Jeżeli ktoś wyobraża sobie pracę bibliotekarza jako nudną, spokojną i cichą, to pewnie ostatni raz był w bibliotece lata temu w szkole podstawowej. - Cała ściana za mną, to jest katalog biblioteki Kongresu. Papierowych bibliografii już się nie używa - mówi Jadwiga Lizurek, kustosz w oddziale opracowania zbiorów biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak dużo się tam zmieniło opowiada jej koleżanka Ewa Bagieńska. - To jest zupełnie inna praca. Zaczynałyśmy technologią, jaka obowiązywała w XIX wieku. Był katalog kartkowy, nie wolno było niczego poza piórem i maszyną do pisania używać. Właściwie, to można było wrócić po trzech latach urlopu wychowawczego i wszystko było na swoim miejscu: żyletka, gumka, ołówek. Nic się nie zmieniało. Wraz z komputeryzacją to wszystko nabrało tempa - tłumaczy Bagieńska.
Teraz pracownie biblioteczne przypominają specjalistyczne laboratoria wyposażone m.in. w skanery. Nie każdy może jednak zajrzeć do takiej pracowni. Dlatego o tym, że bibliotekarze nie są jednak stereotypowi, jak niektórzy sądzą, ma przekonać ogólnopolska akcja "Odjazdowy bibliotekarz”.
W Warszawie akcja wyjedzie na rowerach już w sobotę. – Będzie głośna muzyka, krzyk bibliotekarzy, śmiech, zabawa – opowiada Katarzyna Urbanowicz, dyrektor biblioteki publicznej na warszawskiej Ochocie. Jej zdaniem to dobry sposób, by przyciągnąć czytelników i pokazać, jaka jest biblioteka.
"Odjazdowy bibliotekarz”. Posłuchaj relacji Katarzyny Pilarskiej
tj