Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Michał Przerwa 31.03.2014

Darmowy rządowy podręcznik, czyli cios w wydawców książek

Darmowy podręcznik dla klas 1-3 to ryzykowny eksperyment na półmilionowej rzeszy najmłodszych uczniów - uważają wydawcy podręczników i krytykują plan wprowadzenia przez rząd podręcznika zarówno ze względów społecznych jak i finansowych. Proponują odłożenie tej decyzji do pierwszego września przyszłego roku.
zdjęcie ilustracyjnezdjęcie ilustracyjneGlow Images/East News

Dziś za podręczniki szkolne płacą rodzice i płaczą. - Rząd w projekcie ustawy zakłada, że na książki dla klas pierwszych przeznaczy 73 mln złotych - mówi Jarosław Matuszewski, przewodniczący Sekcji  Wydawców Edukacyjnych Polskiej Izby Książki. - Jeżeli podzielimy to przez liczbę dzieci, które pójdą do klas pierwszych, czyli 550 tys., to wychodzi kwota ok. 130 zł na dziecko. Jeżeli  50 zł rząd chce przeznaczyć na ćwiczenia, a 25 na język obcy zostaje ok. 55 zł. Prawdopodobnie jest to cena podręcznika., Już teraz rodzice kupują cały pakiet szkolny, w nim są również podręczniki. Ich cena to ok. 50 do 80 zł.

MEN chce mieć od nowa napisane książki. - To spowodowało dodatkowe zamieszanie na rynku wydawniczym - mówi Agnieszka Ostapowicz z Wydawnictwa Żak. - Mamy nowy pakiet dla dzieci z klasy pierwszej, pracowaliśmy nad nim 2 lata, dostaliśmy aprobatę ministerstwa i teraz stoimy przed dylematem. Co z podręcznikiem dalej zrobić? - pyta.
- Darmowego, rządowego podręcznika  nikt nie zdąży zrecenzować - zwraca uwagę Jarosław Matuszewski.  - Do tej pory każdy wydawca musiał mieć 3-5 recenzji powołanych przez MEN ekspertów. Ten proces trwa 3 miesiące. - W projekcie ustawy, która została już podpisana,  jest zapis, że podręcznik  rządowy zostaje dopuszczony do użytku szkolnego z mocy prawa - dodaje.
Zdaniem Agnieszki Ostapowicz nowe darmowe podręczniki od rządu to duży cios finansowy dla wydawców. - Straty można policzyć w milionach - twierdzi. Wprowadzenie dopracowanego podręcznika na rynek trwa przeciętnie dwa lata i takie podręczniki są. Według wydawców takie rozwiązanie  jest sprawdzone i wcale nie byłoby  droższe niż to, które proponuje rząd.

Aleksandra Tycner