Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Anna Wiśniewska 07.11.2016

Delegowanie pracowników: nowe przepisy oznaczają upadek wielu firm i utrata 800 tys. miejsc pracy?

W poniedziałek w Krakowie rozpoczyna się Europejski Kongres Mobilności Pracy. Jesteśmy w połowie procesu legislacyjnego związanego z nowelizacją unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników, przypomina Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan.
Posłuchaj
  • O delegowaniu pracowników mówił w Polskim Radiu 24: Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan (Dominik Olędzki, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

- Instytucja delegowania polega na tym, że możemy czasowo wysłać pracownika do innego kraju Unii Europejskiej w ramach świadczenia usług. Swoboda świadczenia usług jest jedną z czterech obowiązujących w UE. Wtedy firma nie musi płacić składek na ubezpieczenie społeczne od wynagrodzenia pracownika w systemie krajów, w którym jest świadczona usługa, a także tylko częściowo jest zobowiązana do spełniania warunków prawa pracy tam panującego. Na pewno musi przestrzegać przepisów o czasie pracy, wypoczynku, minimalnym wynagrodzeniu za pracę. Tutaj pojawia się ten główny problem z nową propozycją dyrektywy, ponieważ ona zakłada zrównanie wynagrodzenia pracowników miejscowych z pracownikami delegowanymi na tych samych stanowiskach, co samo w sobie jest słuszną ideą. Problemem jest zaś to, jak tego przestrzegać. Kiedy mówimy o płacy minimalnej, dokładnie wiemy, ile musimy zapłacić pracownikowi. Kiedy mówimy zaś o wynagrodzeniu takim samym, jak pracownika miejscowego na tym samym stanowisku, to okazuje się, że tych wartości jest bardzo wiele. Nie ma takiego kraju, w którym wszyscy na tym samym stanowisku zarabiają tyle samo – zaznacza Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan. – Żaden zaś pracodawca miejscowy nie musi płacić tyle samo, co inni pracodawcy za pracę na tym samym stanowisku – dodaje.

Trwają negocjacje projektu nowelizacji

Projekt nowelizacji jest obecnie negocjowany w ramach tzw. trilogu między Komisją Europejską, Parlamentem i Radą UE.

- Jeżeli chodzi o nastawienie Parlamentu Europejskiego, to ono jest bardzo prosocjalne i przeciwko delegowaniu, natomiast w Radzie ważą się racje tych dwóch obozów UE, czyli nowych i starych państw Wspólnoty, i nie wiadomo, jak to się skończy – mówi gość Polskiego Radia 24.

Firmom będzie trudniej

Dla Polski może to oznaczać upadek wielu polskich firm i utratę nawet do 800 tysięcy miejsc pracy, ostrzegają przeciwnicy dyrektywy.

- 800 tys. to mniej więcej wszyscy, którzy są delegowani oraz zatrudnieni w transporcie międzynarodowym, a wydaje się, że jednak wszyscy pracy nie stracą. Natomiast firmom bardzo pogorszą się warunki prowadzenia tej działalności. Co ważne też, jeżeli firmy zdecydują się zrezygnować z delegowania i po prostu otworzą swoje oddziały na miejscu w krajach, w których świadczą usługi i zatrudnią tam polskich pracowników, to oczywiście warunki zatrudnienia się nie poprawią dla tych pracowników. A jeden skutek jest oczywisty – składki od ubezpieczeń społecznych nie popłyną do polskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych tylko do instytucji ubezpieczeniowych krajów, w których będą świadczone te usługi – podkreśla Grzegorz Baczewski.

Polskie firmy i agencje zatrudnienia delegujące pracowników do innych państw Unii nie konkurują dumpingowymi płacami. Wręcz przeciwnie - średnia stawka kierowanego do pracy na Zachodzie Polaka wynosi prawie 10 euro netto na godzinę, czyli o ponad 2 euro przekracza minimalną stawkę w krajach UE, tak wynika z raportu Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Dominik Olędzki, awi