Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 15.04.2010

Poczekajmy na ustalenia komisji

Eksperci powinni ustalić przyczyny katastrofy rządowego TU-154. Więc nie spekulujmy.

To eksperci powinni ustalić przyczyny katastrofy rządowego TU-154. - Więc nie spekulujmy, bo to jest tylko wprowadzanie ludzi w błąd - mówi w "Sygnałach Dnia" płk. Tomasz Pietrzak, były dowódca 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa, który wozi polskich VIP-ów.

Pułkownik przyznaje, że TU-154 był konstrukcją z lat 60-tych ubiegłego wieku, ale był utrzymywany w dobrym stanie.

Tomasz Pietrzak apeluje, żeby wreszcie wymieniono rządową flotę powietrzną. - Zmarnowano siedem lat - mówi gość "Sygnałów Dnia".

Były dowódca tłumaczy, że odszedł ze służby, bo z tym sprzętem, jakim dysponował 36 pułk nie był w stanie zagwarantować bezpieczeństwa najważniejszym osobom w państwie. Wyjaśnia również, że prowadzone w Smoleńsku prace przy wraku maszyny są takie same, jak w przypadku innych katastrof powietrznych. I raz jeszcze apeluje, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych sensacji, a zwłaszcza nie obwiniać bezpodstawnie pilotów.

*

  • Krzysztof Grzesiowski: Zanim przedstawimy gościa, przypomnijmy nazwiska członków załogi samolotu TU-154M, który rozbił się w sobotę pod Smoleńskiem: Arkadiusz Protasiuk, Robert Grzywna, Artur Ziętek, Andrzej Michalak, Barbara Maciejczyk, Natalia Januszko, Justyna Moniuszko.

    Pan płk Tomasz Pietrzak, był dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, jest naszym gościem. Dzień dobry, witamy w Programie 1.

    Płk Tomasz Pietrzak: Dzień dobry, witam serdecznie.

    K.G.: Znał pan ich wszystkich?

    T.P.: Tak, oczywiście, wielokrotnie lataliśmy razem, pracowaliśmy przez wiele lat razem, tak że byliśmy sobie bliscy i nawet zaprzyjaźnieni.

    K.G.: Jest kilka minut po dziewiątej w sobotę, dociera do pana ta wiadomość. Jak pan zareagował? Przypomina pan sobie?

    T.P.: Tak. Pierwsze to było zaskoczenie, że to jakiś żart. Natomiast... No i oczywiście ta mylna informacja, że to Jak-40...

    K.G.: Tak, na początku, przypomnijmy, to był Jak-40.

    T.P.: Tak. Ale potem zaczęło się to wszystko już bardziej wyjaśniać. No i okazało się, że to jest Tupolew. Nie chciało mi się wierzyć, ponieważ na tym samolocie wykonałem kilka tysięcy godzin lotu i byłem przekonany, że to jest naprawdę samolot niezawodny. Ale niestety stało się.

    K.G.: Ale te pytania: pogoda, technika, człowiek... Pewnie pan brał pod uwagę to wszystko.

    T.P.: Zawsze to się bierze pod uwagę, kiedy się wykonuje lot, wszystkie elementy, że może coś zawieść, czyli technika, że może coś być niewłaściwego na lotnisku, że pilot może być w złej kondycji. Więc to są te wszystkie czynniki, które są brane pod uwagę. Natomiast jeżeli chodzi o jakieś domniemanie co do przyczyny, to jest rola komisji, natomiast (...)

    K.G.: No więc właśnie, zauważyłem czytając wywiady z panem, że pan przeważnie odpowiada słowem „nie” lub „nie wiem”, bo pana tam nie było.

    T.P.: Tak, dokładnie. Więc nie czuję się upoważniony, żeby snuć cokolwiek, ponieważ są ludzie przygotowani do takich procesów badawczych, żeby je przeprowadzać, żeby rzetelnie, gruntownie i dać nam odpowiedź. Natomiast snucie, spekulowanie jest to tylko i wyłącznie wprowadzanie w błąd i po prostu mylnie przedstawianie całej sytuacji.

    K.G.: To, że samolot miał swoje lata, to jest prawda, ale nie był to samolot nienowoczesny, jeśli chodzi o wyposażenie.

    T.P.: Tak, to technologicznie samolot jest bardzo stary, to jest technologia z lat 60., więc możemy to porównać do technologii wokół siebie. Teraz mamy wszystko, nawet czy komputery, czy też samochody, które są zupełnie inne niż te w latach 60., więc to zupełnie było wtedy inaczej. Oczywiście myśmy doposażali ten samolot przez wiele lat, ale niestety nie da się zrobić aż takiego liftingu, żeby to wszystko było kompatybilne ze sobą, czyli technologia lat 60. z technologią lat 90. To jest raczej niemożliwe. Dużo można było zrobić, myśmy zrobili, awionika jest nowoczesna, ale niestety nie wszystko jest tak jak powinno być.

    K.G.: W tej chwili w posiadaniu 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa tak na dobrą sprawę maszyn pozostało niewiele, tych, które umożliwiają podróż prezydenta, premiera, zwłaszcza na daleki dystans.

    T.P.: No, na obecną chwilę to nawet nie ma żadnego samolotu...

    K.G.: Żadnego, bo ten, który pozostał ten TU-154 jest w remoncie w Samarze.

    T.P.: Tak. Około lipiec, sierpień to są te miesiące, kiedy biorąc pod uwagę, że samolot może wrócić do kraju. Ale ja myślę, że te samoloty już w ogóle nie powinny być używane do przewożenia najważniejszych osób w państwie ze względu na to po pierwsze, co się stało, a po drugie, niestety, należy już zrobić ten krok, ponieważ po wypadku z roku 2003 nikt nie wyciągnął wniosków. Były ostrzeżenia, były sugestie, ale niestety, to było siedem lat zmarnowanych.

    K.G.: Pan czekał do 2008, żeby coś się zmieniło, i w pewnym momencie powiedział: „dziękuję, wystarczy”.

    T.P.: Tak, no bo nie chciałem brać odpowiedzialności za coś, co nie byłem w stanie zagwarantować, skoro ci wszyscy, którzy dysponują, czyli są właścicielami tych samolotów, czyli MON czy też rząd, który jest prawnym właścicielem tej floty naszej, nie czuł się w obowiązku, no to dlaczego ja miałem się czuć w obowiązku, żeby cokolwiek działać? Prosiłem wielokrotnie, pisałem, monitowałem, no i doszedłem do wniosku, że skoro nie ma odzewu żadnego, nie ma tych skutków, które były oczekiwane, to stwierdziłem, że lepiej, żebym odszedł.

    K.G.: Teraz taki skutek będzie. Najprawdopodobniej.

    T.P.: No, to jest o 96 ofiar za późno.

    K.G.: Za późno. Wie pan, kiedy czyta się o takich różnych okolicznościach związanych w ogóle z transportem polityków, transportem samolotami właśnie 36. Specjalnego Pułku, to aż trudno uwierzyć, bo na przykład ten samolot nie był ubezpieczony.

    T.P.: Tak, ale to wynika z uregulowań prawnych, na podstawie prawa lotniczego. Prawo lotnicze nakłada obowiązek ubezpieczenia statków cywilnych i tutaj jest odstępstwo dla statków państwowych, lotnictwa państwowego. Samoloty wojskowe są lotnictwem państwowym, więc nie obejmuje ich prawo lotnicze w tym obszarze. Natomiast w kodeksie cywilnym jest taki zapis, nie przytoczę go dokładnie, ale mówiący o tym, że straty spowodowane przez funkcjonariuszy państwowych, za nie ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa, tak że tutaj mamy jakby uzupełnienie – prawo lotnicze nas zwalnia, natomiast kodeks cywilny określa, kto ponosi. Tak że jest samolot, po prostu całą odpowiedzialność ponosi za to Skarb Państwa.

    K.G.: Teraz trwają prace komisji, które to prace wyjaśnią przyczyny katastrofy. Pracują Rosjanie, pracują polscy specjaliści, oglądane są chyba wszystkie części tego samolotu. Nawet ta największa część kadłuba nie została jeszcze podniesiona. Kopie się ziemię nawet do 70 centymetrów pod kadłubem.

    T.P.: Tak, tak musi być, ponieważ to...

    K.G.: Przesłuchuje się czarne skrzynki. Czy to są procedury normalne, jak przy zwykłej katastrofie lotniczej? Proszę wybaczyć słowo „zwykłej”. No ale sytuacja jest nadzwyczajna. Czy są jakieś przepisy, które mówią, że w tego typu przypadkach robi się coś ponad, coś więcej?

    T.P.: Ten przypadek jest traktowany standardowo. Oczywiście jest powiedzmy większy nakład osobowy, sił, środków, to widzimy przez deklaracje strony rosyjskiej, polskiej, jakie zespoły ludzi zostały zaangażowanych, kto odpowiada bezpośrednio za przebieg prac. Natomiast cały proces jest realizowany, badanie wypadku na podstawie Aneksu 13 do Konwencji Chicagowskiej. Więc ten proces badawczy jest realizowany rzetelnie, zgodnie z procedurami przyjętymi na świecie. Tak że tutaj nie ma żadnych innych, naszych wewnętrznych, narodowych odstępstw, tylko są te ogólnie przyjęte, sprawdzone wielokrotnie, bo doskonale wszystkie wypadki do tej pory, te, które udało się oczywiście, zostały wyjaśnione właśnie na podstawie Aneksu 13.

    K.G.: Gdzie leży odpowiedź, co się stało w sobotę?

    T.P.: No, na pewno nie w tym studio ani na obecną chwilę w innych powiedzmy stacjach telewizyjnych, które doszukują się takich sensacji. Odpowiedź leży... na odpowiedź należy czekać po zakończeniu prac komisji. Miejmy nadzieję, że dowiemy się. Rejestratory powiedzą nam bardzo dużo, aczkolwiek być może nie wszystko. Tak jak pan redaktor powiedział, badanie tych wszystkich elementów, części, które leżą, są porozrzucane nawet na głębokości do pół metra, to wszystko to są takie elemenciki, które się składa i na podstawie tego dopiero ocenia, ponieważ na miejscu są też konstruktorzy samolotu, więc oni znają doskonale budowę tego samolotu. Więc ja myślę, że tutaj oczywiście nie będzie to jutro, pojutrze, to będzie potrzebny dłuższy czas i nasza cierpliwość i właśnie spokój przed spekulacjami na temat, co było przyczyną, i spokój przed... żeby nie obwiniać nikogo, a szczególnie pilotów, bo to nie o to chodzi. Natomiast myślę, że komisja, która jest naprawdę zespołem ludzi doświadczonych, oni powinni nam dać odpowiedź pełną.

    Wiesław Molak: Taki sms przyszedł podczas tej rozmowy z panem, panie pułkowniku: „Czy pamiętacie o rodzinach tych pilotów, stewardess? Co oni muszą przeżywać? Jakie jest obciążenie?”, wszystko ze znakiem zapytania. Może pan te znaki zapytania zmienić na kropkę?

    T.P.: Tak. Jeżeli chodzi o kontakty z rodzinami, jesteśmy w kontakcie. Ja mówię tutaj, będąc już poza jednostką, ponieważ już od dwóch lat nie jestem w jednostce, ale byłem nawet wczoraj, rozmawiałem z kolegami, z dowódcą. Są w kontakcie, jest opieka, z tego, co mi przekazano, tak że one nie są pozostawione same sobie te rodziny. Wokół nich są ci najbliżsi, no i mamy to, co i na ile może robić jednostka, czyli 36. Pułk Lotnictwa Transportowego, to robimy. Nie wiem, jaka rola tutaj jest Ministerstwa Obrony Narodowej czy Dowództwa Sił Powietrznych.

    K.G.: I jeszcze jedno pytanie na koniec, panie pułkowniku, też od słuchacza: jak był traktowany ten samolot w przestrzeni powietrznej, czy jako cywilny, czy jako wojskowy?

    T.P.: W planie lotu jest takie miejsce, gdzie zaznacza się rodzaj lotu. I to się wpisuje. Jeżeli wpisuje się jako cywilny, to są określone kody literowe, natomiast my wpisujemy zawsze literkę M, czyli military. Ten samolot jest traktowany jako samolot wojskowy, military, bo taka jest nasza... czyli tak jak mówiłem, lotnictwo państwowe, natomiast w innej pozycji, w planie lotu, czyli to jest ten taki dokument, który trafia do wszystkich kontrolerów, we wszystkie miejsca, które zajmują się... które wiedzą o przelocie samolotu. I jest jeszcze informacja o statusie. I w tym przypadku był to status najwyższy head, który daje pierwszeństwo przed innymi statkami powietrznymi.

    K.G.: Pytam o to dlatego... właściwie nasz słuchacz pyta o to dlatego, bo podobno polecenia kontrolera lotów w przypadku lotu cywilnego i wojskowego są inaczej traktowane. Z jednej strony jako sugestie, z drugiej strony jako rozkaz.

    T.P.: Nie, nie, to jest tylko po prostu teraz próba rozmydlania odpowiedzialności. To nie jest tak. Statek powietrzny w powietrzu, zarówno wojskowy, jak i cywilny ma te same prawa i obowiązki, chyba że był to samolot bojowy, który wykonuje misję, to zupełnie jest coś innego. To jest samolot wojskowy, ponieważ należy do lotnictwa państwowego, przewozi pasażerów i kontroler lotu do samolotu tak samo będzie wydawał zgodę, czy to będzie wojskowy, czy cywilny, takie samej wagi są jego informacje przekazywane do załogi. To jest tylko i wyłącznie na obecną chwilę próba prawdopodobnie rozmydlenia tej odpowiedzialności, że niby jak wojskowy, to jest inne podejście. Nie, to jest zupełnie nie tak.

    K.G.: Dziękujemy bardzo za rozmowę i za wizytę. Pułkownik Tomasz Pietrzak, były dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, gość Programu 1 Polskiego Radia.

    (J.M.)