Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Sandra Błażejewska 06.06.2024

Roman Wilhelmi. Czarny charakter polskiego kina

- Nigdy nie byłem aktorem łatwym. Nigdy mnie recenzenci specjalnie nie lubili. Mam coś kontrowersyjnego w sobie, coś niegładkiego, nie to, co się podoba. Zawsze byłem trudny w odbiorze - mówił Roman Wilhelmi w 1979 roku w jednym z nielicznych wywiadów, które udzielił dla Polskiego Radia. 

Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów. Wysiłek, który wkładał w tworzenie kreacji, procentował na scenie i przed kamerą. Z lubością wcielał się w role czarnych charakterów, którym dawał od siebie wiele pasji, kreacji i nieprzewidywalnych gestów - zarządcy kelnerów Roberta Fornalskiego w "Zaklętych rewirach", bezwzględnego gospodarza domu Stanisława Anioła w "Alternatywy 4" czy prostego i wręcz chamskiego urzędnika pocztowego, który zrządzeniem losu odnosi spektakularne sukcesy polityczne w "Karierze Nikodema Dyzmy". Paradoksalnie w pamięci zbiorowej widzów zaistniał dzięki pozytywnej roli Olgierda w serialu "Czterej pancerni i pies" z 1966 roku.

Roman Wilhelmi urodził się w Poznaniu 6 czerwca 1936 roku. Dorastał w robotniczej dzielnicy Wildzie. Jako dziecko sprawiał wiele kłopotów, dlatego rodzice postanowili przenieść go do prowadzonej przez salezjanów szkoły, zdyscyplinowali go zakonnicy. Mały Roman trafił tam na księdza, który prowadził zajęcia teatralne i właśnie wtedy zainteresował się zawodem aktora. Po zdaniu matury studiował w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie.

- W szkole teatralnej miałem duże kłopoty, ponieważ mówiłem uczciwie, że nie kocham teatru. Nie kochałem też filmu i telewizji. Ja kochałem siebie w tym zawodzie. Autentycznie lubię grać - mówił Roman Wilhelmi w audycji "Portret słowem malowany" dla Polskiego Radia z 1979 roku.


Posłuchaj
31:08 roman wilhelmi___c 15247_tr_0-0_99266261df3d8a0[00].mp3 Roman Wilhelmi opowiadał o grze w teatrze i w filmie w audycji Anny Retmaniak pt. "Portret słowem malowany". (PR, 30.03.1979)

 

Na scenie teatralnej debiutował w przedstawieniu dyplomowym rolą Stanleya w sztuce "Tramwaj zwany pożądaniem". Jego talent zachwycił dyrektora stołecznego Teatru Ateneum Aleksandra Bardiniego, który zaangażował młodego aktora do swojego zespołu. Wilhelmi pracował w tym teatrze przez kolejne 30 lat.

Przez kilkanaście sezonów grał drugoplanowe role w różnych spektaklach, najczęściej tragediach. Z trudem odnajdywał się w hierarchicznej strukturze zespołu aktorskiego, był uważany za trudnego w relacjach współpracownika.

- W pewnym momencie chciałem odejść z zawodu. Rozsadzał mnie dynamit, a gra w teatrze była zbyt stateczna - przyznawał Roman Wilhelmi w 1979 roku.

Przełomem w karierze teatralnej była dla niego główna rola w dramacie autorstwa Henrika Ibsena "Peer Gynt" w 1970 roku. Krytycy, którzy wcześniej byli raczej sceptycznie do niego nastawieni, teraz szeroko chwalili jego wyrazistą grę, ekspresję i charyzmę.

- Nigdy nie byłem aktorem łatwym. Nigdy mnie recenzenci specjalnie nie lubili. Mam coś kontrowersyjnego w sobie, coś niegładkiego, nie to, co się podoba. Zawsze byłem trudny w odbiorze - dodawał aktor w 1979 roku.

Sukces Wilhelmiego odbił się szerokim echem w świecie artystycznym - został nawet zaproszony na festiwal teatralny do Norwegii. Zagraniczna krytyka nie szczędziła pochwał pod jego adresem.

- Uważam, że to była rola, która wyzwoliła w Romanie to wszystko, co było najpiękniejsze. To wszystko, czego mu nie przypisywano, ponieważ obiegowa opinia była taka, że to dobry aktor dużego temperamentu, ale generalnie taki, który może grać przede wszystkim w serialach - mówił reżyser teatralny Maciej Prus w audycji "Portret słowem malowany".


Posłuchaj
29:18 roman wilhelmi___f 29609_tr_0-0_102712991e0001e8[00].mp3 Roman Wilhelmi oraz aktorki Grażyna Barszczewska i Mirosława Dubrawska opowiadali o wspólnych występach w rozmowie z Anną Retmaniak. (PR, 25.06.1984)

 

Jak Wilhelmi wspominał wyjazd do Norwegii? Posłuchaj audycji "Portret słowem malowany"

Sam aktor był wobec siebie bardzo krytyczny. Codziennie ćwiczył nawet po kilkanaście godzin, aż osiągnął zadowalający efekt. Unikał udzielania wywiadów, twierdząc, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Choć w grze aktorskiej był indywidualistą, nie rywalizował z innymi na scenie.

- On kochał siebie w tym zawodzie i chciał być najważniejszy, najwspanialszy. Jednak kiedy czuł, że partner na scenie jest równie ważny, zapominał o swoim aktorskim egoizmie. Był bardzo pracowitym aktorem. Spędzaliśmy intensywny czas na próbach od rana do nocy - mówiła aktorka Grażyna Barszczewska w audycji poświęconej artyście z 1984 roku.


Posłuchaj
59:22 teatralny sezon na dwójkę___v2011002671_tr_0-0_1031378821c5d4f2[00].mp3 Prof. teatrologii Barbara Osterloff doktor filmologii Andrzej Kołodyński oraz dawni współpracownicy wspominali aktora w audycji Tomasza Mościckiego "Teatralny sezon na Dwójkę". (PR, 21.11.2011)

 

- Jestem w sumie dobrym człowiekiem. Nie potrafię złościć się na kogoś, nie potrafię być mściwy. Za dwa-trzy dni zapominam o przykrościach, które mnie spotkały - przyznawał Roman Wilhelmi w 1979 roku. - W teatrze robię te rzeczy, co do których uważam, że miałem obowiązek zrobić. Jednak czasem nakładają się one na jeden termin. Potrafię nawet grać trzy różne spektakle jednego dnia.

Jak Roman Wilhelmi radził sobie z tym problemem? Posłuchaj audycji "Portret słowem malowany"

Na ekranie debiutował jeszcze jako student w roli robotnika Janka w fabularyzowanym dokumencie "Uwaga, chuligani" Jerzego Hoffmanna i Edwarda Skórzewskiego z 1955 roku. Popularność wśród widzów przyniosła mu rola Olgierda w serialu "Czterej pancerni i pies". Sam aktor przyznawał po latach, że cieszył się z prędkiego uśmiercenia postaci, w którą się wcielał, gdyż dzięki temu uniknął zaszufladkowania, którego doznał m.in. Janusz Gajos.

Na fali popularności zaczął otrzymywać propozycje w innych produkcjach filmowych. Na lata związał się także z Teatrem Polskiego Radia i Teatrem Telewizji. Rok 1975 wymagał od Wilhelmiego wręcz niespotykanego wysiłku jako aktora. W jednym roku zagrał główne role w kilku pełnometrażowych produkcjach, m.in. "Dziejach grzechu" i "Zaklętych rewirach". W 1980 roku wcielił się w główną postać w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy".

- Dyzma to naprawdę wspaniała postać, ponieważ naprawdę gram swoje marzenia. Ja bym Dyzmą chciał być i wiem, że nigdy bym nie był, bo nie mam ku temu okazji - mówił Roman Wilhelmi.


Posłuchaj
00:13 wilhelmi dyzma.mp3 Roman Wilhelmi mówił o roli Nikodema Dyzmy. (PR/brak daty).

 

- Nie odczuwam znużenia, kiedy oglądam w telewizji wznowienia filmów z Wilhelmim. Patrząc na jego grę, mogę powiedzieć, że jest to wręcz amerykański aktor. Miał w sobie wiele ekspresji i emocji. Miał w sobie wiele niecierpliwości i oryginalnego sposobu gry - stwierdziła profesor teatrologii Barbara Osterloff w audycji "Teatralny sezon na Dwójkę".

Roman Wilhelmi zmarł 3 listopada 1991 roku. Został pochowany na cmentarzu Wilanowskim w Warszawie.

seb