Aktorka (i była siatkarka!), znalazła się z w grupie Polaków, którzy biegi w sztafecie z ogniem olimpijskim. Przyznaje, że do tej pory rozpiera ją duma.
- Ogień wybiegł z Olimpu i trafił bezpośrednio do Wielkiej Brytanii. Na wcześniejszych olimpiadach biegł przez wiele państw - wyjaśnia Marta Żmuda-Trzebiatowska. - Ja do tego biegu zostałam zaproszona. Wraz ze mną biegło 7 znanych kolegów, aktorów i sportowców oraz 18 osób wyłonionych w konkursie.
Aktorka nie miała długiego dystansu do przebiegnięcia, bo zaledwie około 200 metrów. Przyznaje jednak, że obok radości, towarzyszył jej również stres. - Bałam się, żeby coś się nie stało z tym ogniem - opowiada aktorka.
Do czwórkowego studia Marta Żmuda-Trzebiatowska przybyła wraz z pochodnią. To przepiękny rekwizyt, a na świecie jest ich tylko 8000, tyle ilu było uczestników sztafety. Błyszcząca pochodnia ma też taką liczbę otworów, którymi wydobywają się płomienie.
Posłuchaj całej audycji Kasi Dydo i Kuby Kukli "Stacja Kultura" i dowiedz się, co podczas sztafety olimpijskiej nazywane jest pocałunkiem, a także czy dawna kariera siatkarki pomaga Marcie w jej dzisiejszym zawodzie i komu, oprócz siatkarzy, aktorka zamierza kibicować w Londynie.
(pj)