W samolocie Jak-40 lecieli między innymi dziennikarze, którzy mieli relacjonować uroczystości w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku. Maszyna wylądowała na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj w trudnych warunkach około godziny przed katastrofą Tu-154M, w której zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński.
Pierwszy z ujawnionych stenogramów - odnoszący się do grupy kierowania lotami - liczy 279 stron, zaś drugi - dotyczący Jaka-40 ma 64 strony.
Część osób wyraża obawy, że stenogramy zostały zmanipulowane przez Rosjan. Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a także były członek komisji badającej katastrofę smoleńską zapewnia w audycji "Popołudnie z radiową Jedynką”, że nie ma takiej możliwości. - Zapis z rejestratora samolotu Jak-40 został odczytany zaraz po jego lądowaniu w Polsce. Nikt poza polskimi specjalistami nie dotykał tego rejestratora przed wykonaniem kopii, dlatego nie ma żadnego pola do manipulacji przez osoby trzecie - mówi Lasek.
Ze stenogramów wynika, że rosyjscy kontrolerzy lotów nie dali polskiej załodze tupolewa prawa do zejścia na wysokość 50 metrów. - Ta informacja znana jest od połowy 2011 roku - mówi Lasek. Wyjaśnia, że komisja Millera wykonała swoje odsłuchy i opublikowała zapisy. Są one zgodne z opublikowanymi właśnie stenogramami. - Nie było żadnych wątpliwości, co do informacji jakie przekazali kontrolerzy - dodaje Lasek.
Chorąży Remigiusz Muś z załogi Jaka zeznawał jednak w prokuraturze, że obsługa lotniska zezwalała tupolewowi na zejście na wysokość 50 metrów. Potem zmienił wersję i mówił już o 100 metrach. - Zeznania to sposób zapisu tego, co pamiętamy. Natomiast tu, mamy do czynienia z obiektywnym źródłem danych, które nie podlega interpretacji - tłumaczy Lasek i dodaje, że przecież "bezduszna maszyna w postaci magnetofonu zapisała wszystko, co było mówione".
- W tym przypadku wszystkie istotne informacje i komendy zostały przeanalizowane i odczytane dwukrotnie niezależnie od siebie (…) i są zbieżne. Nie było zgody na 50 metrów. Była zgoda na 100 metrów, bo takie było minimum tego lotniska - dodaje gość Jedynki.
Lasek sądzi, że powodem rozbieżności między stenogramami a zeznaniami może być to, że załoga miała problem ze zrozumieniem kontrolera. - Wykonywała komendy niezgodnie z tym, jak zostały jej wydane - mówi ekspert. Wyjaśnia, że wieża kazała kołować prosto, a załoga skręciła w prawo. Problemy językowe mogły więc spowodować, że dowódca usłyszał 50 metrów, choć kontroler tego nie powiedział - tłumaczył Lasek.
Zobacz specjalny serwis poświęcony katastrofie smoleńskiej >>>
***
Tytuł audycji: Popołudnie z radiową Jedynką
Prowadziła: Kamila Terpiał
Goście: Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych
Data emisji : 21.01.2015
Godzina emisji: 15.40
iz/ag