Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 21.12.2010

W oku cyklonu: tysiące uciekały z placu, łapanki

Widział na własne oczy atak milicji, pałowanie, pobitych kandydatów, tłumy uciekające nocą ulicami Mińska. Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia opowiada o wydarzeniach na Białorusi.
Akcja milicji i służb porządkowych po wyborach 19 grudniaAkcja milicji i służb porządkowych po wyborach 19 grudniafot. PAP/EPA
Posłuchaj
  • Atak milicji i pałowanie manifestantów: zaczęło się o godzinie 23: Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia
  • Nikt nie spodziewał się pałowania, bicia, ataków na kandydatów: Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia
  • Gdzie milicja wyłapywała ludzi i jak protestujący uciekali z placu: Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia
  • Protest pokolenia Facebooka i nastroje na Białorusi: Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia
  • Co teraz z Unią i z Białorusią? Analiza polityczna: Aleksander Papko, dziennikarz Polskiego Radia
Czytaj także




Brutalna pacyfikacja na placu spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. W sercu tych wydarzeń był Aleksander Papko, dziennikarz redakcji białoruskiej Polskiego Radia.

We wtorek nasz wysłannik wrócił z Mińska, przyszedł prosto do siedziby radia. Na gorąco opowiadał, jak wyglądał atak milicji na protestujących, jak chwytano ich w łapankach w bocznych uliczkach. Wozy z aresztowanymi krążyły po mieście, bo nie było już miejsc w celach. Wszystko to było olbrzymim zaskoczeniem – nikt nie spodziewał się pacyfikacji.

- Teraz Unia musi przemodelować swoją politykę względem Białorusi – ocenia dziennikarz.

Zauważa, że w tym roku protesty zorganizowało zupełnie inne pokolenie niż w 2006 roku – „pokolenie Facebooka”. W proteście brali też udział robotnicy (wcześniej nie widziani) i dużo ludzi w wieku 50-60 lat. – W 2006 roku protestowała głównie młodzież, z zacięciem politycznym – porównuje dziennikarz Polskiego Radia. - Mnóstwo ludzi ogląda w sieci materiały wideo: pałowanie opozycji, bicie – dodał.

Nikt się czegoś takiego nie spodziewał

O godzinie 10-12 rano nikt się nie spodziewał żadnych brutalnych akcji, rozpędzenia pacyfikacji – mówił Aleksander Papko, który rozmawiał z wieloma politykami tego dnia. Wszyscy uznawali, że Łukaszenka potrzebuje wsparcia Zachodu, głównie finansowego. Prognozowano, że będzie chciał, by wybory uznano przynajmniej za nie mniej skandaliczne niż zawsze – takie nastroje przeważały.

Manifestacja na Placu Październikowym była bardzo spokojna. Potem tłum ludzi prospektem udał się na Plac Niepodległości. Były przemówienia kandydatów na prezydenta , jako podest wykorzystano pomnik Lenina. Jeden z kandydatów, Andriej Sannikau powiedział, że zamierza prowadzić negocjacje z przedstawicielami władz, ministerstw siłowych.

Interwencja o godzinie 23

Potem pojawiła się informacja, że ktoś wybija szyby w budynku rządu i próbuje się włamać. Opozycja ma nagrania, które mają dowodzić, że była to prowokacja służb siłowych. Nasz dziennikarz mówi, że opozycyjni kandydaci od razu ostrzegali manifestujących. – Kandydat Witalij Rymaszewski powiedział, że to prowokacja. A kto nawołuje do szturmu budynku rządu jest prowokatorem – odnotował nasz dziennikarz.

Milicja najpierw zbliżyła się, potem wycofała. – Wydawało się, że niektórzy zostaną na placu całą noc, jak w 2006 roku – mówił Aleksander Papko.

Około pół godziny później, o godzinie 23 zaczęło się pałowanie, zaczęto ludzi odpychać od budynku rządu (jednocześnie będącego siedzibą parlamentu). Łańcuch milicjantów stanął w miejscu, za kilka minut ruszył nowy atak. Pojawiły się ciężarówki wojskowych służb zewnętrznych. Wtedy ludzie wpadli w panikę i zaczęli uciekać. – Widok był jak z filmu Eisensteina – tysiące ludzi uciekających z placu – powiedział Papko.

Ludzie zaczęli uciekać szerokim prospektem, ale za chwilę rozległy się krzyki: „Milicja, jest łapanka. Uciekamy”. Oddziały prewencyjne zablokowały drogi ucieczki – można było uciekać tylko uliczkami przez podwórko za kościołem.

Papko ocenia jednak, że w porównaniu z 2006 rokiem nie było tak wielu aresztowanych. W tym roku wiele osób dostało grzywny, innych trzymano nawet 12 godzin na mrozie w samochodzie, potem wypuszczano z braku miejsc. Ale z setkami osób, które zostały zatrzymane, nie ma kontaktu, nawet jeśli pod bramy więzienia przychodzą ich najbliżsi.

Co teraz?

- Unia realizowała politykę wciągania Łukaszenki do współpracy z Europą, Pacyfikacją manifestacji Łukaszenka przekreślił dorobek dwóch lat – komentuje nasz dziennikarz. – Oznacza to, że czuje się na tyle pewny, że współpraca z UE nie jest potrzebna, że potrafi balansować między Unią a Rosją – mówi.

- Jest świadom, że Unia nie powróci do polityki sankcji. Uważa, że Europa nie ma innego wyboru niż z nim współpracować. Rozpędzenie manifestacji pokazuje, że jest pewny swoich sił. I wskazuje, że dotychczasowa strategia włączania Łukaszenki do polityki europejskiej nie powiodła się, trzeba ją przemyśleć – zauważa. Dodaje, że Unia powinna silniej wykorzystywać swój „soft power” na Białorusi.

Papko sugeruje też, że Unia może nie uznawać na przykład za wiążące niektórych decyzji Łukaszenki, np. ws. umów z Rosją o wspólnej walucie.

- Poparcie dla Unii jest duże na Białorusi. Mimo tego, że mają świadomość powiązań gospodarczych z Rosją, wszyscy chcą żyć na sposób europejski. Większość Białorusinów tego chce – mówił dziennikarz.

Relacji Aleksandra Papki wysłuchała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl

Film: Przemysław Goławski