Premier Mykoła Azarow przekonywał ostatnio, że Ukraina może się pochwalić największym od odzyskania niepodległości urodzajem, największymi zapasami węgla i gazu. Co więcej, może być dumna z tego, że kraj ogólnie zmienia się na lepsze.
W odpowiedzi Julia Tymoszenko przekonuje, że niedzielne wybory to wojna z dyktaturą. Była ukraińska premier, która odsiaduje karę 7 lat więzienia, napisała list do swoich zwolenników. Nikt jednak nie spodziewa się drugiej "pomarańczowej rewolucji".
Na ulicach Lwowa mało jest plakatów i ulotek – relacjonuje specjalny wysłannik Polskiego Radia Tomasz Majka. Małe jest zainteresowanie wyborami, nieliczne grupy agitują w namiotach w centrum miasta. Rozdają m.in. gazety, czy zeszyty. Po co, skoro głosują tylko dorośli? – Bo rodzice dają je dzieciom – tłumaczy jeden z agitujących.
Wybory wzbudzają za to duże zainteresowanie w innych krajach. Pojechało na nie blisko 4 tys. obserwatorów zagranicznych, będzie też 9 tys. obserwatorów z organizacji pozarządowych. Wielu z nich obawia się fałszerstw i tłumaczą m.in., że kamery w lokalach wyborczych będą pokazywać tylko, jak ludzie głosują, a nie jak liczone są głosy.
Politolodzy nie spodziewają się jednak kolejnej "pomarańczowej rewolucji”. Tłumaczą, że Ukraińcy po prostu zawiedli się na politykach.
Zapraszamy do wysłuchania relacji, która przygotował Tomasz Majka.
ei