Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Luiza Łuniewska 20.02.2012

Dla tych chwil warto żyć

Chwile uniesienia, ogromnej radości to codzienność w pracy na scenie - opowiada aktor Artur Barciś. O emocjach, jakie towarzyszą zdobywaniu "szczytów", mówią też polskie himalaistki.
Artur BarciśArtur Barciśźr.www.barcis.pl

– Aktorstwo było moim marzeniem: na początku niedoścignionym, nieosiągalnym. Gdy kończyłem liceum, wyglądałem tak beznadziejnie, że było mało prawdopodobne, by mnie przyjęli do szkoły aktorskiej – opowiada Artur Barciś, który był gościem Jedynki. To, że się udało, jest dla niego źródłem nieustającej radości. A z czasem pięknych chwil jest coraz więcej. – Teraz mogę już wybierać role, grać to, co mi się podoba, co czuję – tłumaczy aktor.

Więcej satysfakcji sprawiają mu występy w teatrze niż w filmach. – Na scenie aktor ma bezpośredni kontakt z publicznością – tłumaczy Barciś. Trudno mu wybrać najbardziej satysfakcjonującą rolę, ale z sentymentem wspomina Lejzorka na deskach teatru Ateneum. Nie interesuje go popularność sama w sobie, bycie celebrytą. – Chcę być człowiekiem rozpoznawanym dlatego, że robię coś wartościowego – mówi.

W kinie jedną z jego najistotniejszych ról była tajemnicza postać pojawiająca się w "Dekalogu" Kieślowskiego. – Wówczas nie czułem, że robię coś ważnego. To było nawet męczące. Przez półtora roku nie znałem dnia ani godziny, gdyż w każdej chwili mógł zadzwonić Krzysztof i powiedzieć, bym się przespacerował gdzieś na planie – wspomina. Dziś zdaje sobie sprawę, że to może być ta rola, którą zapisze się w annałach. – Chociaż nic nie wiadomo. Ten zawód to loteria, wszystko jeszcze może się zdarzyć – śmieje się aktor.

Dlaczego jeszcze, zdaniem Barcisia, warto żyć? – Mój dom, ogień w kominku, obok żona, syn właśnie zadzwonił, że zdał egzamin, a w telewizji fajny mecz - wylicza. - Gdyby jeszcze Polacy wygrywali. Ale to już w sferze marzeń.

Anna Czerwińska, himalaistka, pierwsza Polka, która zdobyła "Koronę Ziemi", mówi, że wejście na szczyt to jeszcze nie jest moment na radość: – Trzeba nie tylko wejść, ale i zejść. Dopiero gdy jesteśmy na poziomie, na którym czujemy się bezpiecznie, przychodzi radość, a czasami nawet euforia.

Opowiada, że góry są sensem jej życia. Związana jest z nimi od 30 lat. – Jeśli mam wymienić chwilę, dla której warto żyć, to chyba wybiorę 10 minut, które spędziłam na Mount Evereście. To był ostatni szczyt w koronie i zdobyłam go jako najstarsza na świecie kobieta – opowiada. – Warunki były fatalne, ale pomyślałam: nigdy więcej tu nie będziesz, więc się tym naciesz…

Teraz czeka na następną taką chwilę: ma za sobą pięć prób podejścia na K2 i nadzieję, że w końcu go zdobędie.

Jej młodsza koleżanka Kinga Baranowska mówi, że najważniejszy w życiu był moment, gdy wybrała pomiędzy pracą na etacie i górami. – Czułam, że nie robię ani jednego, ani drugiego dobrze. Odkąd zdecydowałam się na góry, nie jest łatwo, ale nie brakuje chwil, dla których warto żyć.

(lu)