Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Petar Petrovic 30.10.2012

Solidarność walczy ze "śmieciówkami"

Związkowcy NSZZ Solidarność rozpoczęli kampanię "STOP umowom śmieciowym". Billboardy i spoty mają zwrócić szczególnie uwagę młodych ludzi, bo to ich najczęściej dotyczą umowy cywilno-prawne.
Solidarność walczy ze śmieciówkamiFragment spotu "Solidarności"

W ramach kampanii Solidarności na ulicach 8 największych polskich miast pojawiły się billboardy z Syzyfem. Spoty można zobaczyć w kinach, w telewizji i w internecie.

Szef NSZZ Solidarność, Piotr Duda informował w "Sygnałach dnia”, że na pracę na umowach śmieciowych skazanych jest w Polsce 5 mln osób. – Trzeba walczyć z tą patologią, gdyż te umowy są nadużywane przez pracodawców, to jest syf, bałagan, śmietnisko, jest to coś, co nie powinno mieć miejsca.

70 proc. osób posiadających takie umowy to osoby poniżej 25 roku życia. Nie mogą one liczyć na kredyt w banku, nie mają też "pewności jutra”.

Marek Lewandowski, rzecznik "Solidarności”, podkreślił, że z tego powodu kampania skierowana jest do młodych. – Tak naprawdę praca na "śmieciówkach” to jest ciągłe zaczynanie od zera – przekonywał. – Chcemy uświadomić im, jakie skutki niesie ze sobą praca na takich umowach, pokazać jakie to ma znaczenie dla ich przyszłości, dla ich emerytury – zaznaczył.

Piotr Rogowiecki, ekspert pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej, mówił w radiowej Jedynce, że są to normalne umowy w obrocie gospodarczym.

- Dla pracodawców umowy cywilno-prawne dają większy poziom elastyczności – utrzymywała Dominika Staniewicz, ekspert do spraw rynku pracy w Business Centre Club.

Jej zdaniem nawet umowa o pracę nie chroni nas przed jej utratą, więc lepiej przyzwyczaić się do bycia "elastycznym”. Zdaniem ekspertów prawo dotyczące zatrudnienia i tak jest w naszym kraju restrykcyjne, co powoduje, że tak chętnie proponowane są umowy cywilno-prawne.

- Gdyby koszt pracy jednego pracownika był niższy i zamiast załóżmy pensji brutto 3,7, z czego pracownik otrzymuje 2 tys. netto, byłby ten koszt np. 2,7 tys., to pozostałyby mi pieniądze na zatrudnienie kolejnego pracownika - tłumaczyła Dominika Staniewicz.