Dotąd klientów głównie interesowała cena i jakość owoców i warzyw. Teraz najważniejszy jest kraj ich pochodzenia. I choć sprzedawcy zapewniają, ze handlują tylko polskimi produktami to i tak kupujący do tych zapewnień podchodzą z rezerwą. Wiadomo przecież, że sprzedawcom zależy na popycie i niekoniecznie musza mówić prawdę.
Właśnie po to, aby te prawdę weryfikować na bazary, do sklepów i supermarketów ruszyli inspektorzy sanitarni. – Sprawdzamy faktury, patrzymy na jakość i pobieramy próbki do badań - informuje o akcji Wiesław Rozbicki, rzecznik Sanepidu. – Generalnie rzecz biorąc my nie wiemy, gdzie są te bakterie. Poszła fama, że w ogórkach, ale to o niczym nie przesądza – dodał.
Dlatego inspektorzy badają także inne warzywa. – Badamy również sałatę i rzodkiewkę – zdradził rzecznik.
Inspekcje trwają, a ogórki cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. Mimo zapewnień sprzedawców, że pochodzą z polskich plantacji. Drastycznie spadły także ceny ogórków. Według ekspertów w tej sytuacji importerom nie opłaca się sprzedawać ogórków do Polski, gdyż musieliby oddawać je za darmo.
Śmiało można powiedzieć, że w obecnej sytuacji interes ogórkowy "leży odłogiem". Największe starty odnotowali hiszpańscy rolnicy. "Kryzys ogórkowy" kosztuje ich 200 mln euro tygodniowo. Straty liczą także Niemcy, Holendrzy i Belgowie. W Portugalii sprzedaż ogórków spadał o 90 procent.
Sytuacji nie poprawi rosyjskie embargo na warzywa pochodzące z Unii Europejskiej. Decyzję o zakazie sprzedania europejskich owoców podjął główny lekarz sanitarny w Rosji. Gienadij Oniszczenko stwierdził między innymi, że w zaistniałej sytuacji rodzi się pytanie: ilu obywateli Unii musi stracić jeszcze życie, aby władze przeszły od słów do czynów.
Czynów domaga się także polski minister rolnictwa Marek Sawicki. – Musimy domagać się od strony niemieckiej szybkich, zdecydowanych prac na rzecz dojścia do źródła zakażenia – stwierdził.
Tymczasem naukowcy nie przerywają badań nad nowym szczepem bakterii, który wywołuje zatrucia pokarmowe w Europie. Według doniesień unijni eksperci ustalili, że szczep bakterii należy do tzw. grupy Stec i jest szczególnie zaraźliwy.
Według szacunków agencji AFP w Europie objawy zatrucia ma ok. 2 tys. ludzi. Kobiety chorują częściej niż mężczyźni. Zakażenia nie stwierdzono u nikogo poniżej 20. roku życia.
Między zakażeniem a ujawnieniem się objawów choroby może minąć nawet do 10 dni - ostrzegają eksperci. Według niemieckiego Instytutu Roberta Kocha liczba chorych może się zwiększyć.
(mb)
Aby wysłuchać relacji Ewy Syty, wystarczy wybrać "Sanepid sprawdza pochodzenie sprzedawanych owoców i warzyw" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
"Sygnałów Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6:00.