Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Andrzej Gralewski 12.10.2010

Los nas ostrzegł

Tym razem skończyło się na strachu i czekaniu. Ale ile razy można kusić los?
Tomasz NałęczTomasz NałęczM. Kukawski PR
Posłuchaj
  • Tomasz Nałęcz o rządowej flocie samolotowej, demonstracji PiS i wyjazdowi do Smoleńska
Czytaj także

- Zamieszanie z samolotami podczas wyjazdu do Smoleńska rodzin ofiar katastrofy pokazuje nie słabość państwa, a słabość infrastruktury naszego narodowego przewoźnika, jakim jest LOT - mówi w "Sygnałach Dnia" Tomasz Nałęcz, doradca Bronisława Komorowskiego do spraw historii i dziedzictwa. Zwraca uwagę, że chyba już nikt nie ma wątpliwości, że trzeba stworzyć flotę rządową, która będzie obsługiwała loty najważniejszych osób w państwie. I trzeba znaleźć na to pieniądze. - Los udzielił nam ostrzeżenia - podkreśla Nałęcz.

Doradca prezydenta wyraził zdziwienie słowami rzecznika LOT-u, który powiedział, że gdyby był to zwykły lot czarterowy, to samolot poleciałby z usterką.

Nałęcz odpiera zarzuty, że impreza w Smoleńsku była robiona pod panią prezydentową. Zwraca uwagę, że najważniejsze na miejscu katastrofy były rodziny ofiar. - Prezydentowe Anna Komorowska i Swietłana Miedwiediewa były tłem i nie narzucały swej obecności - podkreśla doradca prezydenta w rozmowie z Krzysztofem Grzesiowskim.

Profesor zwraca uwagę, że Kancelaria Prezydenta pomogła w przygotowaniach do pielgrzymki, ale nie wpływała na jej program. Nałęcz - komentując podziały wśród rodzin ofiar - powiedział, że są one zrozumiałe i trzeba uszanować różne poglądy tych osób.

Doradca prezydenta podkreśla, że wyjazd rodzin ofiar katastrofy do Smoleńska był przejawem prawdziwej żałoby. Natomiast niedzielny pochód na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, który zorganizowało PiS i Jarosław Kaczyński był - jego zdaniem - wiecem politycznym.

Gość Jedynki zakomunikował, że prezydent Bronisław Komorowski zamieszka od niedzieli w Belwederze. Obecnie prezydent mieszka w swym prywatnym mieszkaniu, a urzęduje w Pałacu Prezydenckim.

(ag)

Krzysztof Grzesiowski: Prof. Tomasz Nałęcz, doradca Prezydenta Rzeczpospolitej ds. historii i dziedzictwa narodowego. Tu się nic nie zmieniło, panie profesorze?

Tomasz Nałęcz: Nie zmieniło się. Witam pana, witam państwa.

K.G.: Jeszcze przed rozmową na antenie pytałem pana profesora, gdzie urzęduje, odpowiedź brzmiała: na razie nigdzie, ale może w tym tygodniu to się zmieni. To prawda? Potwierdza pan to?

T.N.: Tak. Te sprawy organizacyjne się w tym tygodniu wyjaśnią.

K.G.: No dobrze, to w takim razie proszę powiedzieć, gdzie urzęduje i gdzie mieszka prezydent Bronisław Komorowski?

T.N.: Prezydent urzęduje w Pałacu Prezydenckim przy Krakowskim Przedmieściu, a mieszka w swoim... na razie mieszka w swoim mieszkaniu na Powiślu.

K.G.: A co z Belwederem?

T.N.: Tak jak prezydent powiedział pani redaktor Monice Olejnik w niedzielę, zamierza zamieszkać w Belwederze. Gorąco go w tym wspieram, to świetny pomysł.

K.G.: Tak pytam o to, bo nie wiem, czy pan, panie profesorze, jest po lekturze artykułu Michała Majewskiego i Pawła Reszki...

T.N.: Nie.

K.G.: ...w dodatku Plus Minus do weekendowej Rzeczpospolitej...

T.N.: Nie, cenię bardzo tych autorów, ale nie czytałem tego artykułu.

K.G.: Zacytuję, jeśli pan pozwoli: „Bronisław Komorowski chyba nie przypuszczał, że początek będzie tak ciężki. Z wielkim trudem zdołał skompletować drużynę i sprawia wrażenie, jakby ciągle nie wiedział, po co został prezydentem”. I dalej: „Skoro miało być tak lekko i przyjemnie, to dlaczego jest tak chropowato i ciężko? Dlaczego nowy prezydent, zamiast wystartować, utknął w blokach?”.

T.N.: No, dziwię się takim sądom. Przede wszystkim dziwi mnie sąd, że Bronisław Komorowski nie wiedział, po co chce zostać prezydentem. Przypomnę – Bronisław Komorowski należy do tych posłów, którzy uchwalali Konstytucję w 97 roku i świetnie wie, jakie są kompetencje prezydenta, jak ważny to jest dla Polski urząd. Te zarzuty, że początek kadencji jest nietypowy, biorą się z niezrozumienia sytuacji, okoliczności, w jakich prezydent został wybrany. No przecież wszystko to miało miejsce w atmosferze traumy smoleńskiej. Bronisław Komorowski nie tylko kandydował na urząd prezydenta, czyli nie miał tego luksusu zbierania swojej drużyny, ekipy, normalnego przygotowywania się do pełnienia urzędu, ponieważ pełnił te obowiązki jako marszałek sejmu. Występował jednocześnie w kilku rolach: pełniącego obowiązki głowy państwa, czynnego marszałka sejmu, osoby bardzo aktywnej w organizowaniu tych wszystkich uroczystości, rozwiązywaniu tych spraw związanych z tragedią smoleńską. To jest rzeczywiście nietypowy początek prezydentury. No, tak jak nietypowym początkiem prezydentury był początek prezydentury Stanisława Wojciechowskiego w 22 roku, który obejmował urząd po zamordowanym prezydencie Narutowiczu. Więc tu dziwienie się, że jest inaczej, moim zdaniem jest grubym nieporozumieniem.

K.G.: Gdzie pan był w niedzielę wieczorem, panie profesorze?

T.N.: W domu przed telewizorem.

K.G.: Nie był pan na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem?

T.N.: Nie, nie, jestem tam codziennie, bo współpracuję z prezydentem i chociaż jeszcze formalnie biurka nie mam, to już tam oczywiście jestem, służąc swoją pomocą i pracą panu prezydentowi. Nie, nawet nie miałem takiej pokusy, ponieważ muszę powiedzieć, że ta niedziela, ciężka jak dla wielu Polaków, bo to przecież sześć miesięcy, pół roku od tej tragedii, dla mnie była takim wielkim doświadczeniem i przeżyciem, bo wprost narkotycznie nie mogłem się oderwać od telewizora, obserwując to, co się działo w Smoleńsku. Byłem autentycznie wzruszony, żeśmy całą rodziną oglądali te wydarzenia. Muszę powiedzieć...

K.G.: Mówi pan o pielgrzymce, tak?

T.N.: Tak, oczywiście.

K.G.: Rodzin ofiar?

T.N.: Oczywiście, mówię o pielgrzymce zorganizowanej przez rodziny ofiar tej katastrofy. Symbolem tych osób pielgrzymujących jest pani Ewa Komorowska, żona, wdowa niestety po panu wiceministrze obrony narodowej Stanisławie Komorowskim. A ponieważ mogłem się domyśleć, co będzie przed Pałacem Prezydenckim wieczorem, bo przecież to już nie po raz pierwszy, to jest co miesiąc tego rodzaju manifestacja polityczna odbywana, wręcz nie oglądałem demonstracyjnie telewizji, bo nie chciałem psuć sobie tych obrazów przed... znaczy bardzo, bardzo takich dramatycznych, ale też pięknych na swój sposób, które widziałem w Smoleńsku.

K.G.: Ale rodziny i ofiary bliskich nie wszystkich ofiar pojechali do Smoleńska.

T.N.: Szkoda, panie redaktorze.

K.G.: Ich prawo?

T.N.: Nie powinniśmy się temu dziwić, to znaczy każdy ma prawo przeżywać swój ból, swoją tragedię...

K.G.: To jest decyzja indywidualna?

T.N.: Ależ oczywiście. Tutaj pan prezydent, pani prezydentowa przede wszystkim, Kancelaria Prezydenta udzieliła wszelkiej możliwej pomocy tym rodzinom. Ale absolutnie ani najmniejszym gestem nie ingerując w formułę tych obchodów, nie dziwiąc się innym zachowaniom. Jednych ból koi bycie w tym Smoleńsku, patrzenie na miejsce tej tragedii, przejście tą tragiczną drogą przez mękę, inni takich zachowań nie podzielają. Trzeba uszanować taką postawę, niczemu się nie wolno dziwić i nikogo nie wolno brać za lepszego ani za gorszego.

K.G.: Znów zacytuję Rzeczpospolitą, ale dzisiejszą, taki dwugłos, dwa wywiady z bliskimi ofiar katastrofy smoleńskiej – z panią Izabelą Sarjusz-Skąpską i z panią Beatą Gosiewską. To, co jest wytłuszczone, to w przypadku pani Izabeli Sarjusz-Skąpskiej cytat, że jeśli Jarosław Kaczyński będzie występował jako przywódca opozycji, a nie brat zmarłego prezydenta, to ta sprawa będzie miała wymiar polityczny. A z kolei w przypadku pani Beaty Gosiewskiej wytłuszczone jest zdanie: „Osobiście uważam, że to był zamach. Nie wiem tylko, kto to zrobił i w jaki sposób”.

T.N.: Panie redaktorze, trudno mi jest komentować zachowania właśnie osób najbardziej dotkniętych tą tragedią, bo obydwie panie straciły najbliższe sobie osoby. Podzielam tę opinię, że Jarosław Kaczyński jest w pewnym kłopocie, bo z jednej strony przeżywa ból tej tragedii w postaci brata, bratowej. To zważywszy na związek, jaki łączył przecież braci Kaczyńskich, to możemy sobie wyobrazić, jak okaleczony czuje się pan Jarosław Kaczyński. Ale z drugiej strony to jest znacząca postać życia publicznego, prezes partii opozycyjnej. Tak jak się rzeczywiście patrzy na to, co miało miejsce pod Pałacem dziesiątego w niedzielę, to tam było więcej polityki niż żałoby. To nie były obrazy żałoby. No właśnie życie tak to wyreżyserowało, że myśmy wiedzieli autentyczną, wielką żałobę, dramatycznie wielką w Smoleńsku na płycie tego lotniska. Te obrazy, które państwo żeście relacjonowali w radio czy bardziej to było widać w telewizji, bo można było zobaczyć na własne oczy, no, to była bardzo pewna namiętność i demonstracja polityczna, a nie wiec żałobny. Ja nie chcę komentować słów pani Gosiewskiej, ona się nie potrafi pogodzić z tą katastrofą, widząc w tym jakiś spisek. Poczekajmy na wyniki śledztwa. Na razie nikt nie wskazuje... nic nie wskazuje na zamach.

K.G.: A ten zarzut, że ta pielgrzymka była robiona bardziej pod panią prezydentową Annę Komorowską i pod panią prezydentową Swietłanę Medwiediewową też pan odrzuca?

T.N.: Absolutnie odrzucam, bo po pierwsze urzędnicy Kancelarii, którzy pomagali od strony technicznej w organizowaniu tego przedsięwzięcia, bo to przecież kwestie wiz dla tylu osób, te sto kilkadziesiąt osób nie powinno się zajmować tymi sprawami technicznymi, wcale nie najłatwiejszymi, każdy, kto wyjeżdżał na Wschód, wie, że nie to nie są najłatwiejsze sprawy, więc tutaj urzędnicy Kancelarii, zresztą MSZ-u, tutaj rząd też był bardzo aktywny (mówię o zapleczu urzędniczym rządu). Tak że tu była wszelka pomoc udzielona. Natomiast od strony jakby merytorycznej tu nie było najmniejszej ingerencji. Każdy, kto – tak jak ja – te kilka godzin spędził przed telewizorem, wie, że nie było takiej wizyty czy takiego publicznego wystąpienia dwóch prezydentowych: pani prezydentowej Komorowskiej i pani prezydentowej Miedwiediewej, z tak dyskretnym ich udziałem. Te panie rzeczywiście moim zdaniem z głęboką wewnętrzną kulturą osobistą one stały się tłem tej demonstracji. Tam najważniejsi byli bliscy tych ofiar. Tak że zarzut, że to była impreza robiona pod panią prezydentową, naprawdę jest niesłuszny. Pani prezydentowa... no, widać było łzy w jej oczach, była bardzo głęboko przejęta. Poproszona o patronat, o udział w tej pielgrzymce, przecież nie mogła i nie chciała odmówić. No jak mogła się inaczej zachować?

K.G.: No tak, przyzna pan chyba, panie profesorze, że cała ta pielgrzymka zakończyła się tylko kompromitacją państwa polskiego. Obydwa samoloty wysłane po tych, którzy do Smoleńska pojechali, lądują w Witebsku, a potem nie są w stanie wrócić do Polski. Trzeba wysyłać jeszcze dwa. Ktoś za to odpowiada. Czy to będzie, jak to bywa w naszym kraju, bez winy?

T.N.: Panie redaktorze, kompromitacją państwa polskiego to może zbyt mocno powiedziane.

K.G.: Ale wiele osób tak to komentuje, pan dobrze o tym wie.

T.N.: Państwo polskie tak, państwo polskie to my wszyscy, wy, dziennikarze...

K.G.: Dobrze, administracji państwowej, nie wiem..

T.N.: Nie, ja myślę, że to pokazało słabość infrastruktury naszego narodowego przewoźnika LOT-u...

K.G.: Aha.

T.N.: ...bo przecież to były samoloty LOT-owskie. Z tym, że, panie redaktorze, ja tego nie usprawiedliwiam. Myślę, że po tym, co widzieliśmy, znaczy w związku z tymi perypetiami, no chyba już nikt nie ma w Polsce wątpliwości, że trzeba jednak stworzyć tę flotę rządową samolotową, że powinno być kilka tych rządowych samolotów, które będą obsługiwały nasze takie właśnie potrzeby. Natomiast...

K.G.: Tylko drobiazg – trzeba będzie znaleźć na to pieniądze.

T.N.: Trzeba będzie niestety, ale...

K.G.: Jeszcze takiego odważnego nie było, przynajmniej przez ostatnie lata.

T.N.: Ale tym razem los nam udzielił ostrzeżenia, nie w takim dramatycznym wymiarze jak w Smoleńsku, że nie wolno lekceważyć względów bezpieczeństwa. Mnie jedna rzecz przeraziła, muszę powiedzieć, jako pasażera LOT-u – że rzecznik LOT-u powiedział państwu dziennikarzom: „To była taka usterka niegroźna. Gdyby to był normalny czarter, to on by poleciał. No, z tymi ludźmi nie mógł lecieć”. No, jako pasażer polskich czarterów chciałbym jednak, żebym nie latał samolotami z usterkami.

K.G.: Oby. Dziękujemy, panie profesorze.

T.N.: Dziękuję.

K.G.: Prof. Tomasz Nałęcz, doradca Prezydenta Rzeczpospolitej, gość Sygnałów Dnia.

(J.M.)