- Kiedyś, jak pracowałem w "Życiu Warszawy", istniały takie zawody jak linotypista, zecer, kalandrzysta czy metrampaż. Dziś co najwyżej można je spotkać w jakiś artystycznych wydawnictwach czy wyspecjalizowanych zakładach druku. Gdzie indziej nie. Rewolucja technologiczna je zmiotła - mówił w "Czterech porach roku" Marek Przybylik, dziennikarz.
Wyginęły albo są zagrożone te zawody, na produkty których kończy się zapotrzebowanie. Widać to choćby po zawodzie kowala i rymarza. Przedstawiciele obu tych rzemiosł cierpią na tym, że konie są coraz rzadziej wykorzystywane do pracy na roli. Z drugiej strony koni w Polsce przybywa, co powoduje wzrost zainteresowania usługami tzw. gefrajterów.
- Nazwę sprowadził do Polski hrabia Chłapowski. Po polsku oznacza ona podkuwacza koni i opiekuna końskich kopyt. Ci ludzie mają swoją szkołę, jest ich coraz więcej i zarabiają nieprawdopodobnie dużo. Dzieje się tak, bo pracują na koniach sportowych i rekreacyjnych, których właściciele są majętnymi ludźmi - wyjaśnił Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego.
Rozmawial Wiesław Molak.
Więcej o ginących zawodach w nagraniu audycji.
pg