Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 27.07.2009

Finanse publiczne w opałach nawet przy wzroście

Mamy dwie możliwości: zwiększać podatki lub zmniejszać wydatki sztywne albo też: pożyczać, czyli zwiększać deficyt finansów publicznych.
Posłuchaj
  • prof. Stanisław Gomułka
Czytaj także

Wiesław Molak: Kolejny gość naszej audycji: prof. Stanisław Gomułka, były Wiceminister Finansów i Główny Ekonomista Business Center Club. Dzień dobry, witamy w Sygnałach, panie profesorze.

Prof. Stanisław Gomułka: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

W.M.: W piątek premier zapowiedział, że nie będzie podwyższenia podatków, rząd nie planuje też prywatyzacji np. KGH-u czy Lotosu. W takim razie skąd weźmie pieniądze na łatanie dziury budżetowej?

S.G.: No więc w takiej sytuacji, w której dochody budżetowe maleją bardzo znacząco, bo ponad 40 miliardów, to rzeczywiście pojawia się problem finansowania deficytu. Dochody z prywatyzacji nie są metodą na zmniejszenie deficytu, są metodą bezpiecznego finansowanie deficytu. Wiemy, że w skali państwa, w skali całego sektora finansów publicznych ten deficyt będzie bardzo duży, gdzieś w granicach ok. 80 miliardów złotych, nawet jeżeli w budżecie państwa samym, bo to jest segment tylko całego sektora, to będzie dużo mniej, to w skali całego sektora finansów publicznych potrzeby pożyczkowe rządu są rzeczywiście duże.

No i tutaj mamy dwie możliwości. Jedna to jest właśnie taka, że staramy się poprzez zmiany ustawowe wprowadzać... zwiększać podatki albo zmniejszać wydatki sztywne. I ta możliwość w tej chwili nie istnieje. A druga możliwość no to, oczywiście, jest pożyczać, pożyczać na rynku krajowym i międzynarodowym, czyli zwiększać deficyt finansów publicznych.

W.M.: Jeszcze zwiększać?

S.G.: Jeszcze zwiększać. W zeszłym roku ten deficyt wyniósł około 50 miliardów, a w tym roku prawdopodobnie wyniesie około 80 miliardów. Takie były oceny Komisji Europejskiej sprzed kilku miesięcy. Oczywiście, rząd szukał jakichś oszczędności. W styczniu mieliśmy pierwszą próbę znalezienia oszczędności w tzw. wydatkach elastycznych – bieżących i niektórych inwestycyjnych, ale te prawdziwe oszczędności, jakie znalazł, to są niewielkie, gdzieś w granicach 8–10 miliardów złotych. Czyli jednym słowem rząd w sytuacji, w której ze strony parlamentu i prezydenta nie ma możliwości zmian ustawowych, nie ma innej opcji, jak właśnie zwiększać deficyt.

Natomiast prywatyzacja jest formą finansowania tego deficytu i, oczywiście, tu ma możliwość, bo to jest wszystko w rękach rządu, znacznie zwiększyć wpływy z prywatyzacji. I teraz zobaczymy, prawda, rząd zapowiada takie zwiększenie, ale mówi: nie KGHM, nie Lotos. Zobaczymy, co ma na myśli.

W.M.: Panie profesorze, mówimy, że podatki nie będą wyższe, ale zdaniem ekspertów rząd wykona taki sprytny zabieg: nie podniesie stawek podatkowych, ale zlikwiduje nawet kilkadziesiąt ulg, zwolnień od podatków, co może według ekspertów dać budżetowi około 50 milionów złotych. Może też wzrosnąć składka rentowa do 13%, bo składka nie jest uznawana za podatek.

S.G.: No nie, no ale tutaj sytuacja jest trochę podobna jak z podatkami. Mam na myśli właśnie to, o czym pan mówi, to znaczy na przykład zwiększenie składki rentowo-emerytalnej też wymagałoby zmiany ustawy. A taką zmianę musi zaakceptować prezydent, a jeśli jej nie zaakceptuje, jeśli będzie weto prezydenta w tej sprawie, no to koalicja rządowa musi mieć poparcie którejś z partii opozycyjnych, żeby takie weto odrzucić. Taka możliwość istnieje, ale jest wątpliwa. Ze strony PiS-u prawdopodobnie każda propozycja zwiększenia obciążeń podatkowych chociażby poprzez zwiększenie składki rentowo–emerytalnej będzie blokowana. Myślę, że ze strony SLD może będzie skłonność do rozważenia takiej podwyżki, pod warunkiem chyba że zwiększy się wydatki budżetowe na jakieś cele ważne dla tej partii. W każdym razie tutaj jest jakaś możliwość negocjacji z opozycją, no ale na razie nie mamy po pierwsze propozycji rządowych w tej sprawie, a po drugie nie wiemy, jak zareaguje prezydent i jak zareaguje opozycja. Prezydent prawdopodobnie zawetuje każde posunięcie tego typu, natomiast ze strony opozycji, w szczególności SLD, być może jest jakaś możliwość negocjacji.

W.M.: Ale jednak rośniemy. Według danych GUS–u opublikowanych pod koniec zeszłego tygodnia złoty rekordowo mocny, bezrobocie spadło, niewiele, ale spadło, giełdy w górę, surowce drożeją, sprzedaż i zamówienia rosną. Czy kryzys powoli się kończy?

S.G.: No, kryzys się kończy na pewno w sektorze finansowym, i tu jest duża poprawa, w skali światowej. I to jest bardzo ważne, bo bez poprawy w tej ważnej dziedzinie mielibyśmy również problemy w całej sferze realnej. Jeżeli chodzi o sferę realną, no to mamy, oczywiście, sytuacje lepsze i gorsze, na przykład mamy ostatnie wyniki Wielkiej Brytanii, bardzo znaczący spadek dochodu narodowego, większy niż ktokolwiek oczekiwał. Również duże i głębokie spadki w Niemczech, w Japonii. Więc to nie jest tak, że się kończy, tylko tyle, że nie ma dalszego pogarszania sytuacji w skali światowej.

Natomiast jeżeli chodzi o Polskę, no to rząd założył wzrost gospodarczy w pobliżu zera, między zero a jeden w tym roku i przyszłym. To założenie wydaje mi się realne i to stawia Polskę w sytuacji lepszej, oczywiście, niż wiele innych krajów, niż prawie wszystkie kraje właściwie w Europie, szczególnie takie kraje, jak właśnie kraje bałtyckie, Rosja czy Ukraina, ale także takie, jak Niemcy czy Wielka Brytania. Więc my jesteśmy w stosunkowo dobrej sytuacji, choć, oczywiście, nie komfortowej, bo chcemy mieć wzrost gospodarczy około 5%, a mamy w pobliżu zera, może między zero a jeden. Może będzie niespodzianka, że w przyszłym roku zamiast w pobliżu zera, będziemy mieć na przykład między jeden a dwa. To byłoby już dużym sukcesem, ale w dalszym ciągu, nawet przy wzroście gospodarczym powiedzmy półtora procent w przyszłym roku mamy dość trudną sytuację w finansach publicznych.

W.M.: Z kolei Polacy w pętli długów. W ciągu roku wartość niespłaconych kredytów ma wzrosnąć do 30 miliardów złotych. Zalegamy też coraz częściej z czynszami i opłatami za prąd czy gaz. Na jesieni to bezrobocie zacznie według ekspertów znowu rosnąć. No, tutaj sytuacja jest dramatyczna.

S.G.: Znaczy sytuacja nie tyle jest dramatyczne, ile trudna, dlatego że właśnie – tak jak pan mówi – płace realne przestały rosnąć, raczej spadają, bezrobocie zaczyna jednak rosnąć i będzie systematycznie rosnąć przez jakieś jeszcze dwa lata, chociaż nie do poziomów bardzo wysokich, umiarkowanie wysokich. Także dla części gospodarstw domowych, nie dla wszystkich, ale dla powiedzmy 15–20% gospodarstw domowych sytuacja będzie wyraźnie trudniejsza.

Również jeżeli chodzi o przedsiębiorstwa – to ich zyski są w tej chwili wyraźnie niższe niż były rok temu i w związku z tym przedsiębiorstwa jako całość, chociaż, oczywiście, są wyjątki, są i będą zmuszane do ograniczenia wydatków inwestycyjnych. Więc w najbliższych 2–3 kwartałach należy oczekiwać spadku wydatków inwestycyjnych, ale nie jakiegoś dramatycznego spadku, może o 10–15%. Także w dalszym ciągu zdolności produkcyjne polskiego przemysłu, polskiej gospodarki rosną. Więc tyle tylko, że stopień wykorzystania tych zdolności będzie spadał.

No i będziemy czekać na ożywienie koniunktury w naszych takich właśnie, jak partnerach handlowych, szczególnie w Unii Europejskiej. To ożywienie może przyjść, zacząć się bardzo powoli już gdzieś pod koniec tego roku i z czasem, oczywiście, będzie poprawa w eksporcie, no a dopiero gdzieś w trakcie przyszłego roku przyjdzie też ożywienie w inwestycjach i w wydatkach konsumpcyjnych. Ale zanim to nastąpi, to przez najbliższe dwa, trzy kwartały należy oczekiwać właśnie jeszcze dużych trudności, szczególnie jeśli chodzi o wydatki inwestycyjne i konsumpcyjne, i co właśnie spowoduje, że wzrost PBK w przyszłym roku także będzie albo w pobliżu zera, albo niewiele lepszy niż zero, to znaczy może gdzieś 1%, przy jakimś niesłychanie korzystnym zbiegu okoliczności to może być właśnie między jeden a dwa już w przyszłym roku. Chociaż w tej chwili raczej należy zakładać, że to będzie – tak jak mówi rząd – w pobliżu zera.

I w związku z tym przyrost deficytu i przyrost długu publicznego jest dalej bardzo duży, właśnie w tych granicach około 80–100 miliardów rocznie, to znaczy właśnie gdzieś w granicach 6–7% PKB. No, to jest nowa sytuacja dla Polski. To ma, oczywiście, określone konsekwencje, jeżeli chodzi o strategię wejścia do strefy euro, no i zmusza też rząd i właściwie wszystkie partie polityczne, prezydenta i wszystkich, którzy myślą o objęciu tej funkcji prezydenta, a więc kandydatach na prezydenta, do tego, żeby stworzyć strategię.

W.M.: No, będzie walka. Panie profesorze, ostatnie już pytanie. Wyjeżdżamy na wakacje za granicę, powiedzmy w drugiej połowie sierpnia. Już kupować euro, czy jeszcze poczekać?

S.G.: Właśnie to jest dobre pytanie. Ja uważam, że to już jest taka sytuacja, w której rzeczywiście przez jakiś czas można oczekiwać dalszego umacniania się złotego, chociaż raczej powolnego i można mieć osłabienie złotego przejściowe, ale właściwa wartość złotego jest raczej gdzieś w okolicy 3,5–4 złote raczej niż 4–4,5.

W.M.: Dziękuję za tę radę. Prof. Stanisław Gomułka, były Wiceminister Finansów, Główny Ekonomista Business Center Club, w Sygnałach Dnia.

S.G.: Dziękuję.

(J.M.)