Nieoficjalnie producenci mówią o podwyżkach rzędu od 7 do nawet 14 procent. Twierdzą, że wynika to z osłabienia kursu złotego, a euro kosztuje już 4,19 zł. Czy to zapowiedź rzeczywistych podwyżek, czy jedynie ubezpieczenie się na wypadek dalszego wzrostu kursu europejskiej waluty?
– Jeżeli nie zdarzy się coś nadzwyczajnego, to samochody nie powinny podrożeć – uważa prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś. Wskazuje, że większość aut jest produkowana w Europie, nawet jeśli są to marki japońskie. Zdecydowana większość rozliczeń następuje więc w euro, a kurs tej waluty – według prezesa – jest dość stabilny. Dlatego nie ma też znaczenia zamieszanie na rynku motoryzacyjnym spowodowane marcowym tsunami w Japonii. Europejscy producenci szybko potrafili zastąpić części sprowadzane z Japonii czy Korei komponentami innych producentów.
Jakub Farys wskazuje, że pogorszyła się sprzedaż aut w Polsce i w tej chwili spadek wynosi sześć procent. Klienci wstrzymują się z zakupami ze względu na niepewną sytuację gospodarczą. Podwyżki cen sprawiłyby, że klientów jeszcze by ubyło.
Rozmawiała Izabela Kostyszyn.
(ag)