Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Beata Krowicka 04.02.2014

Ojciec Pączka z RŚA: wyjazd misjonarzy nie byłby dobrym rozwiązaniem

Jak relacjonuje z Afryki polski misjonarz, w miejscowości, w której przebywa nie ma żadnej ochrony, a Seleka robi, co chce.
Walki w Republice ŚrodkowoafrykańskiejWalki w Republice ŚrodkowoafrykańskiejYouTube/euronews
Posłuchaj
  • Tomasz Atłas, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych: biały człowiek to dla rebeliantów hamulec (Jedynka/IAR)
  • Kapucyn Benedykt Pączka: nie ma zagrożenia, żeby nas zabito (IAR)
Czytaj także

- W Republice Środkowoafrykańskiej nie ma jednak dużego zagrożenia życia - przekonywał w radiowej Jedynce kapucyn Benedykt Pączka.

Jak jednak przyznał gość audycji "Więcej świata", Polacy mieli dwa spotkania z rebeliantami twarzą w twarz i wtedy było trochę niebezpiecznie. Duchowny podkreślał, że misjonarze od dwóch tygodni bezskutecznie proszą miejscowe władze o przysłanie wojska do ochrony. Choć miasto, w którym pracują leży 7 kilometrów od granicy z Czadem, nie ma w nim żadnych żołnierzy. Rebelianci z koalicji Seleka są więc bezkarni i robią, co chcą.

Z kolei ksiądz Tomasz Atłas, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych, powiedział, że obecność misjonarzy z Europy w rejonach świata pogrążonych w konflikcie, jest pewną gwarancją bezpieczeństwa. Biały człowiek, jak mówił, hamuje rebeliantów. To dlatego, że obawiają się odwetu i sądów.

W Republice Środkowoafrykańskiej jest 39 polskich duchownych. Część z nich obserwowała, jak rebelianci zaatakowali misję w miejscowości Ngaoundaye, w której przebywają. MSZ chce ewakuować misjonarzy, ci jednak zdecydowanie odmawiają.

TVN24/x-news

Kraj pogrąża się w chaosie

Walki w Republice Środkowoafrykańskiej wybuchły z nową siłą po wycofaniu się muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka ze stolicy kraju Bangi w ubiegłym miesiącu. Według miejscowych źródeł, mają one często charakter odwetu na chrześcijanach.


TVN24/x-news

Rebelianci z Seleki, będącej luźnym sojuszem przeważnie muzułmańskich milicji, doprowadzili w marcu 2013 r. do obalenia rządu, a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem. Jednak w ubiegłym miesiącu został zmuszony do ustąpienia po fali krytyki w kraju i społeczności międzynarodowej, która zarzucała mu, że nie zdołał zapobiec pladze aktów przemocy. Kraj coraz bardziej pogrążał się w chaosie.

Podczas rządów Seleki dochodziło do licznych aktów przemocy wymierzonych przeciwko chrześcijanom, co doprowadziło do powstania chrześcijańskich milicji. Setki osób zostało zamordowanych a milion, czyli ok. 25 proc. ludności kraju, musiało uciekać przed oprawcami.

Bez poprawy
Przybycie wojsk francuskich i sił pokojowych z krajów afrykańskich nie doprowadziło dotychczas do poprawy sytuacji. Obecnie w Republice Środkowoafrykańskiej, byłej kolonii Francji, znajduje się ok. 1600 żołnierzy francuskich i ok. 5000 żołnierzy z państw afrykańskich. Skupiają się oni jednak na przywracaniu porządku w stolicy kraju i częściowo na północy. Do aktów przemocy dochodzi natomiast w odległych rejonach kraju.
Według ocen ONZ, aby skutecznie przywrócić spokój i porządek w Republice Środkowoafrykańskiej trzeba tam wysłać co najmniej 10 tys. żołnierzy.

Jedynka, IAR, bk