Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Piotr Grabka 27.03.2013

Czy znikną dzikie wysypiska?

Lublin to 350 tysięczne miasto w południowo-wschodniej Polsce. Ośrodek uniwersytecki, z tradycjami, w polskiej historii upamiętniony przez zawartą w 19 lipca 1569 roku Unię Lubelską.
Czy znikną dzikie wysypiska?Donpaolo/Wikimedia Commons/CC

Lublin historię ma barwną i bogatą, jednak nas interesuje przede wszystkim jego teraźniejszość. Miasto, tak jak wszystkie polskie gminy, od 1 lipca tego roku ma obowiązek wprowadzenia w życie nowego systemu odbioru, wywozu i zagospodarowania odpadów. Taki jest wymóg ustawowy, a 1 lipca to data graniczna, od której mają zacząć obowiązywać również nowe miesięcznie opłaty za utylizację śmieci. I tu zaczyna się problem, bo w przypadku bardzo wielu mieszkańców Lublina przyjęte przez miasto wyceny oznaczają 2 a nawet 3-krotne podwyżki.
Tak na pewno będzie w przypadku tych lublinian, którzy są członkami spółdzielni mieszkaniowej Motor, z której zasobów korzysta ok. 20 tys. osób. Prezes spółdzielni Motor, Janusz Szacoń, krytycznie odnosi się do przyjętych uregulowań. Uważa on, że są one dla spółdzielni i jej mieszkańców mocno krzywdzące. Ustawa zmienia podejście do gospodarki śmieciami. Do tej pory spółdzielnia płaciła tylko za śmieci wytworzone przez mieszkańców danego osiedla. Ustawa wprowadza opłatę stałą niezależną od tego, ile naprawdę śmieci produkują mieszkańcy danej społeczności.

Prezes Szacoń zdaje sobie sprawę, że Rada Miasta ustalając stawki musiała brać pod uwagę cały organizm miejski, ale urawniłowka, którą wprowadziła, jest niesprawiedliwa wobec tych osiedli czy spółdzielni, których mieszkańcy dbali o ekologię i segregowali śmieci. Spółdzielnia płaciła firmom odbierającym od niej odpady za rzeczywiście wywożoną objętość odpadów. Mieszkańcy spółdzielni Motor doszli już to tego, że odpady segregowane stanowiły ponad 20 procent, a więc sporo. Nowe regulacje, które nie różnicują opłat w zależności od ilości odpadów segregowanych, zdaniem prezesa Szaconia mogą zadziałać demotywująco i ze szkodą dla środowiska.
Janusz Szacoń przyznaje, że lubelski wydział ochrony środowiska spotykał się z prezesami spółdzielni mieszkaniowych, ale nie widzi istotnego wpływu tych konsultacji na podjęte przez władze miasta decyzje, chociaż ma również świadomość, że żaden z czterech wariantów sposobu naliczania opłat za gospodarkę odpadami dopuszczanych przez ustawę nie jest dobry. "To nie jest opłata, to jest podatek, na dodatek płatny z góry - w połowie kwartału trzeba będzie uiścić opłaty za cały kwartał. Skąd spółdzielnie mają wziąć na to pieniądze, skoro mieszkańcy płacą czynsz miesięcznie? Kto założy pieniądze za tych, którzy czynszu nie płacą?" - te pytania pozostają bez odpowiedzi.
Radni Lublina przyjęli uchwałę o systemie i stawkach opłat za gospodarowanie odpadami po gorących, burzliwych nawet dyskusjach. W Radzie nie było jednomyślności. Przeciwko nowym stawkom protestowali radni klubu PiS. Sylwester Tułajew, przewodniczący klubu uważa, że stawki przyjęte przez Radę drenują kieszenie mieszkańców Lublina i są zdecydowanie za wysokie. Jan Gąbka, radny niezrzeszony, nazywa ustawę wręcz bublem prawnym. Jego zdaniem jest to akt prawny niedopracowany, bo płatnik, czyli obywatel reguluje należność za śmieci ryczałtem, a nie jest rozliczany za rzeczywistą ilość wytworzonych przez niego odpadów. To na pewno nie skłoni ludzi do racjonalnej gospodarki odpadami.

W obronę przyjęty system wziął radny klubu PO, Michał Krawczyk, przypominając, że ustawa nakłada na gminy nowe obowiązki. Będą one musiały zająć się wszystkimi śmieciami znajdującymi się na terenie całej gminy, zwiększają się też wymogi dotyczące recyklingu. Poruszył także problem dzikich wysypisk, podrzucania śmieci i gromadzenia odpadów na posesjach, czemu mają zapobiec nowe zasady postępowania. Michał Krawczyk przypomniał, że wszystkie samorządy w Polsce będą zmuszone podnieść ceny za wywóz i zagospodarowanie odpadów i podał przykłady: w Łodzi ustalono tę stawkę podobnie jak w Lublinie na 12 zł od gospodarstwa jednoosobowego, ale w Katowicach opłata to już 14 zł, a w Bydgoszczy 13 zł. Tak więc Lublin jest w średniej stawce miast porównywalnej wielkości, a podwyżki czekają mieszkańców całego kraju. Jednak władze ponad tysiąca gmin w Polsce uważają, że zapisy zawarte w ustawie są niekorzystne dla mieszkańców i samorządów.
Od 1991 roku miasto Lublin nie ma własnego zakładu zajmującego się odbiorem i przetwarzaniem odpadów. W mieście działają dwie duże i kilkanaście mniejszych firm, które obecnie odbierają i utylizują śmieci. Zgodnie z ustawą miasto ma obowiązek ogłoszenia przetargu dla firm, które będą chciały się tego podjąć na nowych zasadach. Zdzisław Strycharz, dyrektor wydziału Ochrony Środowiska urzędu miejskiego przekazał informacje, że Lublin został podzielony na siedem sektorów. Dla każdego z nich do końca marca będzie ogłoszony oddzielny przetarg dla firm zagospodarowujących odpady. Przetargi mają się zakończyć do końca maja, czerwiec to czas wyjaśniania wszystkich ewentualnych niejasności i 1 lipca Lublin ma być w 100 procentach gotowy na realizację przepisów ustawy.
Segregację odpadów prowadzi w Lublinie już ponad 90 procent nieruchomości na terenie miasta, ocenia Marcin Rycaj z miejskiego wydziału ochrony środowiska. Między innymi dzięki temu Lublin jest miastem czystym i zadbanym. Prezydent miasta, Krzysztof Żuk, przedstawiając argumenty, jakimi posługiwano się postulując nowe wysokości opłat przypomniał, że problem zagospodarowania odpadów w całości obciąża miasto, które nie otrzymuje na to zewnętrznych dotacji. Stawki należało określić na poziomie zapewniającym samowystarczalność tej operacji i uwzględniającym obecną wysokość nakładów. Jak przy wszystkich szacunkach, był w tym element niepewności. Zdaniem prezydenta, po mniej więcej pół roku obowiązywania nowych opłat Rada Miasta powinna ocenić sytuację i dokładnie policzyć ponoszone przez miasto koszty. Jeśli mieszkańcy Lublina będą rzetelnie podchodzić do obowiązku segregowania śmieci to - kto wie? - może okazać się, że stawki za zagospodarowanie odpadów uda się obniżyć.
Elżbieta Mamos