Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 12.05.2008

„Każdy dzień jest dla mnie świętem”

Moja kariera była niezwykle bogata i mam nadzieję, że do tej kariery będę mógł dodać kolejny sukces – tego lata.

Marcin Figura: Jest w Polsce już dwa lata. Nie zna naszego języka, twierdzi, że po prostu jest za trudny i nie można się go nauczyć. Z piłkarzami reprezentacji znalazł jednak nić porozumienia. Jego słowa (...) zna dziś każdy polski piłkarz. Wszyscy chcą grać w jego drużynie. Na Mistrzostwa Europy pojedzie dwudziestu trzech. Polacy zadebiutują na Euro. Ich trener także.

Rozmowy Jedynki, Marcin Figura, witam państwa. I witam także w studiu specjalnego gościa, wyjątkowego gościa – trenera piłkarskiej reprezentacji Polski, Leo Beenhakkera. Dzień dobry, panie trenerze.

Leo Beenhakker: Dzień dobry.

M.F.: Pięknie po polsku. Jest stres przed tym debiutem w Mistrzostwach Europy?

L.B.: Nie, nie, nie jestem absolutnie zestresowany, jestem bardzo skoncentrowany. Stres jest czymś negatywnym, brzmi negatywnie, tak że nie. Już czekam na Mistrzostwa z graczami i na pewno będę się cieszył z każdej minuty.

M.F.: Tak, panie trenerze, ale pan ten zawód już wykonuje naprawdę wiele, wiele lat, no i można by się z jednej strony zastanawiać, czy nie jest tak, że może już chciałby pan usiąść gdzieś na Wyspach Kanaryjskich, łowić ryby, popijać dobrą herbatę i spoglądać, jak wielcy grają w piłkę, a pan ciągle na tej ławce trenerskiej. Do you like this job?

L.B.: No właśnie, dokładnie to, co pan mówi – bardzo lubię tę pracę, choć czasami są tacy, którzy twierdzą, że powinienem może już skończyć czy kiedy się w końcu to zakończy, tak, abym miał czas na miłe rzeczy w życiu. Ale zawsze mówię to samo: ja robię to, co sprawia mi przyjemność codziennie, kocham futbol, kocham swój zawód, kocham przebywać z graczami, zatem każdy dzień dla mnie jest miłym dniem. Nie mam przez to żadnego powodu, aby to zakończyć.

M.F.: To w takim razie jak to się stało, że Leo Beenhakker został trenerem piłkarskim?

L.B.: Jak to się stało? No, po pierwsze to miało miejsce wiele lat temu. Tak jak wielu młodych ludzi miałem obsesję na punkcie futbolu, sam grałem w piłkę nożną, no i potem nastąpiły różne okoliczności, z powodu których nie byłem w stanie sam się rozwinąć jako zawodnik. I ostateczna decyzja, mniej więcej w 57–58 roku chyba zapadła. Wtedy miałem z piętnaście lat, wówczas oczekiwałem finałów Ligi Mistrzów wówczas Mistrzostw Europy klubowych. Pamiętam Real Madryt i pamiętam, że wówczas podjąłem decyzję, że futbol będzie moją przyszłością. Miałem na tym punkcie kompletnego fioła. Zatem już w bardzo wczesnym wieku podjąłem decyzję, że zostanę trenerem. Pamiętam, przez pewien czas byłem chyba najmłodszym trenerem w Holandii, miałem wówczas bodajże 23 lata. Miało to miejsce w 1965 roku. Czyli proszę sobie wyobrazić – już ponad 40 lat.

Ale znów powiem, że każdy dzień jest dla mnie świętem. Nigdy co prawda nie byłem bezrobotny, zawsze przez te 40 lat byłem zajęty, miałem pracę. Byłem też szczęściarzem, że po pierwszych siedmiu–ośmiu latach coraz bardziej piąłem się po tej drabince kariery, pracowałem z coraz to lepszymi zespołami, miałem okazję pracować z najlepszymi zespołami w historii futbolu. Zatem moja kariera była niezwykle bogata. I mam nadzieję, że do tej kariery będę mógł dodać kolejny sukces – tego lata.

M.F.: Ale jeszcze o tej karierze trenerskiej. Był taki człowiek „Rinus” Michels, znakomity holenderski szkoleniowiec, który chyba bardzo mocno wpłynął na pańskie ukształtowanie jako trenera.

L.B.: Tak, to prawda. On też mniej więcej w późnych latach 60. z Ajaxem wystartował. Po raz pierwszy wówczas spotkaliśmy się. Od samego początku stanowił dla mnie przykład, był takim moim „ojcem chrzestnym”. Naprawdę miałem olbrzymie szczęście, że mogłem z nim współpracować w ramach Holenderskiej Federacji Piłkarskiej, był naprawdę niesamowitym gościem i faktycznie odegrał bardzo znaczącą rolę w mojej karierze.