Kocina, po kilku przesłuchaniach nadają się do zanucenia. Sporo jest tu nawiązań do pianistyki z lat 50., jak "Seven O'clock", skandynawskich klimatów "Żuraw", modern jazzu lat 60. "What’s up", elementów etnicznych "Cajun" i "Frikada". Większość płyty to jednak jazz nowoczesny, wolna improwizacja, uwolnienie wszystkich instrumentów, brak sztywnych struktur, co przypomina mi twórczość RGG. Romantyczny "Szykuj się" – w zasadzie jedyna ballada na krążku – to solowy popis Kocina, w dalszej części nabiera rozmachu i przemienia się w rytmiczny, żywiołowy, groovowy kawałek. Zdecydowanie, Soundcheck, tworzy nową jakość.
Olga Spasojewska