Katastrofalna susza i medialne informacje z miejscowości, w których pojawiają się problemy z dostępem do wody pitnej, spowodowały, że Polacy coraz częściej pytają o to, czy nie zabraknie wody w kranach. Na szczęście okazuje, że problem dotyczy tylko nielicznych, głównie małych miejscowości.
– Rzeczywiście, mieszkańcy do nas dzwonią, pytają, czy grozi nam brak wody – przyznaje Piotr Biernat, rzecznik Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. – Dla uspokojenia wszystkich opublikowaliśmy nawet specjalny komunikat.
„W związku z licznymi pytaniami mieszkańców województwa śląskiego dotyczącymi stanu zapasów wody pitnej informujemy, że Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów nie planuje wprowadzenia żadnych ograniczeń w dostawach wody” – czytamy we wspomnianym komunikacie.
Jak tłumaczy rzecznik, system GPW mający 11 ujęć i stacji uzdatniania wody zapewnia ciągłość jej dostaw.
Mimo suszy w zbiornikach w Goczałkowicach i Kozłowej Górze są wystarczające zasoby wody do utrzymania pracy systemu wodociągowego, nawet gdyby upały i dni bezdeszczowe utrzymały się jeszcze dłużej.
– Mamy zapas wody nawet na 500 dni bez deszczu – dodaje Biernat.
Na Śląsku nie ma konieczności oszczędzania wody
Dlatego w zasięgu działania GPW (obejmuje on ok. 3 mln mieszkańców) nie ma potrzeby oszczędzania wody. – Można podlewać ogródki, kąpać się i napełniać baseny, jak tylko kogoś stać, żeby płacić – śmieje się rzecznik.
Ekstremalne upały problemów jednak dostarczają, kilka dni temu GPW informowało o pogorszeniu jakości wody w kilku miejscowościach. Jest więc problem, czy go nie ma? – pytamy Biernata.
– Rzeczywiście mogą występować okresowe pogorszenia jakości dostarczanej wody w zakresie parametrów żelaza, manganu, mętności i barwy – przyznaje rzecznik.
Takie przypadki zanotowano już w Bytomiu, Piekarach Śląskich i w Bobrowniach.
Jak tłumaczą w GPW, woda płynąca w rurach jest ciepła, ma ponad 20 stopni, do tego zwiększony pobór powoduje, że jej strumień jest silniejszy i następuje oderwanie rdzy ze ścianek rur.
– Problem pojawił się tam, gdzie mamy jeszcze starą, niewymienioną sieć – mówi Biernat. – Kilkakrotne badania mikrobiologiczne i fizykochemiczne wykonane przez pracowników laboratorium Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów wskazały, że dostarczana woda jest bezpieczna dla zdrowia.
Nie ma krajowego problemu z wodą
Czy równie spokojni mogą być mieszkańcy innych miast i regionów?
– Nie ma jakiegoś ogólnokrajowego problemu, sytuacji awaryjnej – tłumaczy Adam Gołębiewski, główny specjalista ds. technicznych w Izbie Gospodarczej Wodociągi Polskie. – Nie ma potrzeby podejmowania jakiś specjalnych działań.
Jak tłumaczy Gołębiewski, ujęcia wody są różne i różna też jest sytuacja w miastach: – Wszyscy mówią o wysychającej Wiśle, a wiadomo, że Warszawa czerpie z niej wodę, ale to jest ujęcie spod dna rzeki, czyli mieszkańcy stolicy nie muszą się obawiać, że zabraknie im wody.
Specjalista IGWP uspokaja, że na razie nie ma doniesień o tym, że miałoby brakować wody w którymś z miast.
– Raczej może się to zdarzyć w mniejszych ośrodkach, gdzie woda pobierana jest z mniejszych zbiorników zasilanych bezpośrednio przez wody powierzchniowe. Przy takiej pogodzie zużycie wody wzrasta, szczególnie w pewnych godzinach, np. wieczorem, gdy wszyscy naraz podlewają ogródki i wtedy może być chwilowy problem.
Problem ten dotyczy szczególnie rejonów górskich, tam podłoże jest skaliste i woda przesiąka szybko, szybko też susza odbija się na ilości wody zgromadzonej pod ziemią.
Takie sytuacje się zdarzyły się np. w Stoszowicach niedaleko Kłodzka, gdzie wysechł strumień w miejscu ujęcia wody pitnej. Mieszkańcy Karpacza również zmuszeni są korzystać z beczkowozów. Tamtejszy Miejski Zakład Gospodarki Komunalnej apeluje o rozważne korzystanie z niej.
Do apelu przyłączył się także burmistrz Karpacza Radosław Jęcek. Prosi mieszkańców, żeby ograniczyli podlewanie ogródków i wstrzymali się z myciem samochodów,
Podobne sytuacje zdarzały się na Opolszczyźnie, problemy z cyklicznym dostarczaniem wody występują w rejonie działania stacji Czarnowąsy.
– Największe zużycie wody notujemy wieczorami, między godz. 19 a 21, kiedy mieszkańcy wracają do domów i zabierają się do podlewania ogrodów, napełniania basenów czy mycia samochodów – tłumaczy Mariusz Pelc z Międzygminnego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Czarnowąsach portalowi Nto.pl. – Ten nierównomierny pobór sprawia, że wody zaczyna brakować.
Stacja uzdatniania wody w Czarnowąsach ma przepustowość 40 metrów sześciennych na godzinę. Wieczorami zużycie wody jest nawet dwa razy większe.
– Dlatego apelujemy, aby nie trwonić wody tam, gdzie nie ma takiej potrzeby – mówi prezes Pelc. – W przeciwnym razie mogą występować okresowe problemy z dostawą wody o odpowiednim ciśnieniu, a nawet przerwy w jej dostawie.
Zdaniem Gołębiewskiego nie ma jednak niebezpieczeństwa, aby kolejne dni upałów sprawiły, że zostaniemy bez wody.
–To są ciągle, na szczęście, bardzo nieliczne, jednostkowe przypadki, mocno nagłaśniane przez media i stąd może odczucie, że grozie nam brak wody – mówi.
Wrocław zgromadził zapas wody
W stolicy Dolnego Śląska, gdzie zanotowano najwięcej przypadków braku wody, także uspokajają mieszkańców: we Wrocławiu wody w kranach nie zabraknie.
– Wrocław korzysta z wody infiltracyjnej z terenów wodonośnych. Oprócz tego dla Wrocławia pobierana jest woda z rzeki Oławy, której bieżący stan faktycznie jest niski, ale dzięki pompowni Michałów i kanałowi doprowadzającemu zasilamy rzekę Oławę wodą z Nysy Kłodzkiej – wyjaśnia „Gazecie Wrocławskiej” Estera Zuzel z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji we Wrocławiu.
Zasób wody Nysie zabezpieczony jest dwoma zbiornikami retencyjnymi – Głębinów i Otmuchów, a stan wody w zbiornikach jest monitorowany i gwarantuje normalne zaopatrzenie odbiorców nawet przez dwa miesiące suszy.
Ciekawostką jest także to, że mimo upałów zużycie wody we Wrocławiu mieście się w rocznej średniej. Pracownicy wodociągów tłumaczą to tym, że wiele osób wyjechało na wakacje.
Powszechnie wiadomo, że zasoby wody w Polsce nie są wielkie, czy wobec prognozowanego ocieplenia klimatu powinniśmy podjąć jakieś kroki? – pytamy przedstawiciela IGWP.
– Na razie na pewno nie ma potrzeby działania na zasadzie pogotowia ratunkowego, tym bardziej że nie wiemy, jak się ten klimat będzie kształtował – mówi Gołębiewski. – Trzeba sobie zdawać sprawę, że jak podejmiemy decyzję o wielkich inwestycjach, odbije się to na cenie wody, a już dzisiaj jest ona droga i wielu ludzi płaci z opóźnieniem albo nie płaci wcale. Trzeba po prostu działać rozsądnie i lokalnie podejmować decyzje, które pomogą w zniwelowaniu problemów.
Piotr Toborek