Wszystko zaczęło się pod koniec lipca, gdy firma Uralkali wystąpiła z Białoruskiej Kompanii Potasowej (BKK) sprzedającej białoruskie i rosyjskie nawozy potasowe i kontrolującej wówczas ponad 40 procent światowego rynku. Spółka sprzedawała jednocześnie produkcję rosyjskiego Uralkali i białoruskiego Belaruskali.
Pod koniec sierpnia na Białorusi aresztowano rosyjskiego przedsiębiorcę - szefa koncernu nawozów potasowych Uralkali (Uralklij), Władisława Baumgertnera. Mińsk oskarżył go o nadużycia finansowe, które naraziły państwo białoruskie na straty sięgające stu milionów dolarów.
W odwecie Moskwa ograniczyła o 20 procent dostawy ropy dla białoruskich rafinerii. Rosjanie twierdzą, że muszą wymienić część rur na jednym z ropociągów "Przyjaźń". Płynie nim surowiec między innymi do Polski i Niemiec.
Takie działania Rosji nie pozostały bez odpowiedzi Białorusi. Politolog Sierhiej Musiejenko, współpracujący z administracją Aleksandra Łukaszenki oświadczył w jednym z wywiadów, że "skoro ropociąg nie nadaje się do użytku, to Białoruś go zamknie".
Ostatnim - na razie? - akcentem rosyjsko-białoruskich potyczek jest zapowiedź rosyjskich służb sanitarnych możliwości wprowadzenia dodatkowej kontroli jakości białoruskich produktów spożywczych, głównie nabiału. Ograniczenie dostaw byłoby dla białoruskiego budżetu poważnym ciosem finansowym.
Wojna potasowa z Rosją to cios w gospodarkę Białorusi. Analiza Morgan Stanley
IAR/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś