Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 18.05.2010

Pomoc UE dla biednych krajów nie jest egoistyczna

Pomoc rozwojowa to nie tylko transfer pieniędzy czy technologii, ale przede wszytkim przekazywanie doświadczeń.

Jeszcze niedawno to Polsce pomagano. Dziś my pomagamy i jest to znak solidarności - mówił niedawno minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.

W 2009 roku pomoc Polski dla ubogich krajów wyniosła 373 miliony dolarów. Najbardziej pomagaliśmy Afganistanowi, Ukrainie, Białorusi i Gruzji.

Ale większość państw Unii Europejskiej, w tym Polska, przeznacza na pomoc mniej niż się zobowiązała. Tak wynika z podsumowania, przedstawionego niedawno przez Komisje Europejską. Czy kryzys jest jedynym wytłumaczeniem.

Do Warszawy przyjechał unijny komisarz do spraw rozwoju Andris Piebalgs (Łotwa). W rozmowie z "Sygnałami Dnia" podkreślił, że pomoc rozwojowa Unii Europejskiej nie jest egoistyczna i dlatego jest taka wyjątkowa. Komisarz liczy, że do 2015 roku kraje Unii przeznaczą na pomoc 0,35 budżetu. Choć może to być nierealne, gdyż Unia zmaga się z kryzysem.

- Pomoc gospodarcza powinna zastępować pomoc wojskową - tłumaczy Piebalgs. Bo po wyjściu wojsk koalicji z Afganistanu, kraj ten będzie potrzebował gospodarczego wsparcia.

Europa też korzysta na tym, że pomaga biedniejszym. Na przykład na transferze technologii mogą skorzystać zarówno kraje biedne, jak też kraje bogate. - Ale pomoc rozwojowa to nie tylko transfer pieniędzy czy technologii, ale przede wszytkim przekazywanie doświadczeń - podkreśla Andris Piebalgs.

*

  • Jakub Urlich: Dla Unii Europejskiej polityka rozwojowa jest jedną z bardzo ważnych polityk zagranicznych. Dla Polski to margines. OECD przygotowało raport oceniający stan polskiego systemu pomocy, no i wiadomo, że nie realizujemy naszych obietnic udziału w systemie pomocy dla krajów najbardziej potrzebujących.

    Andris Piebalgs: Polska wstąpiła do Unii Europejskiej nie tak dawno temu i aby zrealizować wszystkie unijne polityki, potrzebuje czasu. Polityka rozwojowa na pewno nie była i nie jest priorytetem, bo inne dziedziny są ważniejsze, choćby polityka spójności, rozwoju regionalnego czy rolnictwa. Ale teraz, choćby na przykładzie polskiego zaangażowania w Afganistanie, opinia publiczna dostrzega ten problem i znaczenie tej polityki zupełnie inaczej. Widać konieczność wsparcia bezpieczeństwa i rozwoju na świecie, ale widać też, że nie da się tego zrobić tylko przez zaangażowanie wojskowe. Chcielibyśmy, żeby nasi żołnierze wrócili do kraju i to jak najszybciej. I dlatego to właśnie pomoc rozwojowa powinna przejąć tę rolę wsparcia dla krajów, takich jak Afganistan czy Somalia. Chcemy, by te kraje jak najlepiej się rozwijały. Zastanawiamy się, ile jeszcze lat będziemy obecni w Afganistanie – dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia pięć? Ale tak naprawdę nie stać nas na to.

    Polska jest w dobrej sytuacji, ponieważ przygotowywane tu jest nowe prawo z zakresu pomocy rozwojowej. Nie możemy oczekiwać, że te zobowiązania wypełnią za nas inne kraje. Ważne jest, że wszyscy – Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone – działają wspólnie w tym samym kierunku i ze sobą współpracują. Nie chcę krytykować Polski, ponieważ uważam, że ten czas zastanawiania się i przygotowywania był potrzebny. 83% Polaków popiera pomoc rozwojową, pozostali też nie wysuwają takich argumentów, że to my jesteśmy biedni i nam należy się pomoc. To oznacza, że właściwie wszyscy Polacy są pozytywnie nastawieni do pomocy rozwojowej i takie działania popierają, a rząd podejmuje odpowiednie decyzje, by swoje zobowiązania wypełnić.

    J.U.: Ale przecież to nie tylko polski problem. Kryzys wielu krajom przeszkadza angażować się w te zobowiązania, które podejmowały, by pomagać krajom potrzebującym.

    A.P.: To prawda, że kryzys opóźnia realizację tych zobowiązań w Unii Europejskiej i poza nią. Ale jestem głęboko przekonany, że we wspólnocie jest teraz pełna zgoda i chęć ich wypełnienia do 2015 roku. Kłopot pojawiłby się, gdyby w 2014 roku okazało się, że poziom naszej pomocy wyniósłby 0,08% produktu krajowego brutto, a rok później, czyli w 2015, mielibyśmy osiągnąć 0,35% produktu krajowego. To byłoby ponad nasze siły. Komisja Europejska apeluje o stopniowe zwiększanie pomocy rozwojowej. To nie musi być wzrost proporcjonalny, taki sam każdego roku, ale ważne jest, żeby w ogóle był do 2015 roku wprowadzany.

    Ważne jest także, żeby na pomoc rozwojową nie patrzeć jako na działalność charytatywną, taką dobrowolną filantropię. Jednak w czasie kryzysu i teraz część naszego obrotu gospodarczego zawdzięczamy takim krajom, jak Chiny i Indie. Gdyby te kraje były tak biedne jak kiedyś, to ten kryzys byłby znacznie cięższy. Unia Europejska zanotowała wzrost gospodarczy częściowo właśnie dlatego, że są na świecie regiony, gdzie mimo kryzysu wzrost gospodarczy był. Wzrosty były w Afryce, w Azji Środkowej czy na Ukrainie i dlatego to, co wydamy na pomoc rozwojową, zdecydowanie się nam zwróci jako dobra inwestycja.

    J.U.: Pan właśnie ogłosił 12 punktów, które musi spełnić Unia Europejska, by przyczynić do realizacji milenijnych celów rozwoju. Unia ma bardzo ważną rolę, ponieważ jest największym donatorem pomocy rozwojowej – 67 miliardów dolarów na 120 miliardów globalnej pomocy w ubiegłym roku.

    A.P.: To prawda, że Unia Europejska jest największym donatorem pomocy, ale oczekujemy też, że kraje innych regionów na świecie zwiększą swoją pomocy rozwojową, na przykład współpracujemy teraz bardzo blisko ze Stanami Zjednoczonymi w zakresie tzw. bezpieczeństwa żywnościowego. A chodzi o zapewnienie wystarczającej ilości pożywienia na świecie. Pomaga też Japonia, jest bardzo dużo inwestycji chińskich w krajach rozwijających się. I choć pomoc Chin jest częściowo kontestowana, to jeśli zobaczę w Afryce drogę wybudowaną z chińskich pieniędzy, to powiem: dobra robota, dobrze, że coś takiego powstało. Oczywiście za tym mogą się kryć inne interesy i motywacje, ale dobrze, że w ogóle ta droga powstała. I lepiej, żebyśmy rozmawiali na ten temat i próbowali poprawić jakość chińskiej pomocy niż tylko kontestowali.

    A dlaczego pomoc Unii jest taka wyjątkowa? Moim zdaniem dlatego, że nie jest egoistyczna. Powinniśmy starać się lepiej kierunkować tę naszą pomoc. Oczywiście inwestujemy teraz w wiele dziedzin i – nie da się ukryć – także w naszym interesie. To, czego teraz brakuje, choćby w krajach Afryki Subsaharyjskiej, to energetyka. Ale i w Unii Europejskiej bardzo dużo zainwestowaliśmy w tę dziedzinę. Mamy technologie, mamy wykształconych ludzi, dlaczego nie skoncentrować się właśnie na energetyce? Można transferować technologie z Unii do krajów rozwijających się i to miałoby pozytywny wpływ na rozwój tych krajów, ale również Europy. Powinniśmy skoncentrować się na kilku wybranych dziedzinach. Teraz mamy ich wiele, być może zbyt wiele. Powinniśmy także starać się lepiej współpracować ze sobą w ramach Unii, ale moim zdaniem jesteśmy do tego przygotowani.

    J.U.: Za rok to Polska przejmuje przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej, także w zakresie polityki rozwojowej, no ale takie kraje, jak Polska, nowe kraje Unii Europejskiej mają cenne doświadczenia w transformacji. Jak takie doświadczenia wykorzystać?

    A.P.: Ten temat chciałbym podzielić na dwie części. Polskie przewodnictwo w Unii Europejskiej będzie na pewno bardzo ważne, ale przypadnie także w bardzo trudnym momencie dla pomocy rozwojowej. To, co się teraz dzieje, stawia pod znakiem zapytania jej przyszłość. To są pytania o przyszłość Europy, Unii Europejskiej i kierunki jej działania. Będziemy musieli zdecydować o nowej perspektywie finansowej w budżecie na kolejne lata. I to będzie pierwszy moment takiej pogłębionej dyskusji, jak Wspólnota powinna wydawać swoje pieniądze i na co. To właśnie od Polski będzie zależało, jak tę dyskusję poprowadzi, by była przejrzysta, otwarta, ale także skuteczna, byśmy podjęli świadomą decyzję, w co inwestować.

    Staramy się jednocześnie korzystać z polskich doświadczeń w transformacji, by wykorzystać je w krajach rozwijających się, na przykład wiele reform, przez które przeszła Polska, Łotwa czy Estonia, mogłoby zostać wykorzystanych choćby w krajach afrykańskich. Ale nie są tam znane. Myślę tu choćby o reformie własności ziemskiej czy ram prawnych do prowadzenia biznesu. Nasze kraje przeprowadziły te reformy w bardzo krótkim czasie. One są bardzo kosztowne i trudne politycznie, choćby wytyczne dotyczące handlu międzynarodowego. Kraje afrykańskie mówią nam teraz, że nie mogą otworzyć dla nas swoich rynków, bo nie są na to jeszcze gotowe. A przecież my mieliśmy bardzo podobne doświadczenia. Musieliśmy szybko otworzyć nasze rynki i niekiedy to było bardzo trudne i kosztowne doświadczenie. I to jest ta wartość, którą powinniśmy przekazywać dalej.

    Pomoc rozwojowa to nie jest tylko transfer pieniędzy czy technologii, ale także przekazywanie doświadczeń. To są oczywiście kraje od nas biedniejsze i startują z innego miejsca, ale trudność polityczna jest taka sama, dlatego przekazywanie naszych doświadczeń jest tak ważne. Do końca tego roku przygotujemy specjalną publikację – kompendium europejskich doświadczeń z zakresu właśnie transformacji naszych krajów Europy Środkowej i Wschodniej – i myślę, że dla krajów rozwijających się będzie to ważne. To będzie także nasz wkład do doświadczeń na rzecz rozwoju.

    J.U.: Pan do Polski przyjeżdża pierwszy raz jako komisarz Unii Europejskiej ds. rozwoju. Wcześniej był pan komisarzem ds. energii. Która z tych tek jest cięższa?

    A.P.: Na pewno dziedzina pomocy rozwojowej jest trudniejsza. Energia jest europejskich priorytetem, natomiast rozwój już nie. O energii wszyscy rozmawiamy, możemy mieć różne zdania, ale każdy wie, że to ważny temat. Natomiast o pomocy rozwojowej wszyscy mówią: dobrze, dobrze, to jest ważne, ale mamy ważniejsze problemy. Dlatego tak ważne, ale i trudne jest, by zainteresować tym ludzi. Nie tylko zainteresować, ale też skłonić do działania.

    (transkrypcja J.M.)