- Kilka miesięcy temu, też wydawałoś się, że jesteśmy na granicy konfliktu – stwierdził Anatol Arciuch, publicysta.
Zagrożenie to miało związek z zatopieniem okrętu południowo- koreańskiego. Korea Północna nigdy się do tego nie przyznała.
- Chiny odnosiły się dość sceptycznie do wyników śledztwa i tapetowały w tej sprawie ONZ, ale jednak wszytko wskazuje na to, że to była zamierzona prowokacja – stwierdził Arciuch podczas rozmowy z redaktorem Przemysławem Szubartowiczem.
Zdaniem gościa Jedynki tego typu zachowania są stałą metoda reżymu północno koreańskiego.
- Kiedy są przerywane lub wstrzymywane rozmowy, oni wtedy nie łagodzą sytuacji, tylko demonstrują swoją siłę – tłumaczył publicysta.
To są pozostałości z typowo ortodoksyjnego, komunistycznego pojmowania dyplomacji. Według Arciucha, Korea Północna uważa, że siła może wymóc powrót do rozmów.
- Oni uważają, że jak ich ostrzelają to nastąpi powrót do stołu i kontynuacja rozmów – wyjaśniał.
Publicysta uznał, że to jest część polityki świadomego zastraszania. Na dowód tej teorii przywołał sytuację, kiedy to Koreańczycy zaprosili do siebie amerykańskiego specjalistę i pokazali mu, że są dużo bardziej zaawansowani w produkcji uranu wzbogaconego, czyli tego które może służyć do celów wojskowych niż przypuszczano.
Na pytanie redaktora Szubatrowicza: Czy z tego konfliktu może zrodzić się wojna, Anatol Arciuch odparł, że nie da się tego ocenić.
Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć "Anatol Arciuch” w boksie „Posłuchaj” w ramce po prawej stronie.
(mb)