Ostatnio nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu ukazała się książka, w której autorka przedstawiła zapis spotkań w domach kilkudziesięciu rodzin inteligenckich. Ich członkowie od pokoleń zajmowali się pracą naukową.
Czym - przynajmniej w definicji - jest inteligencja? Dla jej członków istotne znaczenie miała służba publiczna, realizowana także poprzez prowadzenie badań naukowych i nauczania młodzieży.
- To prof. Maciej Grabski, ówczesny prezes Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, namówił mnie do stworzenia audycji o rodzinach, w których jest tradycja pracy naukowej - mówi autorka książki i tamtych audycji, redaktor Magdalena Bajer. - Czasami była to praca naukowa podejmowana w wielu pokoleniach, a czasami tylko w jednym lub dwóch. Od początku prof. Grabski także namawiał, aby potem powstała z tego książka.
Audycje ruszyły w 1995 roku, a książka ukazuje się dopiero teraz. Magdalena Bajer nagrała i udokumentowała bardzo wiele rodzin inteligenckich, w książce znalazło się ich 67, między innymi Grabscy, Szeptyccy, Manteuffelowie. Dziennikarka namawiała przedstawicieli tych rodzin do opowieści o rodzicach, wujach, stryjach, ciotkach, także o własnej działalności.
Korzeniami sięgano głównie do XIX wieku, ale zdarzają się i takie rodziny, w których tradycja służby publicznej sięga… nawet Grunwaldu. - Tak jest w przypadku rodziny Achmatowiczów - mówi gość Jedynki. - Ale tak naprawdę inteligencja powstała w XIX wieku. Większość to rodziny tzw. "wysadzonych z siodła", czyli szlachciców, którzy stracili majątki w wyniku prześladowania przez zaborców. Oni szli do miasta się uczyć. To była dla nich szansa znalezienia zatrudnienia i utrzymania się. - wyjaśnia dziennikarka. - Czasami byli to młodsi bracia w rodzinach, w których dziedziczyli tylko najstarsi.
Ale inteligencja to nie tylko szlachta. - Są jednak także rody uczone pochodzenia mieszczańskiego i chłopskiego, na przykład Pigoniowie, którzy w książce się nie pojawiają, ale nagrałam ich wspomnienia, więc może ukażą się w drugim tomie - mówi Magdalena Bajer. - Inteligencji nieszlacheckiej nie było wcale tak mało. W II Rzeczpospolitej było wielu ludzi z rodzin chłopskich, którzy szli się uczyć. To było dostępne i zależało od ambicji danej jednostki - dodaje.
Czasami późniejsze polskie rody uczone przybywały z zagranicy, ale to nie miało żadnego wpływu na ich stosunek do Polski. - To było dla mnie cenne doświadczenie: cudzoziemcy bardzo szybko się polonizowali. Wśród nich byli Ingardenowie, Dietlowie, Lorentzowie. Polska kultura była bardzo atrakcyjna dla tych ludzi - mówi autorka książki.
O historii polskiej inteligencji i książce "Rody uczone" w audycji "Naukowy zawrót głowy", którą przygotował i prowadził Krzysztof Michalski.
(ew/ag)