W wychowaniu dziecka Monice pomagają tylko siostra i sąsiadka. Na matkę, jak mówi liczyć nie może, bo ta "interesuje się tylko przy obcych". Pracy nie ma i pewnie nie znajdzie. Nie ma z kim zostawić dziecka. Co prawda panie z opieki obiecują żłobek, ale... gdy będzie miała pracę.
Czytaj więcej >>>
24-latka i jej synek utrzymują się z alimentów. Ojciec dziecka płaci jednak nieregularnie i małe kwoty. Jedynym pewnym źródłem dochodu jest zasiłek opiekuńczy - 68 zł.
- Dziecko jest małe, byle czego nie zje. Żeby go utrzymać potrzebuję 600 zł co najmniej, a i ja przecież, chociaż suchy chleb, jeść muszę - tłumaczy.
Elżbieta Jacniacka, dyrektor MOPS w Słupsku, mówi, że Monika nie kwalifikowała się do wsparcia finansowego, gdyż miała orzeczone alimenty na dziecko. MOPS udzielał pomocy pedagogicznej. - Dziecko jest zadbane, niczego mu nie brakuje - twierdzi pedagog.
Dramat zaczął się w marcu, gdy ojciec dziecka przestał płacić w ogóle. - Jestem już tak zadłużona, że nie mam od kogo pożyczyć pieniędzy - żali się Monika. Dlatego w rodzinnym Słupsku zdecydowała się rozwiesić ogłoszenia, że odda synka w dobre ręce, komuś, kto będzie mógł go nakarmić.
Psycholog Władysław Hałasiewicz, twierdzi, że to taki krzyk rozpaczy. I sposób zwrócenia uwagi na swoją tragiczna sytuację. - Ale dobrze wróży to, że ona coś robi. Że chociaż próbuje. Może uda jej się wyjść na prostą - mówi.
Pod przeczytaniu ogłoszenia Monice zaczęli pomagać mieszkańcy Słupska i z synkiem rozstawać się już nie musi.
Dyrektor Jacniacka twierdzi, że Monika dostanie za ten miesiąc ok. 500 zł. Komornikowi też podobno udało się uzyskać dla kobiety i jej syna 800 zł. Choć, jak mówi Monika, te pieniądze mają być dopiero pod koniec czerwca. To trochę późno…
(lu)
Aby wysłuchać całej relacji, wystarczy wybrać "Oddam dziecko" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.