Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
migracja
migrator migrator 20.10.2008

Iluzja solidarności

Polityka zagraniczna podzielonej UE skutkuje jej polityczną bezradnością wobec Rosji.

W odpowiedzi na unijną politykę bierności Moskwa pozwala sobie na lekceważenie stanowiska Brukseli w sprawie sytuacji w Gruzji.
 
Konflikt rosyjsko-gruziński, napięcia na linii Bruksela - Moskwa czy odprężenie w stosunkach Unia Europejska - Białoruś, zmuszają do głębokich przemyśleń. Czy wspólna polityka zagraniczna UE, szczególnie w jej aspekcie wschodnim, istnieje lub czy w ogóle jest możliwa?

Odpowiedź może być twierdząca. Obecnie jest ona formalnie prowadzona pod nazwą Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE, co kryje w nazwie drugi filar Unii. Niestety, jej perspektywy na najbliższe lata nie napawają optymizmem.

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Teoretycznie celami wspólnej unijnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa są: Ochrona wspólnych wartości, interesów i niezawisłości państw członkowskich oraz umacnianie bezpieczeństwa całej UE. Jak powszechnie wiadomo, Unia jest przede wszystkim Unią Gospodarczą, a dopiero potem Unią Polityczną. Tym samym państwa o największym potencjale ekonomicznym są w stanie dyktować warunki i wprowadzać w życie własne plany polityczne. W ten sposób wspólna polityka zagraniczna staje się narzędziem w rękach Berlina, który nie oglądając się na pozostałych partnerów w UE, dąży do realizacji celów określanych względem własnych interesów. A te, co warto nadmienić, w żadnym wypadku nie są tożsame z polskimi.

Gruzja

Powyższą zależność można było łatwo zauważyć w czasie konfliktu w Gruzji. Wówczas kanclerz Angela Merkel nie spieszyła się z potępieniem działań Rosji. W przeciwieństwie do niej Frank Steinmeier, wicekanclerz RFN, będący jednocześnie ministrem spraw zagranicznych i konkurentem pani kanclerz w nadchodzących wyborach parlamentarnych, zdecydował się natychmiast skrytykować postępowanie... Gruzji, która była w tym sporze ofiarą rosyjskiej agresji.

Wypracowywanie jakiegokolwiek stanowiska w tak licznej grupie jak Unia Europejska jest nie lada wyzwaniem, zwłaszcza wtedy, gdy zna się cele polityczne głównych europejskich graczy. Stanowiska można wypracować jedynie poprzez kompromis. Lecz, o ile niektórzy politycy są zdolni do pewnych poświęceń, to grupy wywierające na nich nacisk – już zdecydowanie nie. Nawet dobre chęci mogą prowadzić jedynie do zniweczenia rezultatów pracy poprzednich ekip. Tak stało się w sierpniu, kiedy to UE, pod przewodnictwem prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, zajęła bierne stanowisko wobec Rosji. Okazało się ono do tego stopnia żałosne, że Kreml zdecydował się je jawnie lekceważyć na forum dyplomatycznym.

Kolejnym dowodem na iluzoryczność solidarności w działaniach Unii jest przykład białorusko-niemieckich kontaktów gospodarczych. Bruksela, chcąc wywrzeć „demokratyzującą” presję na Mińsk, zdecydowała się na nałożenie snakcji na Białoruś. Jednocześnie Niemcy wbrew głównej tendencji izolacyjnej polityki względem Białorusi, wykorzystały okazję i wchodząc w „biznesową lukę na wschodzie” rozpoczęły forsowną ekspansję gospodarczą u naszego wschodniego sąsiada. W tym samym czasie Warszawa skrupulatnie przestrzegała sankcji narzuconych przez Brukselę, jednocześnie tracąc - na rzecz Berlina - możliwość wpływania na sytuację w tym strategicznym dla Polski regionie.

Kosowo

Wyraźne podziały wewnątrz Unii Europejskiej uwidoczniły się również w lutym 2008 roku. Wtedy właśnie doszło do wydarzenia bez precedensu – uznania niepodległości Kosowa przez większość państw Unii, w tym przez Polskę. Na przykładzie polityki „euro-dyktatu” w sprawie Kosowa można było - jak na dłoni - zobaczyć w jaki sposób sprawy wewnętrzne państw członkowskich oddziałują na deklaracje „rozpoznania” nowego tworu, jakim jest Republika Kosowa.

Całkowicie zrozumiałe mogą być przyczyny, dla których Hiszpania, Słowacja czy Rumunia nie zdecydowały się na ten ryzykowny krok. Natomiast stare i wpływowe kraje UE, jak Niemcy, Wielka Brytania czy Francja – najsilniej lobbowały na rzecz niepodległego Kosowa. Uskutecznienie jednego stanowiska wszystkich państw UE w tym przypadku nie było możliwe. W rezultacie tych działań przyczyniło się to do wygenerowania niebezpiecznej sytuacji w przyszłości, kiedy to ogłoszona została niepodległość Osetii Południowej i Abchazji.

Niedokończona kwestia kosowska nie rokuje dobrze na przyszłość zwłaszcza, że Serbia pragnie zostać członkiem UE w swoich granicach sprzed roku 2008. Rozwiązanie tego problemu obecnie nie wydaje się możliwe, nawet gdyby Bruksela zdecydowała się na bardziej zdecydowane i ryzykowne kroki. Z drugiej strony zgoda na separację Kosowa podważyła dotychczasowy porządek granic istniejących w Europie, od wielu lat gwarantowanych zasadą nienaruszalności. Z tego argumentu obecnie skutecznie korzystają Rosjanie w Gruzji i zapewne użyją go w niedalekiej przyszłości na Ukrainie. To zwiastuje kolejną klęskę Brukseli w regionie, który powinien podlegać szczególnej uwadze europejskich przywódców.

W świetle wydarzeń bieżącego roku Unia Europejska nie posiada potencjału do „uwspólnotowienia” polityki zagranicznej, w czym nie pomogą, ani żadne traktaty, ani polityczne deklaracje, mające siłę oddziaływania tzw. soft law.

Germanizacja Unii

Dziś najbardziej prawdopodobna wydaje się koncepcja „Europy różnych prędkości”, w której „rdzeń europejski”, czyli: Niemcy, Francja i kraje Beneluxu, będzie główną grupą państw zintegrowanych gospodarczo i politycznie. Najpewniej Unia w tym kształcie politycznie zostanie całkowicie zgermanizowana, zaś pragnący roli europejskiego lidera Nicolas Sarkozy stanie się pionkiem w rękach pragmatycznego Berlina.

Jest to wizja skrajnie pesymistyczna i niezgodna z rzeczywistym interesem wielu krajów UE. Jedynie zdecydowana reakcja określonych bloków państw byłaby w stanie zmienić bieg obecnej polityki i ewolucji europejskiej debaty o wspólnej polityce zagranicznej. Zwłaszcza, że w najbliższym czasie czeka nas niepokojąca zmiana szefa w Białym Domu. To z pewnością wpłynie na reorientację wektorów politycznych Stanów Zjednoczonych w Europie i nie ujdzie uwadze Kremla, w którego interesie leży poszerzanie sfery wpływów gospodarczych i politycznych w Europie. Zdaje się, iż tym łatwiejsze, im bardziej w kontekście polityki wschodniej, podzielona i impotenta jest Unia Europejska.

Mariusz Podgórski