Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Izabella Mazurek 24.03.2020

"Sen srebrny Salomei" - niesamowity dramat Juliusza Słowackiego

120 lat temu Teatr Miejski w Krakowie pierwszy raz wystawił jeden z najwspanialszych dramatów Juliusza Słowackiego. Obecnie jest to Teatr jego imienia, wtedy jednak – 24 marca 1900 roku – był Teatrem Miejskim.
Scena ze spektaklu Sen srebrny Salomei Juliusza Słowackiego, 1926Scena ze spektaklu "Sen srebrny Salomei" Juliusza Słowackiego, 1926polona.pl
Posłuchaj
  • O złożeniu prochów Juliusza Słowackiego na Wawelu w 1927 roku mówi Zygmunt Nowakowski. Fragment audycji z cyklu "Świadkowie historii". (RWE, 03.04.2012)
Czytaj także

"Sen srebrny Salomei" był jednym z najpóźniej wystawionych dzieł wybitnego wieszcza. Wcześniej wystawiono wszystkie najbardziej znane: "Balladynę", "Fantazego", "Horsztyńskiego", "Kordiana", "Lillę Wenedę", "Marię Stuart", "Mazepę" i "Złotą czaszkę". Po nim pojawiły się na scenie jeszcze tylko dwa dramaty: "Samuel Zborowski" i "Zawisza Czarny".

Znawcy polskiej literatury bardzo wysoko oceniają "Sen srebrny Salomei", a niektórzy twierdzą wręcz, że to najwspanialsze dzieło Juliusza Słowackiego. Znawcy teatru potwierdzają tę teorię, dodając, że jest to jeden z najtrudniejszych do wystawienia dramatów wieszcza. Może właśnie te fakty stały na przeszkodzie wcześniejszym próbom teatralizacji. Możliwy jest też inny powód – bardziej polityczny niż literacki.

Dramat traktuje o rzezi ukraińskiej na Polakach, na polskiej szlachcie, duchowieństwie i polskich Żydach. Zdarzenia z 1768 roku na Ukrainie, najprawdopodobniej inspirowane przez Rosję, jako odpowiedź na zawiązanie konfederacji barskiej, były zwane koliszczyzną. Samo słowo oznaczało rewolucję chłopską albo wojnę chłopską.

Wśród kilku teorii etymologicznych najtrafniejsze zdają się być dwie: pierwsza odnosi się do zawołania "koli!, koli!" czyli "kłuj!, kłuj!" - okrzyku słyszanego podczas zabijania szlachty; druga natomiast odnosi się do słowa "kolij", które w tamtych rejonach oznaczało rzeźników zabijających świnie. To nawiązanie zdaje się mieć jeszcze dodatkowe oparcie w odezwach do ruskiego chłopstwa zwanego "czernią", hajdamaków (grabieżców) i Kozaków, by mordowali Polaków jak zarzyna się świnie. Słowacki nie oszczędza czytelnika, ani widza i przedstawia rzecz całą dość szczegółowo.

"Sen srebrny Salomei" opowiada o tych chwilach, o rzezi strasznej i krwawym jej stłumieniu. Jak pisze Irena Maślińska w artykule pt."Polsko-ukraińska rzeźnia celebrowana":

"Długo rozbrzmiewają śpiewy. Ksiądz katolicki wznosi monstrancję ponad głowami kontuszowej szlachty, która za chwilę wyruszy uśmierzać krwawo bunty ukraińskiego chłopstwa. Z cerkwi wyjdą popi, by w dymach kadzidła święcić noże zbuntowanych przeciw polskim panom hajdamaków. (…) Rzecz dzieje się w latach 1768-69, ale fanatyzm narodowy, bratobójcze rzezie i odrażające okrucieństwa z miejsca sytuują ten rzadko grany dramat Słowackiego w kontekście politycznych wydarzeń rozgrywających się aktualnie w Europie, a padające ze sceny słowa: "Ukrainy nie będzie" mogłyby wywołać dreszcz na widowni".

Tak oto powstrzymywano się z inscenizacjami tego dzieła. Trzeba też wiedzieć, że większość premier Słowackiego odbywało się w teatrach we Lwowie, więc to blisko miejsca strasznej rzezi.

Kolejnym argumentem za unikaniem tego dzieła na scenie jest jego historiozoficzny charakter i towiańsko-mistyczny wydźwięk. Słowacki zdawał się naśladować niektóre szekspirowskie zabiegi fabularne, pojawianie się postaci dziwnych, znaczących i określających fatum bohaterów.

W wydaniu Biblioteki Narodowej Ossolineum tak opisywane jest to dzieło:

"To wybitne i nieocenione dzieło, którego fabuła oparta jest na wydarzeniach rzezi ukraińskiej 1768 r., ukazuje konflikt narodowo-społeczny między polską szlachtą a ukraińskimi chłopami. Słowacki przedstawia świat dziwny, tajemniczy i pełen grozy, świat, którym nie kierują żadne racjonalne prawa, ale tajemne znaki i sny prorocze".

Podobnie pisze Jarosław Marek Rymkiewicz w artykule "Ludzie dwoistości" o dwoistych światach realiów i snów w utworze Słowackiego:

"Zawierucha, w której błądzą postaci "Snu srebrnego", to zawierucha […] wiejąca nad stepami Ukrainy, porywająca ludzi, rozdzielająca ich, łącząca i dzieląca. Ale to także jakaś inna zawierucha: duchowa, w duchu poczęta […] Słowacki wskazuje w Śnie srebrnym na współzależność dwoistego statusu społecznego czy narodowego i dwoistości duchowej".

Wtóruje mu Alina Kowalczykowa, wybitna autorka licznych opracowań literatury polskiej, w tym także dzieł Juliusza Słowackiego. W wydaniu BN Ossolineum pisze:

"W literackim dorobku Słowackiego "Sen srebrny Salomei" jest dziełem wyjątkowym, do dziś wzbudzającym wśród badaczy niemałe kontrowersje. Poeta w twórczy sposób podejmuje próbę przepracowania historii, konstruując własną, zmitologizowaną narrację o konfederacji barskiej oraz o buncie chłopskim na Ukrainie w 1768 roku. Autor kreśli niezwykle ekspresywne, nasycone frenetyzmem tło, a jednocześnie oddaje głos bohaterom, których pierwowzorów możemy doszukać się na kartach historii osiemnastowiecznej Europy. Wydarzenia w Barze czyni symbolem patriotyzmu i rycerskości, jednak patetyczność miesza się tu z tragizmem, a tyrtejski charakter utworu z wszechobecną groteską. Słowacki rezygnuje z etycznej wrażliwości, nie boi się wyrazistych, ekspresywnych opisów – wyjątkowo brutalne sceny, którymi epatuje dramat, do dziś prowokują spory, dotyczące ostatecznego wydźwięku dzieła czy zawartej w nim aksjologii".

W dalszej części wstępu dodaje: "Mogłoby się wydawać, że tekst nasycony estetyką makabry i groteski nie zyska uznania czytelniczek i czytelników, jednak "Sen srebrny Salomei" do dziś pozostaje jednym z najlepiej znanych utworów Słowackiego".

I w końcu podkreśla istotę dzieła: "Nie ma w polskiej literaturze romantycznej utworu ocenianego tak różnie i tak gwałtownie, jak "Sen srebrny Salomei". Nie tylko dlatego, by jednym się podobał, a innym nie; także w ocenach poszczególnych badaczy dramat ten wywoływał z reguły sądy wzajem sobie przeczące, fascynował i gorszył naraz, zachwycał i wzbudzał najwyższy niesmak".

Irena Maślińska zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny szczegół, który tak prawdziwie szczegółem nie był - "Wernyhorę - tu odchodzi on na zawsze od polskich panów, rozbija lirę i wieszczy o czerwonym domu, który będzie spać - reanimuje się na siłę dopiero z okazji "Wesela" Wyspiańskiego. Dramat Słowackiego, praktycznie zupełnie nie czytany, obrósł legendą dzieła niezrozumiałego, ciemnego od mistycznych dymów i pełnego okropieństw, nie licujących jakoby ze współczesnym gustem. Ponadto, przez lata całe z powodów politycznych był interpretowany półgębkiem i tendencyjnie - okrutny konflikt etniczny jest przecież równocześnie konfliktem klasowym".

W dramacie Słowackiego jednym z głównych bohaterów jest Wernyhora – po polsku Waligóra, z prawdopodobnym imieniem Mosij czyli Mojżesz. Postać ta w polskiej literaturze i sztuce, a także w legendach ludowych pełniła ważną rolę osoby wieszczącej przyszłość Polski.

W "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego pojawia się w takim wymiarze po raz drugi w polskiej literaturze. Zdawać by się mogło, że Wyspiański "naczytał się" Słowackiego i po premierze "Snu srebrnego Salomei", która była rok przed wydaniem i premierą "Wesela", wrócił do tej tajemniczej postaci "proroka historii Polski".

W premierowej inscenizacji dzieła Juliusza Słowackiego, w roli Wernyhory, jako pierwszy na afiszu, pojawił się jeden z najwybitniejszych polskich aktorów w dziejach – Ludwik Solski. Jaka szkoda, że nie możemy choćby raz jeszcze zobaczyć tego mistrza sceny w postaci tak tajemniczego Wernyhory.

PP