- To kamień milowy nie tylko w dyskografii The Beatles, ale w ogóle w historii rocka - podkreśla Piotr Metz, dziennikarz radiowej Trójki.
W 1966 roku sławna czwórka z Liverpoolu postanowiła zakończyć działalność koncertową i skoncentrować się na komponowaniu piosenek oraz nagraniach. Prace nad ósmym krążkiem rozpoczęły się na początku grudnia 1966 roku i trwały do kwietnia 1967. Długa nazwa albumu była efektem inspiracji psychodelicznymi grupa z amerykańskiego Zachodniego Wybrzeża.
"To była ręczna robota"
- Wówczas płytę nagrywało się w jeden dzień. Spędzanie czasu w studio nie było na porządku dziennym i nie miało tak naprawdę uzasadnienia. Prymitywna technika nagraniowa powodowała, że specjalnie nie było nad czym siedzieć - tłumaczy Piotr Metz.
Płyta powstawała w skromnych warunkach technicznych. - To była ręczna robota z użyciem taśmy i nożyczek, bez komputerów - mówi dziennikarz. Zespołowi udało się wykonać skok od prostych i melodyjnych piosenek do utworów o niezwykle wyrafinowanych aranżacjach. Na płycie mamy do czynienia z mieszanką stylów muzycznych: od mocnego rocka, poprzez ballady, nawiązania do muzyki indyjskiej, po pastisze przebojów wodewilowych.
Album koncepcyjny
- Ten album ukoronował przesunięcie akcentu z singla, który był wówczas podstawowym nośnikiem przebojów i kontaktu artysty z publicznością, na album jako główny środek wyrazu artystycznego. Album jako całość koncepcyjna, a nie jako zbiór piosenek - podkreśla Piotr Metz.
Zachwycała także oprawa wizualna płyty. Na rozkładanej obwolucie znalazły się teksty piosenek, w środku zaś zestaw gadżetów do wycinania. Na okładce pojawiło się zdjęcie The Beatles przebranych za członków orkiestry wojskowej na tle tłumu znanych postaci.
Sól i pieprz. Sierżant Pieprz?
Pomysł na tytuł płyty i stojący za nim koncept narodził się niespodziewanie podczas rozmowy w samolocie między Paulem McCartneyem i członkiem koncertowej ekipy The Beatles - Malem Evansem. Gdy Mal poprosił o podanie "salt and pepper" (soli i pieprzu), Paul zrozumiał, że jego kolega wypowiada słowa "sergeant pepper" (sierżant pieprz). W głowie muzyka powstało wtedy pytanie, kim mógłby być rzekomy sierżant. W jego wyobraźni pojawił się muzyk wojskowego zespołu z czasów edwardiańskich…
Piosenki o narkotykach?
Jeszcze przed oficjalnym wydaniem płyty nie brakowało sugestii, że zawiera ona jawne odniesienia do narkotyków. Za przykłady podawano utwory: "Lucy In The Sky With Diamonds" (zbieżność pierwszych liter w słowach tytułu i nazwy narkotyku LSD) czy "A Day In The Life" (niedopuszczony do emisji przez BBC). - To była inna epoka i inne uwrażliwienie na tego typu tematy - podkreśla dziennikarz.
Według dziennikarza Trójki "płyta ukazała się też w idealnym momencie - tuż przed wybuchem lata miłości". Kilka dni po premierze tytułowy utwór na koncertach grał Jimi Hendrix. Niezwykle emocjonalną wersję "With A Little Help From My Friends" na festiwalu w Woodstock przedstawił natomiast Joe Cocker.
Album "ważny kulturowo, historycznie i estetycznie"
Od premiery 1 czerwca 1967 roku "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" spędził 148 tygodni na brytyjskiej liście sprzedaży, w tym 27 jako numer jeden. Gdy zadebiutował na amerykańskiej liście, okupował szczyt podium przez 15 tygodni, a łącznie spędził na niej 88. Krążek przyniósł zespołowi cztery nagrody Grammy, w tym statuetkę za album roku. Do dziś jest to jedno z najbardziej wpływowych wydawnictw w historii muzyki.
W 2003 roku Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych uznała album jako "kulturowo, historycznie i estetycznie ważny". "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" zajmuje pierwsze miejsce na liście "500 najlepszych albumów wszechczasów" magazynu "Rolling Stone".
Jubileuszowe wznowienie
Z okazji 50-lecia albumu "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" do sprzedaży trafiła wyjątkowa edycja albumu - w odświeżonej wersji z nowymi miksami, w przestrzennym dźwięku stereo 5.1, poszerzona o wcześniej niepublikowane sesje nagraniowe, materiały wideo, a to wszystko w specjalnym opakowaniu.
Wydanie płyty "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band", które ukazało się z okazji 50-lecia tego albumu
Aby stworzyć nową wersję płyty Giles Martin (syn legendarnego George'a Martina - producenta Beatlesów) oraz inżynier dźwięku Sam Okell współpracowali z zespołem ekspertów i specjalistów od renowacji dźwięku w legendarnym Abbey Road Studio w Londynie. Każde wydanie z Anniversary Edition zawiera na nowo zmiksowany album stereo, który został oparty na źródłowych, oryginalnych czterośladowych taśmach z sesji nagraniowych i pierwotnym miksie mono, stworzonym przez George'a Martina.
- To szalone, że 50 lat później wspominamy ten projekt z takim sentymentem, a wręcz podziwem, że czterech chłopaków, świetny producent i jego inżynierzy stworzyli takie dzieło sztuki - opowiada Paul McCartney we wstępie do "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" Anniversary Edition.
- Wydaje mi się, że "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" uchwycił klimat panujący w tamtym roku i pozwolił wielu ludziom rozpocząć wszystko od nowa - komentuje Ringo Starr w książce dołączonej do Anniversary Edition.
(PAP/mat.prasowe/kk/mk)