Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Marlena Borawska 26.10.2010

Przedszkola dla dwulatków

Związek Nauczycielstwa Polskiego przygotował projekt ustawy, który przewiduje możliwość zapisania do przedszkoli dwulatków.
Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNPSławomir Broniarz, przewodniczący ZNP Polskie Radio

Pod inicjatywą obywatelską przygotowaną przez Związek Nauczycielstwa Polskiego podpisało się ponad 150 tys. osób.

Sławomir Broniarz, prezes ZNP, który był gościem Jedynki tłumaczył, że pomysł wysłania dwulatków do przedszkoli ma na celu stworzenie nowych miejsc pracy dla pedagogów. Jest również szansą na powrót młodych rodziców do pracy zawodowej.

Gość redaktora Pawła Wojewódki wyjaśniał, że obecna ustawa o systemie oświaty przewiduje opiekę przedszkolną dla dwu i pół letnich dzieci.

- Natomiast młode matki mówią: no dobrze, ale moje dziecko ma dwa lata i trzy miesiące, i nie jestem w stanie ani temu dziecku zapewnić babci,bo na babci wymuszono wydłużony czas pracy, bo liczy się on do systemu emerytalnego, ją muszę pracować , maż także pracuje - w związku z powyższym rodzi się dramatyczna decyzja o wyjściu z tego rynku pracy młodej matki - mówił Broniarz.

Projekt ZNP przewiduje, że pieniądze na utrzymanie przedszkoli pochodziłyby z budżetu państwa. Gminy dostawałyby rządowe subwencje na pensje dla pedagogów.

Jak tłumaczył Broniarz proponowana opieka nad dwulatkami nie będzie systemem edukacyjnym, a jedynie formą zapewnienia opieki dziecku. Przyznał także, że w środowisku pedagogicznym są grupy, które kontestują ten pomysł.

- Mówią no dobrze, ale ja nie mamy warunków do tego, żeby temu dziecku zmieniać pampersy, ale mówią to ludzie którzy pracują - twierdzi Bronairz i oddaje, że inną postawę przyjęły osoby, które straciły zatrudnienie.

Sławomir Broniarz w rozmowie z redaktorem Wojewódką podkreślał także, że bardzo ważnym elementem projektu jest aktywizacja zawodowa młodych kobiet.

- Kiedy na placu zamkowym zbieraliśmy podpisy podeszła kobieta i opowiadała, że jest w dramatycznej sytuacji dlatego, że nie może pracować. Mąż jest studentem, a ona musi wychowywać dzieci, bo nie może ich wysłać do przedszkola, bo najbliższe w jej otoczeniu przedszkole kosztuje 1100 złotych za osobą i jej na to nie stać - opowiadał Broniarz.

Obecnie edukacją przedszkolną objętych jest około 730 tys. dzieci. W domu pozostaje blisko pół miliona potencjalnych przedszkolaków. Na tle Unii Europejskiej wypadamy bardzo słabo. Polska zajmuje również ostatnie miejsce w UE jeśli chodzi o liczbę miejsc w żłobkach. Obecnie w kraju jest ich około 300.

(mb)

Aby wysłuchać całej rozmowy wystarczy kliknąć "Sławomir Broniarz, ZNP" w boksie "Posłuchaj".

*

Paweł Wojewódka: Naszym gościem jest Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Witam pana prezesa.

Sławomir Broniarz: Dzień dobry państwu.

P.W.: Panie prezesie, szykuje się dalszy ciąg rewolucji, rewolucji dla naszych przedszkolaków i żłobkowiczów. Żłobkowicz to taki neologizm. A tutaj okazuje się, że dla tych dzieci, które poszłyby ewentualnie, gdyby te żłobki były, do żłobka, no ale być może pójdą do przedszkola, czyli dwulatki do przedszkola.

S.B.: No tak, oczywiście, pełnia szczęścia byłaby wtedy, gdyby rodzice mogli tym dzieciom sami zapewnić opiekę. Pojawia się wtedy pytanie, z czego żyć, ale nie ulega wątpliwości, że rozwiązaniem czasem i przymusowym są żłobki, ale w kraju ich mamy ledwie trzysta, więc to jest dramatyczna sytuacja, jeżeli chodzi o liczbę tych placówek.

P.W.: No ale przygotowywana jest ustawa, jak pan wie, o opiece nad dziećmi 0-3, to jest ustawa przygotowana przez między innymi Ministerstwo Pracy. Tu rzeczywiście różne zmiany bardzo pozytywne, klubiki dziecięce, prywatne żłobki, wyjęcie żłobków spod jurysdykcji Ministerstwa Zdrowia, czyli łatwość w założeniu takiej instytucji opiekuńczej.

S.B.: Nie no, oczywiście, dobrze, że jakiś ruch w tym zakresie jest wykonywany. Ja tylko zwrócę uwagę na to, że te prywatne przedszkola, już nie żłobki i inne formy opieki przedszkolnej to jest jednak margines, to jest promil. Jeżeli w systemie mamy ponad pół miliona dzieci, a do tych innych form uczęszcza ok. 10 tysięcy dzieciaków, to jest to rzecz, która powinna uzupełniać edukację przedszkolną, ale która dla istoty problemu nie ma tutaj kluczowego znaczenia. Ale także w kontekście ustawy dotyczącej opieki tych najmłodszych rodzi się pytanie, kto tak na dobrą sprawę poniesie koszt realizacji tej ustawy, bo wiemy doskonale, że w zakresie stanowienia prawa jesteśmy mistrzami świata, gorzej z jego egzekwowaniem bądź z przerzucaniem na samorządy ciężaru i kosztów realizacji pomysłu tych 460 aktorów, o których przed dwoma minutami mówiliśmy.

P.W.: Właśnie, kto poniesie koszty? Bo do tej pory tak: za szkołę to płaci państwo, za każdego ucznia, tak?

S.B.: No tak, subwencja jest liczona na określoną liczbę dzieci.

P.W.: A za pobyt dzieci w przedszkolu płacą samorządy.

S.B.: Samorządy i rodzice.

P.W.: I rodzice. Czyli jeżeli teraz okaże się, że pomysł „dwulatki do przedszkola” okaże się pomysłem trafionym i 460 posłów tę ustawę, jeżeli wszystko się dobrze potoczy, przegłosuje, no to wtedy samorządy... no właśnie.

S.B.: Dostaną zastrzyk finansowy, aczkolwiek na dwulatkach...

P.W.: A skąd?

S.B.: Z budżetu państwa, tak zakładamy, taka jest intencja inicjatywy obywatelskiej przygotowanej przez Związek Nauczycielstwa Polskiego, pod którą zebraliśmy ponad 150 tysięcy podpisów. I to jest druga ustawa tego samego problemu dotycząca. I podczas pierwszej ustawy wiele młodych matek zwracało nam uwagę na to, że one mają problemy z dwuletnimi dziećmi. System, ustawa o systemie oświaty pozwala dziecku dwuipółletniemu pójść do przedszkola, natomiast matki mówią: no dobrze, ale ja mam dziecko, które ma dwa lata i trzy miesiące i nie jestem w stanie ani temu dziecku zapewnić babci, bo na babci wymuszono wydłużony czynny czas pracy, bo liczy się jednak do systemu emerytalnego, ja muszę pracować, mąż także pracuje, w związku z powyższym rodzi się dramatyczna czasami decyzja o wyjściu z tego rynku pracy młodej matki.

Chcemy stworzyć szansę, prawo, prawo do tego, żeby to dziecko dwuletnie w tej wsi, w tej gminie czy w tym mieście, gdzie nie ma żłobka w pobliżu, a istnieje przedszkole, żeby to dziecko miało tam system opieki zapewniony. Oczywiście to nie będzie ani edukacja, ani system klasowo-lekcyjny, to po prostu będzie opieka nad dzieckiem.

Nie ulega wątpliwości, że jakby najsilniejszą stroną polskiego systemu edukacji, w tym edukacji przedszkolnej, są nauczyciele, którzy w tym zakresie są naprawdę bardzo wysokiej klasy fachowcami, o czym mówi wiele raportów europejskich. Trzeba ich tylko przygotować do tego. I nie jest tajemnicą, że nauczyciele częściowo kontestują ten pomysł, mówią: no dobrze, ja nie mam warunków do tego, żeby temu dzieciakowi pampersa zmieniać, ale mówią to osoby, które pracują, natomiast osoby mające przygotowanie pedagogiczne, które zostały wyrzucone z pracy, dlatego że zlikwidowano przedszkole, mówią zupełnie coś innego: ja chcę pracować z dzieckiem dwuletnim, bo będę pracować. I to jest także ten element, który związek zawodowy musi brać pod uwagę.

P.W.: No tak, ale z drugiej strony to ułatwia życie i pracę zawodową i rozwój zawodowy młodych rodzin, młodych matek i młodych ojców...

S.B.: Tak jest.

P.W.: ...dlatego że tu już nie ma tego problemu w poszukiwaniu tego miejsca, gdzie można byłoby to dziecko zostawić na stałe.

S.B.: I pamiętam taki moment na Placu Zamkowym, kiedy zbieraliśmy podpisy, kiedy podeszła młoda kobieta z dwójką dzieci i ona mówi, że ona jest w dramatycznej sytuacji, dlatego że nie może pracować, mąż jest studentem, a ona musi wychowywać dzieci, natomiast nie może posłać do przedszkola, bo najbliższe w jej otoczeniu przedszkole, mimo że Warszawa pod tym względem naprawdę nie jest zła, kosztuje 1100 złotych od osoby. Więc jej na taką fanaberię, żeby dwójkę dzieci posłać do przedszkola, nie stać, więc została w domu. Co powoduje, że żyją tak na dobrą sprawę z jej dochodów uzyskiwanych z korepetycji, ale także z dochodu męża studenta, który otrzymuje jakieś tam zasiłki, ale przede wszystkim na garnuszku rodziców. To jest ten element, na który także zwracamy uwagę. Wejście na rynek pracy młodych matek, młodych rodziców, to jest także ten element, który musi być brany przez rząd pod uwagę przy rozpatrywaniu wszelkich założeń dotyczących aktywizacji zawodowej młodych kobiet.

P.W.: No dobrze, a ile to będzie kosztowało? Czy państwo policzyliście?

S.B.: Tutaj rachunki są dosyć rozbieżne, bo po pierwsze nie wiemy, ile dzieci rzeczywiście wejdzie do tego systemu. I o ile dobrze pamiętam wystapienie...

P.W.: No tak, ale jakieś szacunkowe dane trzeba przyjąć.

S.B.: Wystąpienie rzecznika praw dziecka do pana premiera w podobnej kwestii, też nawołującego do tego, żeby subwencjonować przedszkola, opiewało na kwotę mniej więcej 1,8 miliarda, takie maksymalne kwoty to są na poziomie 4 miliardów, ale zwracamy uwagę na to, że maleje liczba dzieci w systemie oświaty, ona po 2015 będzie spadała. Będzie pewna kwota, którą będzie można przekazać na wspieranie edukacji przedszkolnej dzieci trzy-, cztero- i pięcioletnich, nie zapominając, że pięciolatki będą obowiązkowe, no bo za dwa lata zmienia się system i sześciolatki będą szły do szkół. Mamy także...

P.W.: Niektóre już poszły.

S.B.: Mamy także Fundusz Pracy, ten Fundusz Pracy powinien także między innymi wspierać tę aktywizację zawodową młodych kobiet. Ale tu się rodzi pytanie. Edukacja kosztuje, w całym systemie funkcjonowania państwa musimy wiedzieć, że szkoła kosztuje, edukacja kosztuje, więc spróbujmy w tego dzieciaka zainwestować, bo to jest tak, że to coś, co nam się wszystkim opłaca.

P.W.: No tak, ale z drugiej strony, jeżeli tutaj damy, rząd da, to komuś będzie musiał w obecnej sytuacji finansowej państwa zabrać.

S.B.: To jest stały dylemat. Każdorazowo, jak rozmawiamy o szkole, ja nie pamiętam takiej sytuacji, gdzie ten argument nie byłby brany pod uwagę: proszę mi wskazać, komu wziąć, żeby wam dać. No, ostatnim czasy akurat tak się udaje, że nauczyciele zostają, natomiast zwracam uwagę na to, że po pierwsze dobrze by było, gdybyśmy się nauczyli zarabiać, a nie tylko oszczędzać, a my na razie przyzwyczajeni jesteśmy tylko do tego jednego fragmentu.

P.W.: Ale nie na dwulatkach, panie prezesie.

S.B.: Ja mówię o oszczędzaniu generalnie, niewydawaniu pieniędzy na edukację, ja nie mówię na dwulatkach. Natomiast zwracam także uwagę na to, że dobrze by było, gdybyśmy zwrócili uwagę na to, że są wydatki w tym budżecie dyskusyjne.

Cieszę się z dzisiejszego wyroku Trybunału, który jakby otwiera debatę nad emeryturami rolników i nad całą kwestię ubezpieczenia tej grupy. To są także kwestie emerytur mundurowych. Więc jeżeli patrzymy na to państwo w sposób taki synergiczny, to musimy sobie także powiedzieć, że są grupy, które były uprzywilejowane, którym te przywileje należy ograniczyć bądź całkowicie zlikwidować, ale edukacja jest tą dziedziną życia społecznego, która wymaga pieniędzy, wymaga inwestowania i tego wszyscy powinniśmy się domagać, bo w ten czy inny sposób bezpośrednio czy pośrednio jako rodzice lub dziadkowie jesteśmy związani z tą szkołą i nam wszystkim powinno zależeć. I jak mówimy o wyborach, to także inwestujmy w tych, którzy o edukacji mówią nie w kategoriach wydatków, kosztów, jak ekonomiści, tylko mówią jako ludzie, który mają pewną wizję rozwoju społecznego i wiedzą, że szkoła może być tym czymś, co będzie nas w Unii Europejskiej wyróżniało. Nie mamy jakiegoś produktu, który by wskazywał: tak, to jest polskie. Ale szkoła może być tym czymś, co będzie charakterystyczne dla wysokiej jakości kształcenia.

P.W.: O pieniądzach powiedzieliśmy. A o poparciu i jak to parlamentarzyści przyjmują?

S.B.: No wie pan, im bliżej wyborów parlamentarnych, tym pewnie to poparcie będzie rosło, ale jeszcze mówiąc bardzo odpowiedzialnie, jest nowa jakość także w stanowisku Ministerstwa Edukacji Narodowej i to jest dla nasz rzecz bardzo cenna, bo pani minister Hall widzi taką szansę. Jest także pozytywny stosunek ze strony wielu posłów z komisji edukacji. Więc mam nadzieję, że ta czwartkowa debata pokaże, na co możemy liczyć.

(J.M.)