Kasia stała się, zanim zdążyliśmy to spostrzec, najważniejszą postacią polskiego rocka po upadku berlińskiego muru. I to nie przez rekordową liczbę Fryderyków, tylko niespożytą kreatywność pozwalającą swobodnie poruszać się pomiędzy macierzystym zespołem, solową karierą i projektami pozamuzycznymi. Byłem na ich pierwszym większym koncercie w krakowskiej Hali Wisły. Grali bodajże jako szósty zespół od końca, podczas gdy główną gwiazdą była… Gayga.