Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
wnp.pl
Jarosław Krawędkowski 02.09.2016

Podatek od handlu: sklepy chcą go unikać

Ustawa o podatku od handlu wywołała wiele kontrowersji i głosów sprzeciwu, a sklepy zastanawiają się, jak ominąć nowy podatek lub na kogo przerzucić jego ciężar.

Wprowadzenie dwóch stawek podatku od sprzedaży detalicznej - 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie - zakłada ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej, którą 30 lipca podpisał prezydent Andrzej Duda, a która weszła w życie 1 września br.

Przedmiotem opodatkowania będzie przychód ze sprzedaży detalicznej, czyli sprzedaży dokonywanej na rzecz konsumentów (osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych). Przychód ze sprzedaży detalicznej nie będzie obejmował należnego podatku VAT. W podstawie opodatkowania nie będzie uwzględniana sprzedaż na rzecz przedsiębiorców. Nie przewiduje się opodatkowania sprzedaży dokonywanej przez internet.

Od 1 września druk PSD-1, czyli deklarację o wysokości podatku od sprzedaży detalicznej, wypełnić musi każdy sklep, który miesięcznie ma ponad 17 mln zł obrotów z handlu detalicznego.

Sklepy nie pogodziły się z podatkiem

Sklepy i sieci handlowe szukają sposobów, jak obejść ten podatek, albo przerzucić na dostawców i klientów.

Media Expert i 300 spółek z o. o.

Przykładowo właściciel sieci Media Expert niedawno utworzył prawie 300 spółek z o.o. Zdaniem Pulsu Biznesu, dzięki temu sieć może uniknąć płacenia podatku handlowego, albo zapłaci go niewiele.

Rzecznik Media Expert, Michał Mystkowski, tłumaczy w rozmowie z "PB", że zmiana w strukturze sieci ma na celu "dopasowanie Media Expert do modelu zarządzania realizowanego przez największego konkurenta polskich sieci RTV i AGD - niemieckie Media Markt i Saturn". Mystkowski twierdzi, że wprowadzone w sieci zmiany pozwolą kierownikom sklepów na "optymalizowanie poziomu lokalnych przychodów" oraz na "motywację zatrudnionych pracowników", co ma się przyczynić do poprawy efektywności ogólnej sprzedaży.

Stokrotka – oferta dodatkowego rabatu od dostawców

Sieci handlowe mogą też próbować przerzucić koszty podatku na dostawców. Przykładowo sieć Stokrotka wystosowała do swoich dostawców pismo, w którym zwróciła się z propozycją złożenia oferty dodatkowego rabatu w wysokości 1,4 proc., który obowiązywałby od dnia 1 września 2016 roku.

Jak czytamy w piśmie, które sieć wysłała do swoich dostawców, bezpośrednim powodem tego wystąpienia jest wprowadzenie nowego obciążenia finansowego dla firm handlowych w postaci podatku od sprzedaży detalicznej, ale wpływ na taki krok mają także szybko rosnące koszty pracy i obniżająca się rentowność w handlu detalicznym.

- Bez wsparcia w postaci dodatkowego rabatu znacząco obniży się konkurencyjność naszej sieci i będziemy zmuszeni dokonać zarówno weryfikacji naszej oferty handlowej jak i stopniowo zmniejszać wolumen sprzedażowy produktów, co oznacza, że utracimy to na co wspólnie pracowaliśmy przez wiele lat – napisali Dariusz Kalinowski, prezes Stokrotki i Mirosław Wawryszczuk, dyrektor handlowy i członek zarządu.

Według Dariusz Kalinowskiego długofalowo podatek skutkować będzie wzrostem cen w sklepach.

Zwolennicy i przeciwnicy w sejmie

Zdaniem posłów opozycji, podatek od sprzedaży detalicznej uderzy w rolników i producentów rolno-spożywczych. Zwolennicy podatku wskazują jednak, że nie ma zagrożenia wzrostu cen po wprowadzeniu nowego podatku. Nie zostanie on też przerzucony na dostawców żywności, bo i klienci, i producenci rolno-spożywczy będą mieli możliwość korzystania z usług małych sklepów, które płacenia nowego podatku unikną.

Podczas głosowania w Sejmie nad rządowym projektem ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej poseł Tomasz Szymański, klub Platforma Obywatelska, twierdził, że wprowadzany podatek obciąży rolników i producentów żywności. Mówił:

- Całe clou problemu polega na tym, kto za to zapłaci? Zapłacimy my, konsumenci, pani premier, pan marszałek, ja, idąc codziennie na zakupy, robiąc codzienne zakupy w markecie, w sklepie. Ale to jeszcze nie jest problem. Za wprowadzenie tego podatku najwięcej zapłacą producenci rolno-spożywczy, a więc ci, którzy dostarczają produkty, żeby były świeże na półkach. To oni będą największymi „beneficjentami” tego podatku. To markety z nich wyduszą ostatni grosz, ostatnią złotówkę, żeby było taniej - mówił.

Z takim poglądem nie zgodził się poseł Adam Abramowicz, Prawo i Sprawiedliwość. Pytał:

- "Czy prawdą jest, że co roku ubywa w Polsce 5 tys. małych i średnich sklepów? Czy prawdą jest, że jest to wbrew interesowi polskich konsumentów, bo Polacy lubią robić zakupy blisko domu? Czy prawdą jest, że duże markety drenują producentów do ostatniej złotówki, stawiając ich pod ścianą? I czy prawdą jest, że ta konstrukcja podatku, w ramach której jest wolna kwota w wysokości 17 mln zł miesięcznie i 204 mln zł rocznie, spowoduje, że będą dwa kanały dystrybucji i producenci zawsze, kiedy będą zaszantażowani przez markety, będą mogli sprzedawać w tym drugim kanale małych i średnich sklepów, a konsumenci będą mieli wygodę zakupów blisko domu, i uratujemy polski handel?"

Tezy zawarte w wystąpieniu posła Abramowicza poparł Wiesław Janczyk, wiceminister finansów.

Czy podatek odbije się niekorzystnie przede wszystkim na hipermarketach?

POHiD wielokrotnie wyrażał swoje krytyczne stanowisko wobec projektu ustawy. - Podatek o stawce progresywnej łamie zasady Konstytucji RP (m.in. art. 32) dotyczące równego traktowania podmiotów gospodarczych. Jest również sprzeczny z prawem europejskim, gdyż stanowi nieuprawnioną pomoc państwa oraz narusza europejskie przepisy zakazujące dyskryminacji podmiotów gospodarczych - informował POHiD. 

Maria Andrzej Faliński, Dyrektor Generalny POHiD uważa, że nowe regulacje mogą niekorzystnie odbić się przede wszystkim na hipermarketach, gdyż ten segment ma - według niego - najniższą rentowość. "Hipermarkety od kilku lat przechodzą kryzys. Większość z nich jest nierentowna" - powiedział Faliński.

Jego zdaniem boleśnie skutki nowego podatku może też odczuć część supermarketów oraz niektóre indywidualne sklepy kupieckie. Najmniej - jak przekonywał - dotknięci zostaną najsilniejsi gracze, czyli dyskonty i kupieckie systemy franczyzowe, które cieszą się - według niego - najwyższymi rentownościami.

Podatek od handlu nadal wzbudza wątpliwości

Konfederacja Lewiatan apeluje do ministerstwa finansów o szybkie wydanie interpretacji ogólnej dotyczącej podatku od sprzedaży detalicznej. Wzbudza on nadal wiele wątpliwości, np. czy jest zgodny z dyrektywą VAT. Ich rozstrzygnięcie jest ważne dla przedsiębiorców.

- Pojawiają się wątpliwości co do zgodności przepisów ustawy z dyrektywą VAT, ze względu na dużą zbieżność cech tego podatku z podatkiem od wartości dodanej. Wprawdzie ustawa określa wprost w art. 5, iż przedmiotem opodatkowania jest  przychód – co by wskazywać mogło, że podatek ten jest formą podatku dochodowego lub podatku od obrotu nie będącym podatkiem od wartości dodanej – jednakże z dalszych przepisów, w tym z art. 6 ust. 2 i ust. 3 należy wywnioskować, iż podstawą opodatkowania jest „sprzedaż” w rozumieniu przepisów o VAT, co z kolei oznacza podwójne opodatkowanie tego samego zdarzenia – uważa Rada Podatkowa Konfederacji Lewiatan.

Dr Martin Dahl, ekonomista z Uczelni Łazarskiego uważa natomiast, że ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej nikogo tak naprawdę nie zadowala.

- PiS jeszcze w kampanii, z dużym optymizmem, zapowiadał, że zabierze się za hipermarkety i supermarkety, że zostaną one opodatkowane, i będą pieniądze dla budżetu. Ale okazało się, że po pierwsze trudno jest skonstruować taki podatek, po drugie, nie ma w tej branży aż tylu pieniędzy, ile się spodziewano. I teraz trudno wycofać się z tego z twarzą, politycznie bardziej opłacalne jest jednak za wszelką cenę ten podatek przeforsować, mimo że ekonomicznie ma on naprawdę niewielkie uzasadnienie. 1,9 mld przychodu z tytułu tego podatku, o których mówią przedstawiciele rządu, to niewiele, a to i tak są bardzo wygórowane szacunki. Z ekonomicznego punktu widzenia gra nie warta świeczki - ocenił dr Martin Dahl, ekonomista z Uczelni Łazarskiego w rozmowie z PAP.

Dodał, że w życie wejdzie więc takie rozwiązanie, które tak naprawdę nikogo nie zadowala. - W krótkiej perspektywie co prawda małe i średnie sklepy będą miały trochę lepsze warunki niż duże sieci, ale też będą szukały sposobów, by nowy podatek zoptymalizować, albo wpłynąć na rząd i posłów, a jak się nie da, to za pośrednictwem Unii Europejskiej, by nieco złagodzić to prawo. Poza tym ono już jest dość skomplikowane, a im większy poziom skomplikowania prawa, tym większe pole do popisu dla dużych firm dysponujących wieloma prawnikami" - stwierdził dr Dahl w rozmowie z PAP.

Wiceminister finansów Wiesław Janczyk informował, że w 2016 roku wpływy z tej ustawy, jeżeli wejdzie ona w życie od 1 września, będą wynosić brutto 473 mln zł, a netto 383 mln zł. Z kolei w 2017 roku, gdy podatek będzie obowiązywał cały rok, rząd szacuje wpływy z niego na 1,9 mld zł brutto.

Projekt ustawy był konsultowany i zmieniany

Przypomnijmy, podatek od hipermarketów PiS zapowiadało w kampanii wyborczej. Miał dotyczyć przede wszystkim zagranicznych sieci handlowych. Pierwszą wersję podatku MF przedstawiło 2 lutego br. Zakładała ona, że podatek miał mieć dwie zasadnicze stawki. Stawka 0,7 proc. miała obciążać przychód nieprzekraczający w danym miesiącu kwoty 300 mln zł. Stawka 1,3 proc. miała być płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł w miesiącu. Inne stawki podatku od sprzedaży miały obowiązywać w soboty, niedziele i święta - 1,3 proc. (dla uzyskujących przychód poniżej 300 mln zł miesięcznie) oraz 1,9 proc. (powyżej tego progu). Kwota wolna od podatku miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).

Propozycje te wzbudziły jednak protesty wielu zainteresowanych środowisk, przede wszystkim handlowców.

13 kwietnia, podczas posiedzenia kierowanego przez Adama Abramowicza zespołu parlamentarnego, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk oraz wiceminister Wiesław Janczyk przedstawili nowe założenia projektu. Zawierały one trzy progresywne stawki podatku: 0,4 proc. od miesięcznego przychodu między 1,5 mln i 17 mln zł, 0,8 proc. od przychodu między 17 mln i 170 mln zł oraz 1,4 proc. od przychodu miesięcznego ponad 170 mln zł. Kwota wolna miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie). Nie było już - oprotestowanej przez handlowców - oddzielnej stawki weekendowej i opodatkowania sieci franczyzowych. W ostatecznej wersji projektu rząd wycofał się z najniższej stawki.