Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Tomasz Kamiński 28.03.2011

Marek Belka zapowiada podwyżki

Szef Narodowego Banku Polskiego zapowiada podwyżki stóp procentowych, co będzie oznaczać wzrost rat kredytów.
Marek Belka, prezes NBPMarek Belka, prezes NBPfot. Wikpedia

Prezes uważa, że Rada Polityki Pieniężnej będzie podnosić stopy procentowe, mimo że gospodarka rośnie spokojnie i nie daje silnych powodów do wzrostu cen.

- Cykl podnoszenia stóp będzie trwał tak długo, jak będziemy obserwować niebezpieczeństwo utrwalenia się tendencji inflacyjnych. Ale na razie gospodarka rośnie w sposób umiarkowany i sama w sobie impulsów inflacyjnych nie tworzy - powiedział Belka w wywiadzie dla poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".

Istnieje możliwość, aby ceny nie rosły

Belka rysuje pewien pozytywny scenariusz, w którym ceny nie będą rosnąć. Uważa, że to możliwe, gdy firmy nie ruszą z inwestowaniem, a Polacy zaczną nieco mniej kupować. Scenariusz jest jednak nie pewny, gdyż kupują coraz więcej - konsumpcja rośnie.

- Jeśli inwestycje sektora prywatnego nie ruszą, a konsumpcja, która jest podstawą rozwoju, osłabnie, to bezinflacyjny wzrost, który jest podstawą rozwoju może potrwać całkiem długo. Musimy jednak zachować czujność, bo nawet, jeżeli tych napięć gospodarka dzisiaj nie kreuje, to przecież w końcu może się to zmienić - powiedział.

Prezes NBP za główne powody rosnących cen uważa ich zmiany dla żywności i ropy. To grozi tym, że Polacy będą żądać nadmiernych podwyżek pensji, co znów pchnie sprzedawców do podwyższania cen. Tu może powstać błędne koło rosnących płac i cen.

- Czyli nastąpią te mityczne dla niektórych, a dla innych całkiem realne, efekty drugiej rundy. Ale będziemy starać się ich uniknąć. I unikniemy - powiedział.

- Znaczna część wzrostów ma charakter spekulacyjny, czyli krótkookresowy. Bańka w końcu pęknie. Nie obiecuję, że ceny wrócą do poziomu sprzed bańki, ale nie powinniśmy zakładać, że żywność będzie tylko drożała - powiedział.

Złoty woli się umacniać

Prezes przyznał, że NBP zawsze może spróbować wpłynąć na rynek, choć wzbraniał się przed powiedzeniem, że utrzyma kurs złotego wobec innych walut na konkretnym poziomie.

- NBP nie wyklucza interwencji na rynku, tak jak to zrobił rok temu. Ale nie dla obrony jakiegokolwiek kursu. Nie ma czegoś takiego, jak przedział, w jakim NBP chce złotego utrzymać, i nie zamierzamy w tym celu interwencji stosować - powiedział Belka.

Marek Belka jednocześnie nie chce przewidywać kursów złotego. Wypowiada się z pewnością tylko o jednym jego aspekcie - tendencji do wzmacniania się, która co jakiś czas zachwiana jest przez wydarzenia na świecie.

- Mówiłem, że złoty ma potencjał aprecjacyjny, bo ma. Ale kurs walutowy to zmienna nieprognozowalna. Nie będę, więc przewidywał, co się z nim stanie. Złoty jest walutą, która słabnie w okresie zaburzeń takich, jak trzęsienie ziemi, tsunami, wojna w Libii. A potem, jak się sytuacja w miarę normalizuje, to złoty znów rośnie. Siła fundamentalna złotego istnieje, ale nie ma, co próbować oddziaływać na jego kurs za pomocą polityki pieniężnej - dodał.

Prezes chwali zeszłoroczną interwencję NBP na rynku walutowym. Ocenia, że dzięki temu zmniejszyły się spekulacje na polskiej walucie.

Zmiany w OFE mogą nas przybliżyć do euro

Nasz kraj cały czas próbuje spełnić kryteria walutowe i przede wszystkim budżetowe (tzw. kryteria konwergencji), które należy spełnic, by móc starać się o euro. Wśród kryteriów jest limit deficytu budżetowego co najwyżej 3 proc. PKB. Walkę z nim oraz długiem publicznym mają wspomóc przygotowywane obecnie zmiany w systemie emerytalnym.

Belka ocenia polski program konwergencji, jako "bardzo ambitny". Uważa, że w średnim terminie budżet powinien zostać zbilansowany. Twierdzi zatem, że że uda nam się spełnić przynajmniej ten element potrzebny do wejścia do strefy euro.

- Nie powinniśmy 3 proc. traktować, jako ostatecznego celu. Uważam, że jest to górna granica, a średnioterminowo budżet powinien być zbilansowany - powiedział Belka.

Dodał, że istnieje plan zapasowy, gdyby spełnianie kryteriów wejścia do eurolnadu nie szło zgodnie z planem. Jednak nie chciał przepowiadać porażki w obniżaniu deficytu budżetu i dług publicznego dzięki zmianom w OFE.

- Przewidziano dodatkowe kroki, jeśli ten proces będzie przebiegał gorzej, niż założono. Nie mam w tej sprawie nic do dodania. To, że nie jestem pewien, czy cała operacja się powiedzie, to jeszcze nie powód, bym składał donos na swój własny rząd. Ja nie jestem niezależnym ekonomistą. Moja pozycja jest inna - powiedział.

Rząd zobowiązał się wobec Komisji Europejskiej, że w 2012 roku deficyt Polski osiągnie poziom 3 proc. PKB.

tk