Nadal zdecydowana większość polskiej żywności trafia do krajów Unii Europejskiej, to jednak alternatywą bez której nasz eksport nie może istnieć są rynki trzecie -uważa Andrzej Gantner dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
- Zdobywamy kolejne kraje, ale możemy powiedzieć, że to jest nadal bardzo mało w stosunku do naszych potencjalnych możliwości. Na rynek chiński eksportujemy za około 170 mln USD, a na rynek czeski wysyłamy towary o wartości 1 200 mln euro. Zatem porównując potencjały obu tych rynku, wielkość populacji, to można powiedzieć, że na rynku chińskim jesteśmy w ilościach śladowych – uważa gość.
Bariery i problemy
Przed nami wiele wciąż do zrobienia, tym bardziej, że rynki takie jak chiński, indyjski czy wietnamski, nie są łatwe do zdobycia.
- Myślimy o Korei i Japonii. Problemem są bariery fitosanitarne i weterynaryjne, które tam funkcjonują. Każdy zakład, który chce tam sprzedawać musi zdobyć konkretny certyfikat i spełnić dodatkowe wymagania, co nie jest wcale łatwe. To wszystko hamuje szybkie wchodzenie na tamte rynki – wyjaśnia gość.
Kluczowa rola rządu
Tym bardziej potrzebne jest większe wsparcie polskich eksporterów, czyli sprawna dyplomacja gospodarcza -podkreśla Marek Kłoczko wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej.
- Nie wyobrażam sobie dużych kontaktów w krajach takich jak Chiny lub Indie bez wsparcia rządu. Sektor rolno-spożywczy, by eksportować wymaga zezwoleń fitosanitarnych, a te z kolej wynikają z kontaktów międzyrządowych, negacji umów o warunkach dopuszczenia na zagraniczne rynki – przekonuje ekspert.
W ostatnich latach widać jednak większą aktywność polskiej dyplomacji gospodarczej, zwracają uwagę eksperci. Szczególnie po wprowadzeniu przez Rosję embarga m.in. na produkty z polski.
Ostatnio też, wicepremier Mateusz Morawiecki zapowiedział uruchomienie programu wsparcia eksportu dla małych i średnich firm z jednym z banków. Zaznaczył, że będzie to elementem planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju.
Elżbieta Szczerbak, abo