Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Izabella Mazurek 14.10.2010

Politycy muszą rozmawiać

Polska nadal nie ma wypracowanej strategii na swoją prezydencję, przypadającą na drugą połowę 2011 rok - ocenia Janusz Piechociński.
Politycy muszą rozmawiaćW. Kusiński PR
Posłuchaj
  • Janusz Piechociński, poseł PSL o kryzysie gospodarczym w Polsce i Europie
Czytaj także

- Polski rząd powinien już kończyć tworzenie programu na ten czas - mówi w "Sygnałach Dnia" Janusz Piechociński, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Jego zdaniem, to Polska musi powiedzieć Europie, jakie są nasze oczekiwania, możliwości i ograniczenia, na co jako państwo możemy się zgodzić.

Polityk uważa, że nasi politycy za mało włączają się w społeczną dyskusję, zarówno w kraju jak i w Europie, o kryzysie gospodarczym i rozwiązaniach kryzysowych, o jakich mówi się na forum Unii Europejskiej. - Ale politycy nie chcą poruszać ważnych tematów gospodarczych, łatwiej mówić o kampanii samorządowej czy majątku Kościoła - dodaje.

- Świat szuka rozwiązań dotyczących rozwiązań makroekonomicznych. Polska może je poprzeć albo uznać, że dla nas te rozwiązania mogą być niebezpieczne, bo wiążą się na przykład z podnoszeniem podatków – mówi Janusz Piechociński prowadzącemu audycję Krzysztofowi Grzesiowskiemu.

Polska potrzebuje szeregu konferencji, publicznej dyskusji najważniejszych osób w państwie na tematy gospodarcze, bo to może być podstawą do dyskusji na forum europejskim. Według gościa Jedynki to my musimy powiedzieć Europie, jakie są nasze możliwości i ograniczenia, na co możemy się jako państwo zgodzić, a na co nie.

- Nasze kłopoty z Unią to nie tylko problem z wykorzystaniem funduszy unijnych. Apeluję do najważniejszych polityków, żeby rozmawiać o kryzysie w Europie i w Polsce – mówi Piechociński.

(im)

Krzysztof Grzesiowski: Poseł Janusz Piechociński, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, nasz gość. Dzień dobry, panie pośle.

Janusz Piechociński: Dzień dobry.

K.G.: Jakby na przekór obowiązującym w naszej polityce, polityce krajowej, trendom pan się postanowił zająć sprawami Unii Europejskiej, przyszłością Unii Europejskiej, apeluje pan o rozpoczęcie debaty na temat priorytetów unijnych na przyszły rok. Trudne tematy.

J.P.: Trudne, ale wymagające i nie tylko w kontekście polskiej prezydencji i drugiej połowy roku 2011, ale tak się przyzwyczailiśmy do obecności w Unii, że tematem poważnej debaty publicznej w ogóle nie są te mechanizmy, które się w Unii zaczynają w kontekście odpowiedzi na wyzwania globalizacji czy kryzysu, czy spowolnienia gospodarczego. Stąd proszę zwrócić uwagę, nikt nie zauważył, że na początku września wydarzyło się w Parlamencie Europejskim wydarzenie dotąd bez precedensu – po raz pierwszy przewodniczący Komisji Europejskiej w ramach tzw. umowy ramowej między Komisją a Parlamentem Europejskim wygłosił orędzie o stanie Unii. Optymistyczne, to prawda, ale czy zwrócił pan uwagę gdzieś w jakiejś naszej debacie opisano, co pan Barroso do Europejczyków, w tym także do Polaków, jakie uwagi skierował? No nie.

A oprócz tego pan przewodniczący wystosował list do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, taki otwarty, gdzie zapowiedział główne strategiczne priorytety tej Komisji Europejskiej do końca roku 2011. Bardzo istotne, dotyczące kluczowych spraw, a więc pogłębienie integracji, umacnianie jednolitego rynku, porządkowania tego, co było w świecie zachodniej demokracji i gospodarki powodem takim bezpośrednim kryzysu światowego, czyli spraw finansowych, bankowych, deficytu budżetowego.

I znowu – my sporo mówiliśmy przy okazji naszego budżetu o tych wszystkich problemach, ale ta debata europejska zniknęła zupełnie, tak jakby nie było w Polsce specjalistów, ekspertów, naukowców, a przede wszystkim polityków, którzy mają świadomość, że muszą przygotować polską odpowiedź. Więc ja apeluję...

K.G.: No dobrze, a dlaczego zniknęła?

J.P.: Z prostego powodu – łatwiej jest odbierać sobie dobre intencje, łatwiej jest kreować emocje wokół krzyży, stosunków państwo-Kościół, majątku Kościoła, łatwiej podrzucać tematy związane z już bezpośrednią kampanią samorządową, kto na jakie miejsce i gdzie startuje albo dlaczego nie wystartuje, a kiedy dotykamy fundamentalnych spraw, no bo ta nasza obecność w Unii nie może się tylko sprowadzać do tego, że od czasu do czasu opisujemy nasze kłopoty z wykorzystaniem środków unijnych, mówimy o nowej perspektywie unijnej i patrzymy na to, jak z tego biliona euro ile procent przyjdzie dla Polski w ramach jakich funduszy, a nasze uczestnictwo w Europie sprowadza się do jednego – że mamy bardzo dużo wydziałów i kierunków na większości polskich uczelni zwanych europeistyką, polityka europejska, integracja europejska i na tym się kończy.

Otóż nie, naprawdę to jest dla mnie zasmucające, mimo że mamy tak olbrzymi potencjał, mimo że powinniśmy być już na ostatnich finiszach, jeśli chodzi o nasze propozycje w sprawie polskiej prezydencji, że to przechodzi cicho i obojętnie. Stąd mój apel skierowany – uwaga – nie tylko do świata polityki...

K.G.: Pan to nazwał uspołecznieniem dyskusji.

J.P.: Tak. Nie tylko do prezydenta i premiera, bo powiedzmy sobie wprost – odpowiedzią na kryzys i na te wyzwania globalne i na ściganie się Europy z Ameryką czy Azją, czy Brazylią jest właśnie zwiększenie, uwolnienie potencjału jednolitego rynku, co ma swoje plusy i minusy...

K.G.: O to chciałem spytać. Z tego, co mówił Barroso, jakie korzyści czy ewentualnie jakieś zagrożenia są dla naszego kraju?

J.P.: Po pierwsze Barroso powiedział, że Europa się sprawdziła w czasie pierwszej fali kryzysu i tego pierwszego uderzenia. Mimo wszystko okazaliśmy sobie solidarność, chociaż oczywiście krył trochę pan przewodniczący w takiej nowomowie politycznej te problemy, które mieliśmy w roku 2008-2009, kiedy okazało się, że każdy na swój sposób walczył z kryzysem, albo definiowano potrzebę zmiany polityki gospodarczej tak jak to zrobił Sarkozy – będziemy dotować produkcję francuskich samochodów, ale tylko we Francji, prawda? I mieliśmy też różne europejskie odpowiedzi na kryzys i różne mechanizmy działań interwencyjnych, choćby takie działania, jak we Francji, jak w Wielkiej Brytanii, pomoc bankom, czy w Niemczech, pakiet stymulujący gospodarki, który później w następnym roku znowu był uruchamiany.

I dzisiaj jakby głównym problemem Europy, nie tylko przecież naszym, to jest problem deficytu budżetowego, finansowania potrzebnych zadań, no bo skoro Europa w roku 2010 tylko rządy i samorządy wygenerowały popyt na środki inwestycyjne między 800 miliardów a bilion euro, to sobie wyobraźmy, o jakich pieniądzach, o jakich potrzebach mówimy. Skoro dzisiaj Europa w Komisji Europejskiej, w Parlamencie Europejskim rozmawia o wprowadzeniu podatku od transakcji finansowych i – uwaga – z tą propozycją pojedzie na spotkanie G20, dlatego że ten podatek ma sens tylko wtedy, kiedy wprowadzi się go powszechnie, tak, żeby nie było odpływu kapitału, graniem kursów, spekulacją na kursach i tak dalej, i tak dalej.

Więc proszę zwrócić uwagę, że rodzi się na gruzach dotychczasowych takich makroekonomicznych koncepcji, powiedziałbym dogorała na naszych oczach reaganomika i thaczeryzm w starym wydaniu, takie neoliberalno-monetarne, a w tej chwili świat szuka odpowiedzi, konsolidacji, interwencjonizmu, zupełnie nowych mechanizmów.

Więc brak tej dyskusji w kraju w kontekście choćby tego, że w bardzo ważnym elemencie zarządzania makroekonomią Unia proponuje, Komisja Europejska proponuje kilka rozwiązań, które Polska może poprzeć, i kilka rozwiązań, które są niebezpieczne. Ale tak naprawdę w tej całej dyskusji rysuje się sytuacja umocnienia podziałów wewnątrz Unii mniej więcej na linii: kraje euro i kraje będące poza strefą euro. Proszę zwrócić uwagę, jaki Komisja Europejska proponuje zróżnicowany sposób stabilizacji deficytu budżetowego i monitorowania tego na poziomie europejskim, a także ingerencji w sposób stanowienia budżetu w państwach członkowskich dla krajów będących w strefie euro i będących poza strefą euro.

No i znowu brak po naszej stronie reakcji, brak publicystyki na ten temat, kilkunastu konferencji, odbycia debaty w Radzie Polityki razem z Radą Polityki Pieniężnej, razem z bankiem centralnym, ekspertów rządowych i opozycyjnych, spotkanie byłych ministrów finansów. Aż się prosi, żeby właśnie w taki sposób pokazywać, że polityka ma sens, kiedy jesteśmy w takich sprawach razem, dyskutujemy i rozmawiamy.

K.G.: No tak, tylko że rozmawiamy o tej polityce na poziomie bardzo makro już, czasami nieczytelnej, czasami trudnej do zrozumienia, bardzo ważnej niewątpliwie, ale...

J.P.: Tak. I dlaczego tak to jest ważne, żeby wypracować wspólne stanowisko czołówki gospodarczej państwa naszego, różnych instytucji związanych z gospodarką regulatorów gospodarczych? Dlatego że później z czytelnym, wypracowanym stanowiskiem trzeba nie tylko pójść do Brukseli czy Strasburga dla naszych europarlamentarzystów czy Komisji Europejskiej. Trzeba także z czytelnym stanowiskiem iść do rządów innych krajów, którzy są naszymi partnerami. A przede wszystkim z czytelnym stanowiskiem trzeba iść w stosunku do społeczeństwa, żeby rozumiało, przed jakimi dylematami my stoimy i w jakich scenariuszach razem z Europą, obok Europy czy w Europie gramy i żeby to było bardzo czytelne i nie było elementem prostej, prymitywnej na przykład w roku 2011 walki partyjnej związanej z wyborami parlamentarnymi.

K.G.: Panie pośle, pan mówi o społeczeństwie, a na przykład społeczeństwo być może chciałoby wiedzieć, jak podwyżka VAT, a taką będziemy mieli w przyszłym roku, wpłynie na ceny. I oto, pozwoli pan, dowiadujemy się od Ministerstwa Finansów, że „nie wiadomo, takich wyliczeń nikt nigdy nie prowadził, firmy nie powinny mocno podnosić cen na swoje towary, bo stracą klientów”, koniec cytatu.

J.P.: No, po pierwsze firmy mogą trafić na barierę popytu, jeśli nasz potencjał, możliwości dochodowe będą niższe, a będą, jeśli wydatki publiczne będą redukowane, samorząd jest zadłużony, państwo jest zadłużone, w związku z tym może się okazać, że główną barierą będzie bariera popytowa, a nie wcale podażowa. To jest jedno.

Druga sprawa – pamiętajmy o tym, że rosną koszty stałe, a więc energia, podatek od nieruchomości, koszty płacowe także w związku choćby z podniesieniem płacy minimalnej. To w wielu przedsiębiorstwach, w których jest ten mechanizm indeksacyjny, też to wywoła.

No i trzecia sprawa, bo nie można liczyć w taki prosty sposób, że liczymy, że średnia pensja to jest 3600, że w rodzinie pracuje dwoje ludzi o średniej pensji, wydatki na podstawowe dobra obciążone tą podstawową stopą to jest 2 do 3 tysięcy złotych, no i liczymy 22%, czyli 1% od tego wzrostu i nam wychodzi kilkadziesiąt złotych, dlatego że...

K.G.: Czyli co? Uwzględniając te czynniki, o których pan mówi, myśli pan, że dałoby się wyliczyć?

J.P.: W skali średniego statystycznego gospodarstwa domowego oczywiście tak, ale choćby ten przykład dramatyczny, który państwo...

K.G.: (...)

J.P.: ...i słusznie wskazujecie, pokazuje, że są różne gospodarstwa domowe, a nawet jest różna bieda w Polsce. Kiedy popatrzymy na ten dramat, dlaczego w kilkanaście osób ludzie siadają do busa, żeby zaoszczędzić kilka złotych na ewentualnym koszcie przejazdu na miejsce pracy i to jeszcze tylko sezonowej, to już wiemy, że ta polska bieda ma bardzo różne oblicza.

Ale zwracam też uwagę, o tym nie mówimy albo mówimy zbyt mało, że ten wzrost o 1% to także wielkie zmiany dotyczące choćby handlu, a więc programy, a więc kasy fiskalne, tego typu dla przedsiębiorców także po stronie tysięcy drobnych firm. To też jest określony ruch.

No i proszę zwrócić uwagę, jak po łebkach potraktowaliśmy dyskusję o podatku bankowym. Wybuchło, politycy opozycji ogłosili, zapowiedzieli, że jest 7 miliardów, nawet nie precyzując, jak dokładnie to liczyć, że to z tego będą pieniądze takie do budżetu, przeciwstawili to propozycji rządowej podwyżki stawki podstawowej VAT o 1%, prezes banku centralnego po dwóch tygodniach zainteresował się pomysłem i powiedział, że z chęcią by to wykorzystał jako taki element stabilizacji na przyszłość, odpukać, systemu bankowego. Proszę zwrócić uwagę, nasze lokaty są chronione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny, a banki nie mają mechanizmu takiego korekcyjnego, gdyby coś się stało, żeby na przykład zatrzymać upadłość i konsekwencje dla ich klientów. Znowu Europa... i znowu wracam, a Europa mówi o tym podatku od transakcji finansowych zupełnie inaczej liczonym.

Stąd pokazuję bardzo wyraźnie, że takie proste rzucanie haseł jest bardzo ryzykowne, bo przenosi to wszystko w taką pianę polityczną, która nie wnosi nic. Wolałbym, gdyby tego typu dyskusja toczyła się w sejmowej komisji finansów i budżetu, toczyła się w gronie ekspertów, a przygotowane szacunki, łącznie z takim, o które pytał pan ministra finansów, były zrobione profesjonalnie. I to smuci, że tak mało analiz jest przy tego typu decyzjach.

K.G.: Dziękujemy, panie pośle, za rozmowę. Poseł Janusz Piechociński, Polskie Stronnictwo Ludowe, gość Sygnałów Dnia.

(J.M.)