Pamiętnik przedstawia bieżące wydarzenia i refleksje z życia Domu Sierot i warszawskiego getta. Janusz Korczak zaczął go pisać w maju 1942 roku, a ostatnia notatka pochodzi z 4 sierpnia. Następnego dnia poszedł ze współpracownikami i z dziećmi na Umschlagplatz, skąd trafili do Treblinki. Wydarzenie to stało się symbolem heroizmu i niezłomności Janusza Korczaka.
- Trzeba wiedzieć, że już w trakcie funkcjonowania getta to wydarzenie przeszło do legendy. Ludzie powtarzali sobie historię, okazało się, że jest mnóstwo świadków tego marszu. Korczak jeszcze za życia przeszedł do legendy - mówił w Jedynce prof. Jacek Leociak z Instytutu Badan Literackich i Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.
Zdaniem gościa "Wieczoru Naukowego" postawa Janusza Korczaka była logiczną konsekwencją jego życiorysu i niesłusznie była później podnoszona do rangi symbolu. - Czynienie jakiegoś szczególnego tytułu do chwały z tego, że Korczak nie uciekł z getta, tylko został z dziećmi, uwłacza pamięci tego człowieka. On nic innego nie mógł zrobić. Nie byłby wtedy sobą. To samo zrobili zresztą kierownicy i pracownicy 30 innych sierocińców z getta.
Prof. Jacek Leociak uważa również, że legenda Janusza Korczaka tak naprawdę spłyca pamięć o nim. Przekonać o tym można się najlepiej właśnie dzięki lekturze wydanej niedawno autobiografii. - Rozumiem, że musimy sobie budować patetyczny obraz heroicznego bohatera. Ale to przesłania postać Korczaka, jego pracę i pisarstwo. Trzeba więc tę wizję odsunąć. Korczak nie był człowiekiem pomnikowym i pamiętnik udowadnia to po wielokroć. Był osobą choleryczną, niezwykle emocjonalnie reagującą, wchodzącą w ostre konflikty, niesprawiedliwą w ocenach ludzi. To wszystko jednak było spowodowane żarliwością, która go przepełniała - mówił naukowiec.
Posłuchaj całej rozmowy Katarzyna Jankowskiej z prof. Jackiem Leociakiem.
pg