Zdaniem rosyjskiego publicysty to, co teraz dzieje się na Krymie nie jest okupacją. - Nie jest bo ludzie, w większości, są tam nastawieni prorosyjsko. Ale przyznaję otwarcie, że jest to ingerencja na Ukrainie - mówi. W jego opinii w Kijowie najpierw odbył się zamach stanu a obecnie trwa na Krymie ingerencja rosyjska. - I taka jest prawda o tych wydarzeniach - twierdzi Babicz. Jego zdaniem, mimo napięć, do otwartej wojny miedzy Rosją a Ukrainą raczej nie dojdzie, bo - między nami nie ma konfliktu etnicznego - podkreśla Dmitrij Babicz.
O kryzysie na Ukrainie - tu czytaj więcej >>>
Dziennikarz twierdzi, że prasa na Zachodzie, także w Polsce "dramatyzuje" wydarzenia na Krymie. - Jeśli czytam w polskich mediach, że nastąpił rosyjski atak na szpital wojskowy na Krymie, to brzmi to bardzo dramatycznie. (...) A za chwilę pojawiają się informacje, że szpital został bez walki przejęty. (...) To są informacje histeryczne - uważa publicysta.
Dodaje, że Zachód ingerował w sprawy wewnętrzne Ukrainy, przez cały czas trwania rozruchów na Majdanie i bezpośrednio uczestniczył w zmianie władz w Kijowie. Jego zdaniem ta zmiana była dokonana w sposób antykonstytucyjny. - To ciekawe, że kilkuset posłów Wierchownej Rady (parlamentu ukraińskiego red.) w ciągu kilku minut zmieniło opinię na temat władzy Janukowycza, po tym gdy budynek parlamentu został opanowany przez aktywistów Majdanu - mówi Babicz i dodaje, że - obecne wydarzenia są reakcją Putina właśnie na ten zamach stanu w Kijowie - jak go określa.
- Mam nadzieję, że wszyscy i Rosja i Zachód potraktują sytuację na Krymie w sposób odpowiedzialny. (...) Mam nadzieję, że Krym otrzyma od Kijowa dużą autonomię ale nie zostanie częścią Rosji - powiedział rosyjski dziennikarz.
Z Dmitrijem Babiczem rozmawiał Grzegorz Ślubowski .
mc